Szpinger oczarował pilską publiczność! – relacja z wernisażu
Włodzimierz Szpinger. Metafizyka groteski – wernisaż.
– Czy ja wybrałem sobie tę artystyczną drogę? Ja nie miałem wyboru! Od dziecka nic innego nie robię tylko bawię się ołówkami, pędzlami i formami. Jako siedmiolatek zrobiłem pierwszy swój olejny obraz… Ojciec przyniósł mi trzy farby i ja tymi farbami namalowałem obraz, który dziś jest oprawiony i wisi w mojej pracowni – to obraz z 1949 roku – opowiadał Włodzimierz Szpinger, artysta malarz z Gdańska, którego wystawę pilska Galeria BWA otworzyła w miniony piątek. Wernisaż był niezwykłym wydarzeniem kulturalnym – do Piły zjechało mnóstwo gości z całej Polski, także marszandka artysty – Carmen Tarcha, prezes zarządu Qudrilion S.A. w Warszawie. Szpinger i jego obrazy zachwyciły publiczność.
Szpinger to fenomen polskiej sztuki i polskiego malarstwa. Swój pierwszy obraz olejny namalował w wieku 7 lat – przedstawiał on szarą smutną ulicę i domy z pustymi oczodołami okien. Wkrótce zaczął zbierać wyróżnienia w konkursach plastycznych. Już po studiach podróżował do Włoch, do Holandii – tam poznawał dzieła dawnych mistrzów, zachwycił się sztuką flamandzką i holenderską. Do dziś stosuje w swoim malarstwie techniki dawne.
– Stosuję wyłącznie sprawdzone przez wieki klasyczne komponenty – w miarę możliwości oczywiście, te, które są dostępne – a które stosowali moi koledzy sprzed setek lat – mówi artysta.
Stąd malarstwo, które oglądamy, przenosi nas w przeszłość, zachwyca średniowieczną wręcz paletą barw, głębią obrazu, jego trójwymiarowością i poświatą.
– To malarstwo warstwowe. Kiedyś malowano warstwami. Każda warstwa po nałożeniu musi wyschnąć i być przedzielona żywicą – wtedy powstaje złudzenie – iluzja trójwymiarowości. Na to wpadli malarze, którzy malowali kościoły – a kościoły były ciemne. A w tego typu malarstwie każdy promień światła powoduje, że obraz świeci w ciemności. Tu chodzi o materię, z której zrobione jest dzieło sztuki: to drewno, przeróżne żywice, oleje, pigmenty – wszystko to materia. Dzisiaj takich technik się już nie stosuje – dziś wszystko robi się wirtualnie, komputerowo – mówił W. Szpinger, zdradzając tajniki swojego warsztatu.
***
– Gościmy dziś artystę wybitnego, znanego na całym świecie. To wielkie wydarzenie w kulturze pilskiej, jedyne w swoim rodzaju, gdyż takie wystawy, jak ta, którą dzisiaj mamy okazję podziwiać, zdarzają się tylko w wielkich muzeach dużych miast – mówił dyrektor BWAiUP Edmund Wolski.
W wernisażu wzięła udział Carmen Tarcha, prezes zarządu Qudrilion S.A. w Warszawie, dzięki której wystawa ta w Pile miała szansę zaistnieć.
– Dziękuję za sympatyczne przyjęcie mnie w Pile, za trud organizacji tej wystawy – także mojemu marszandowi – pani Carmen. Jestem też bardzo wdzięczny za wypożyczenie moich prac z kilku kolekcji, bo to – owszem – są obrazy przede mnie malowane, ale nie są moje! – mówił W.Szpinger.
– Taką wystawę trudno skomponować. Gdyby nie kolekcjonerzy prywatni takie wystawy nie byłyby możliwe. Sam Włodek nie posiada swoich obrazów, wszystkie są w prywatnych kolekcjach – wyjaśniała C.Tarcha.
Był to wyjątkowy wieczór, z rozmowami o sztuce, o malarskich inspiracjach Szpingera – a te bywają przeróżne…
„(…) Malowidła zapełniają dziwne stwory, mające w sobie cechy ludzkie, okraszone rubasznością satyrów i trolli połączonych z wdziękiem elfów. Powstaje z tego smakowity malarski koktajl, trochę bajkowy, trochę satyryczny, a czasami z elementami łagodnego horroru” – czytamy o artyście w wystawowym katalogu.
– Wychowałem się w dużym, ciemnym mieszkaniu – żaróweczka była jedna, czasem dwie, trzy – zawsze było troszeczkę niedoświetlone. I jak się zasypiało, to z każdego kredensu, mebla, z każdej szafy wychodziły przeróżne stwory. I nie można było spać. Wszystkie były pełne tajemniczości, to pracowało na wyobraźnię. I może było inspiracją do tworzenia tych form antropomorficznych – zdradzał artysta.
„Prócz fascynacji sztuką flamandzką i holenderską w malarstwie Włodzimierza Szpingera można odnaleźć echa mrocznych skandynawskich legend i mitów, ale także zauroczenie słonecznym pejzażem i jasnymi barwami południa Europy oraz całą kulturą śródziemnomorską. W jego twórczości jest płomienny mistycyzm średniowiecza, a zarazem renesansowa radość i zachwyt nad pięknem świata. Wyszukiwanie tych powinowactw – także autorskich odwołań, głównie do Hieronymusa Boscha, Breughlów, Dürera czy Memlinga – to ulubione zajęcie recenzentów sztuki Szpingera”.
– Ja nie miałem wyboru! – powiedział W. Szpinger zapytany o wybór artystycznej drogi – Od dziecka nic innego nie robię tylko bawię się ołówkami, pędzlami i formami. Jako siedmiolatek zrobiłem pierwszy swój olejny obraz… Ojciec przyniósł mi trzy farby i ja tymi farbami namalowałem obraz, który dziś jest oprawiony i wisi w mojej pracowni – to obraz z 1949 roku. Nikt mnie na tę drogę nie pchnął… Nie wiem jak to się stało… Od dzieciństwa, dosłownie!, rysowałem, malowałem. Jako dziecko chorowałem troszeczkę, a w łóżku zawsze były kredki, pędzle, papiery, akwarelki. Rysowałem nawet leżąc! Przyrósł do mnie ten ołówek i pędzelek…
Rysowałem nawet komiksy namiętnie! – wspominał.
Ucząc się w liceum plastycznym przechodził rodzaj artystycznego buntu – interesowała go abstrakcja, taszyzm i – jak stwierdza z humorem – „wszelkie „izmy”. – A potem już się uspokoiłem!
Podróżował do Holandii, do Włoch, gdzie poznawał dzieła dawnych mistrzów i dawne techniki. Do dziś jest im wierny.
– We Włoszech studiowałem w Pinakotece Watykańskiej – za zgodą ówczesnego dyrektora mogłem robić kopie, notatki. I robiłem to tak namiętnie, że któregoś razu złapałem się za deskę, która miała 1000 lat! – musiałem to zobaczyć! I… zostałem obezwładniony! Wytłumaczyłem się, oczywiście, ale było ostro… Była to tysiącletnia deska i widać było na niej świętego płynącego na łódce. To malowidło mnie nie ruszyło, ale sama deska, naszprycowana różnymi żywicami, żeby jeszcze się trzymała – to mnie porwało! Tak, deska, która trzyma się tysiąc lat, to są rzeczy, które mnie zadziwiają. Dlatego jestem takim dinozaurem, bo stosuję wyłącznie sprawdzone przez wieki klasyczne komponenty – w miarę ich dostępności – które stosowali moi koledzy sprzed setek lat – mówił Szpinger w Pile.
Artyście – w imieniu Starosty Pilskiego– twórczości gratulował Krzysztof Sadowski, członek Zarządu Powiatu Pilskiego: – Możliwość spotkania z panem i podziwiania pana prac to dla nas wszystkich zaszczyt, wszyscy jesteśmy tym wydarzeniem zachwyceni. Dziękuję panu, że zgodził się pan uczestniczyć w wernisażu, dziękuję pani Carmen, bo to jej ogromna zasługa, że udało się nam te prace tu zgromadzić, i dziękuję dyrektorowi BWA za to, że wystawy, które się tu odbywają są zawsze na bardzo wysokim poziomie – mówił K. Sadowski.
Wieczór uświetni minirecital w wykonaniu Dobrochny Karolewskiej (skrzypce) i Mirosława Feldgebela (fortepian). Koncert nagrodzono owacjami. Mirosław Feldgebel to ceniony pianista i kameralista z Warszawy, który zajmuje się również wykonawstwem muzyki dawnej na instrumentach historycznych, a występował w wielu prestiżowych salach koncertowych Europy, obu Ameryk, Afryki oraz Azji. Dobrochna Karolewska, natomiast, to uczennica Poznańskiej Ogólnokształcącej Szkoły Muzycznej II stopnia im. M. Karłowicza w klasie skrzypiec, która od 9 roku życia występuje jako solistka na większych scenach z Wielkopolską Orkiestrą Lekarzy. Ma dopiero 14 lat i… niezwykły talent. Wypada dodać, że Mirosław Feldgebel to były uczeń prof. Jolanty Reszelskiej z pilskiego Zespołu Szkół Muzycznych, a Dobrochna Karolewska to jej niezwykle uzdolniona wnuczka.
Na wystawę, którą można oglądać w BWA w Pile do 4 sierpnia (czwartek) od pn do pt w godz.. 9.00-15.00 (w środy i czwartki do godz. 19.00) zapraszają: Powiat Pilski, BWAiUP w Pile, Galeria Quadrilion w Warszawie, Carmen Tarcha Gallery 5 oraz Autor.
Bilety: 10 zł (normalny) i 5 zł (ulgowy).