Ryszard Lech. Malarstwo – relacja z wernisażu
– To unikalne malarstwo. Nawet bez podpisu pod obrazem wiadomo, że to on malował – powiedział gość wernisażu Zbigniew Janasik. Bez wątpienia prezentowana wystawa ten fakt potwierdza. Prezentujemy prace Ryszarda Lecha, artysty uznanego za prekursora malarstwa pikselowego.
Pilska Galeria Biura Wystaw Artystycznych i Usług Plastycznych Powiatu Pilskiego zaprasza – do 13 grudnia – na niezwykle ciekawą wystawę malarstwa. Prezentowane są prace nieżyjącego już artysty związanego z Koszalinem, Ryszarda Lecha. – Malarstwo to uznawane jest za niezwykłe zjawisko na gruncie sztuki polskiej, a autor za twórcę malarstwa pikselowego – mówi Zbigniew Janasik, jeden z właścicieli prezentowanej kolekcji, kolekcjoner i mecenas sztuki. Gościem wernisażu był także brat artysty, Medard Lech. – Gdy prosiłem, by powiedział mi o swojej sztuce, mówił: To nie jest sztuka, to jest mordęga! Ja na każdy obraz muszę poświęcić setki godzin. Nie namaluję, jak Picasso, jednej spirali pędzlem i to już jest arcydzieło. Ja muszę to swoje arcydzieło wypracować!
Fenomen jego malarstwa polega na niezwykle oryginalnym połączeniu języka geometrii z realistycznym pejzażem, co przy zastosowaniu własnej technologii malowania skutkuje indywidualnym, rozpoznawalnym a jednocześnie niepowtarzalnym stylem – dodaje Zbigniew Janasik. – To on pierwszy w sztuce wymyślił piksele, zanim jeszcze powszechnie pojawiły się w komputeryzacji. Prace Ryszarda można podciągnąć pod prądy sztuki nowoczesnej wywodzącej się z Bauhausu, w której np. Kandinsky czy Paul Klee budowali obrazy, gdzie łączyli architekturę, malarstwo i design.
Gościem wernisażu był także Medard Lech, brat artysty, który w rozmowie poprowadzonej przez Edmunda Wolskiego, dyrektora BWA PP, wzruszająco przedstawił związane z wojną losy Ryszarda Lecha, a także jego artystyczną drogę.
– Ryszard był ode mnie mocno starszy, bo aż17 lat, więc ten kontakt był, ale tak naprawdę, im bardziej dorastaliśmy byliśmy sobie bliżsi. Była to już relacja klasycznie braterska. Początkowo patrzono na nas jak na ojca i syna z powodu tej różnicy wieku. Rysiek był człowiekiem, który bardzo dużo przeszedł, zresztą jak wszyscy z tych roczników. W 1939 roku miał 12 lat. Wojna zastała go kiedy był w sanatorium – był chorowitym chłopcem. Z tego sanatorium w Ciechocinku porwano go do germanizacji – dzieci, które „się nadawały” miały zostać zgermanizowane. Mama odnalazła brata po dwóch miesiącach poszukiwań w sierocińcu we Włocławku. Był zawszony, zagłodzony… Nie wiadomo, czy by go naprawdę zgermanizowali, czy raczej by tam umarł…. – mówił Medard Lech. – Mama, gdy wróciła z bratem do domu w listopadzie 1939 roku, była tak zmęczona po tych poszukiwaniach, że spała podobno – wiem to od rodziny – dwie i pół doby bez przerwy…
Ryszard Lech uczył się w tajnym liceum w szkole budowy dróg i mostów. Tam okazało się, że ma świetną rękę, plastyczny talent. Działały tam Szare Szeregi i Ryszard doskonale podrabiał dla członków organizacji niemieckie dokumenty. Już jako bardzo młody artysta był ceniony.
– Kiedyś w toaletce, w szufladzie zobaczyłem papier Polskiego Związku Artystów Plastyków. Napisane tam było, że Rysiek jest członkiem tego związku. Co więcej, że jest „nadzwyczajnym członkiem ZPAP”. A on jeszcze nie skończył studiów! Pomyślałem: Ja to nam fajnego brata! – mówił Medard Lech w Pile.
– Rysiek nie malował łatwo, tylko malował trudno. Kiedy pytałem go: Co powiesz o swojej sztuce? – odpowiadał: „To nie jest sztuka, to jest mordęga! Ja na każdy obraz muszę poświęcić setki godzin. Nie namaluję, jak Picasso, jednej spirali pędzlem i to już jest arcydzieło. Ja muszę to swoje arcydzieło wypracować!”. Ale dobrze to robił.. Cieszę się, że miałem takiego brata.
Medard Lech pozostawił po sobie ok. 500 prac.
– Trochę mało… W naszym posiadaniu (Medarda Lecha i Zbigniewa Janasika) jest ich ok. 250. Po różnych galeriach i u osób prywatnych – kolejne 250. Szkoda, że tak mało, ale malarstwo brata, te malarskie piksele, które wymyślił, to była za ciężka praca, czasochłonna i wyczerpująca. To były także inne czasy. Nie było warunków takich jak są obecnie, nie było łatwego dostępu do akcesoriów. Ja, kiedy pojechałem na wycieczkę zagraniczną, całe swoje pieniądze, 20 dolarów, wydałem na pędzle dla niego… – wspomina Medard Lech.
Na czym polegało malarstwo pikselowe Ryszarda Lecha?
– Byłem świadkiem malowania kilku prac, choć on nie lubił, gdy ktoś przyglądał się, jak pracuje. Jedna praca powstawała tygodnie, czasami miesiące. Miał worek kapsli po różnych napojach i w tych kapslach przygotowywał sobie farby. Jeden kapsel odpowiadał jednemu pikselowi malarskiemu. Do każdego kapsla dodawał kroplę wody więcej. Doszedł do takiej perfekcji, że wiedział ile kropel tej wody dodać, by uzyskać odpowiednie kolorystyczne przejście w tle obrazu, zamierzoną modulację kolorystyczną – opowiada Zbigniew Janasik. – Ryszard uważany jest dziś za prekursora malarstwa pikselowego i właściwie trudno znaleźć jego naśladowców. Zdarzały się pojedyncze prace wykonane w takiej technice, ale z powodu jej uciążliwości, tak pracochłonnej i wymagającej zamysłu budowania tej pracy, nie ma ich. To malarstwo niezwykle, unikalne. Ryszard wypracował swój styl, miał swoje narzędzia, swoje materiały, swoją paletę kolorów, swoją technikę malowania. Mówił: „Nieważne, czy to jest styl dobry, czy zły. Jest mój”. I nawet bez podpisu pod obrazem jest wiadomo, że to malował Ryszard Lech.
W 2013 roku w Gdańsku miała miejsce pośmiertna wystawa prac Ryszarda Lecha.
– Tam jego obrazy zaliczone zostały do dóbr kultury narodowej.
Na wystawie w BWA PP zobaczyć można m.in. cykl obrazów Ryszarda Lecha zatytułowany „Jedenastego…” poświęcony atakowi terrorystycznemu na World Trade Center na Manhattanie w Nowym Jorku 11 września 2001 roku, a także prace dedykowane artystom m.in. plastykom i muzykom, m.in. Michaelowi Jacksonowi, Niemenowi, czy Nikiforowi, z którym Ryszard Lech przyjaźnił się i od którego otrzymał w podarunku kilkadziesiąt prac.
– Ryszard chciał być samodzielny. Lubił góry i narciarstwo. Często jeździł więc do Krynicy i tam przy domu zdrojowym malował karykatury za pieniądze. A obok swoje dziełka malował Nikifor. Nikifor malował je na takich papierach, jakie mu ktoś podarował. Rysiek przywoził więc do Krynicy z Warszawy szczotki „Stolicy”, z próbnym drukiem gazety po jednej stronie, a po drugiej stronie czyste, i dawał je Nikiforowi. I na nich Nikifor malował. I panowie czasami wymieniali się tymi obrazkami. Niestety, Ryśka okradziono. Mieszkał w Koszalinie, zresztą tuż obok więzienia, i tam okradziono jego mieszkanie i skradziono kilkadziesiąt dzieł Nikofora. Uchowała się tylko jedna praca ponieważ była nieoprawiona i leżała pomiędzy papierami. Rysiek cenił Nikifora i jakby się trochę wpatrzyć w jego prace, to w niektórych jego obrazach widać tego Nikifora, jego sposób patrzenia. Ta chęć do przekazania kanonów, szczegółów obiektów, które malował, „żeby to było dokładnie takie jakie miało być”, przeszła do Ryśka: przez to, że siedział obok niego na tym deptaku… – opowiada Medard Lech.
Co pchnęło Ryszarda Lecha do pikseli? Jak podejrzewa jego brat, mogło to być jego przygotowanie architektoniczne, kreślarskie (szkoła budowy dróg i mostów).
– W architekturze wszystko wymaga precyzji. Na jego obrazach widać tę precyzję, dokładność, perfekcjonizm. Widać w nich perfekcjonistę.
Wystawa jest dostępna do oglądania w pilskim BWA PP do 13 grudnia.