Na Wielkanoc: „Rozważania w drodze”
Istotną część cyklu stanowi Epilog. – Chciałam tym obrazem powiedzieć, że jeżeli człowiek patrzy przez rany Chrystusa, widzi inaczej
Jej Droga Krzyżowa powstawała długo. Pierwszą stację namalowała pod koniec 2002 roku – wówczas realizowała polichromię w kaplicy Sióstr Opatrzności Bożej w Wielkiej Wsi koło Wolsztyna. Ostatni obraz cyklu namalowała w 2006 roku. – Dla mnie najważniejszy jest Epilog tego cyklu. Jeżeli w realizacjach drogi krzyżowej pojawia się epilog, malarze zwykle malują Zmartwychwstanie. Ja nie miałam takiego planu. W ogóle nie chciałam malować epilogu. Ale miałam osobiste przeżycie, problem, kłopot z przebaczeniem pewnej osobie. I wydarzyło się coś, co potem zaowocowało obrazem. Jego koncepcja powstała w 15 minut… – opowiada Elżbieta Wasyłyk, malarka, prof. Akademii Sztuki w Szczecinie, etatowy plastyk BWAiUP w Pile.
W 2002 roku wykonywałam polichromię w kaplicy Sióstr Opatrzności Bożej w Wielkiej Wsi koło Wolsztyna.
Była to nowa kaplica – malowałam tam prezbiterium. Siostra Chryzanta zastanawiała się właśnie nad formą drogi krzyżowej do tejże kaplicy. Nie dostałam zamówienia, ale pomyślałam wtedy, że to dobry moment, by zacząć ten temat… Był to powód bezpośredni podjęcia się tej pracy, ale pośrednio ja do tej drogi krzyżowej przygotowywałam się już od kilku lat. Rozwijałam tematykę pasyjną w swoich obrazach i ta droga krzyżowa stała się podsumowaniem wszystkich moich obrazów związanych z treściami pasyjnymi – mówi Elżbieta Wasyłyk.
Jako osobne realizacje wcześniej powstały takie obrazy jak Ukrzyżowanie na tle Zwiastowania, Effata – otwórz się, Ukrzyżowanie, Jezus na śmierć skazany.
Cykl nazwała „Rozważaniami w drodze”.
– Malowanie drogi krzyżowej to mocne doświadczenie, ale nie jest to egzaltacja emocjonalna ani religijna. Wszędzie, gdzie pojawiają się emocje w sztuce, tam rzadko ma ona wartość. Jest to natomiast głęboki wysiłek duchowy i intelektualny. Towarzyszyło mi czasem przy pracy głębokie wzruszenie, które jest bardziej kontemplacją niż pracą zmysłów i emocji – opowiada malarka.
Nie malowała poszczególnych stacji Drogi Krzyżowej chronologicznie. Pierwszy obraz jaki powstał, przedstawiał jednak pierwszą stację drogi krzyżowej. – Jezus skazany na śmierć. Nie wiem, dlaczego namalowałam ją jako pierwszą…. Ale ta stacja była dla mnie bardzo ważna. I miałam temat na tę stację. Przedstawiłam Jezusa jako opokę, skałę. U dołu obrazu widzimy dłonie wskazujące na Chrystusa. Są to moje palce. Wskazują Jezusa. Ja mam w skazaniu Jezusa na śmierć swój udział. Był to więc także obrachunek z samą sobą. Przyznanie, że ja również przyczyniłam się do tego, że Jezus umarł. Mimo że ja żyję w tej chwili, a On umarł 2 tysiące lat temu. To nie ma znaczenia. On wziął na siebie grzechy które były i które będą popełnione do końca świata.
Bardzo mocno przeżyła i inne stacje:
– Pietę – również malarsko – bo twarz Jezusa jest tam jedną, nabrzmiałą krwią, masą. Bardzo ważna była stacja „Jezus upada pod krzyżem”. Są trzy stacje mówiące o upadku Jezusa pod ciężarem krzyża. Na jednym z obrazów pokazałam stopy i twarz Jezusa leżącą tuż przy tych stopach. Bardzo to czułam i bardzo przeżyłam. Był to zresztą dla mnie czas, kiedy sama czułam się taka leżąca, na ziemi – wymienia Elżbieta Wasyłyk – Dalej, „Śmierć Jezusa”, gdzie pojawia się tęcza jako symbol przymierza Boga z człowiekiem. Bóg rozpiął tęczę przed Noem, zawarł z ludzkością Nowe Przymierze. Bóg poprzez Chrystusa, poprzez Jego śmierć i zmartwychwstanie zawarł także z nami Nowe Przymierze. Bardzo przeżyłam to, że jestem w przymierzu z Bogiem, że On mi to dał… Kolejna stacja, nad którą pracę szczególnie pamiętam, to „Ukrzyżowanie”, gdzie mamy jednego łotra i drugiego – i oni są z ciała. A pomiędzy nimi jest błękitna przestrzeń, która wyraźnie ma kształt ciała Chrystusa. I jeszcze jedna stacja, którą szczególnie wspominam: „Jezus bierze krzyż na swoje ramiona”. W mojej Drodze Krzyżowej nie ma motywu krzyża. Czasem pojawia się natomiast belka z krzyża, która tu została rozciągnięta – aż do otchłani, w której widzimy twarze cierpiących.
Dla Elżbiety Wasyłyk, jak i dla wymowy stworzonego przez nią cyklu, najważniejszy jest jednak Epilog. Co ciekawe, pracując nad cyklem wcale nie planowała, że go namaluje. Tym bardziej zaskakuje jego silne przesłanie i wyjątkowość.
– Zwykle, gdy pojawia się epilog w cyklach drogi krzyżowej, jest nim Zmartwychwstanie. Ja nie planowałam, że namaluję epilog. Powstał w wyniku osobistego doświadczenia, silnego przeżycia – opowiada malarka – Miałam pewien problem, kłopot z przebaczeniem pewnej osobie. Bardzo chciałam przebaczyć, modliłam się o to, ale ta osoba naprawdę mocno wkurzała mnie… I było mi ciężko. Postanowiłam wyznać to księdzu. Tym bardziej dałam sobie upust, że ksiądz znał tę osobę. I w momencie, kiedy to mówię, a ksiądz modli się już o uzdrowienie, ja mam wrażenie, że widzę tę osobę z wysokości krzyża, że ja jestem wysoko! To nie była wizja. Widziałam to jakby oczyma swojego ducha. Było to dla mnie zaskakujące i poruszające. Ale od tego czasu jestem wolna! Zrozumiałam, że Jezus dał mi tę łaskę, by spojrzeć na tę osobę z wysokości krzyża. A to jest spojrzenie z miłością wybaczającą.
Krótko po tym zdarzyła się inna sytuacja. Elżbieta Wasyłyk, która z reguły nie pracuje w swojej pracowni popołudniami, weszła tam wiedziona silną potrzebą. Dostrzegła płótno z podmalówką i jakimiś bazgrołami.
– Nagle usiadłam i poczułam, że mam potrzebę malowania. Namalowałam osobę, portret. Okazało się, że bardzo szybko, bo w ciągu 15 minut tak zorganizowałam to płótno, że pojawiła się na nim twarz, dłonie… I rany w tychże dłoniach, przez które namalowany człowiek patrzy. Zamysł tej pracy, jej koncepcja pojawiła się błyskawicznie. Zrozumiałam, że mam potrzebę pokazania, że jeżeli człowiek patrzy przez rany Chrystusa to widzi inaczej, to widzi tak, jak Chrystus. Czyli przebacza, kocha bezwarunkowo. Ten obraz był konsekwencją mojego wcześniejszego doświadczenia, uwolnił mnie od braku przebaczenia. Pomyślałam, że to fantastyczny motyw do drogi krzyżowej i że ja chciałabym tak właśnie przechodzić drogę krzyżową. I że chciałabym, aby każdy, kto będzie oglądał moją Drogę Krzyżową, doświadczył czegoś takiego jak ja.
Zdaniem E. Wasyłyk, w kościele katolickim większość realizacji drogi krzyżowej poprzez swoją formę sprowadza się najczęściej do ubolewania nad cierpieniem Jezusa.
– To w zasadzie niczego nie zmienia w życiu człowieka. Bo co to za wiara, skoro nie pozwala Chrystusowi na tyle wejść w moje serce, żeby mnie przemienić? Można latami chodzić do kościoła, biczować się i z tego może nic nie wynikać. Nie od ilości praktyk religijnych zmienia się serce człowieka. Ono zmienia się w momencie, kiedy ja mówię Jezusowi TAK.
Okazuje się, że wielu wiernych dokładnie tak przeżywa „Rozważania w drodze” autorstwa Elżbiety Wasyłyk. Boli ich cierpienie Jezusa, ale znacznie bardziej uwiera ich własne zamknięcie się na zmianę. To, że kolejne i kolejne przejście drogi krzyżowej nie ma u nich żadnego przełożenia na zmianę zatwardziałości serca.
– Kiedy pomagałam prof. Rocheckiemu w malowaniu polichromii w kaplicy Jezusa Dobrego Pasterza, podarowałam proboszczowi kościoła katalog z moją Drogą Krzyżową. – Pani Elżbieto, co pani zrobiła! – mówił potem – Ja nie mogłem spać! Ona mną tak wstrząsnęła do głębi… Ja jeszcze nigdy takiej drogi krzyżowej nie widziałem… Nie mówił, że mu się podoba, ale że nim wstrząsnęła. To chyba lepiej – mówi prof. Wasyłyk.
Chętnie wspomina także dzień, w którym po raz pierwszy pokazała swoją Drogę Krzyżową. Było to w miejscowości Dołuje pod Szczecinem, w świeżo wybudowanym kościele.
– Odbywały się tam już Msze Święte, ale wszystko było tam jeszcze bardzo surowe. Powiesiliśmy te obrazy i wtedy poprowadziłam swoją pierwszą drogę krzyżową. Na dużym ekranie wyświetlałam poszczególne stacje i mówiłam wiernym, jak każdą stację wymyśliłam i co ona znaczy z mojego punktu widzenia. Potem ludzie podchodzili do mnie i mówili, że jeszcze nigdy nie przeżyli tak mocno drogi krzyżowej…
eKi
Elżbieta WASYŁYK, dr hab., profesor Akademii Sztuki w Szczecinie, malarka, teoretyk sztuki, poetka. Zajmuje się malarstwem sztalugowym, ściennym, witrażem. Mieszka w Trzciance; studiowała historię na Wydziale Historycznym UAM w Poznaniu, potem odkryła większą pasję – malarstwo – i odbyła studia na Wydziale Malarstwa, Grafiki i Rzeźby PWSSP w Poznaniu. W 2007 obroniła pracę doktorską na UMK w Toruniu, a w 2011 pracę habilitacyjną na ASP w Krakowie. Od 2010 pracuje na Akademii Sztuki w Szczecinie, obecnie na stanowisku profesora.
Jest mamą Daniela, Aster i Marii.
Ważniejsze realizacje: cykle płócien „Pascha”, „Kształt obecności”, „Rozważania w drodze”, „Chopin”. Jest autorką polichromii w Kościele p. Jana Chrzciciela w Trzciance, gdzie namalowała trzy plafony w prezbiterium: Chrzest Jezusa w Jordanie, Zwiastowanie NMP i Widzenie Zachariasza, a także polichromii w kaplicy Sióstr Opatrzności Bożej w Wielkiej Wsi k. Wolsztyna oraz w kaplicy Bożego Ciała w kościele p.w. Bożego Ciała w Szczecinie. Zaprojektowała witraże m. in. do kościoła p w M. B. Częstochowskiej w Darłowie i do kościoła rzymsko-katolickiego w Pile – Motylewie. Wydała trzy tomiki wierszy: Spotykamy się i Kształt obecności i Niebo nad sześcianem.