Rozważania o sztuce i współczesności
Rozważania o kondycji sztuki współczesnej w Polsce związane są bardzo często z wyraźnie zauważalną aurą pesymizmu. Od dłuższego czasu mówi się o niepokojącym kryzysie w jaki uwikłana jest polska sztuka najnowsza. Maria Poprzęcka już pod koniec lat 90. ubiegłego stulecia w książce pt. O złej sztuce, pisała: zużytym i nieznośnym truizmem stało się (…) mówienie o kryzysie wartości. Niemniej kryzys [ten] trwa i zdaje się być nie dramatycznym przesileniem, lecz endemicznym, nużącym stanem [naszej współczesności]. Antynowoczesna opozycja okazała się jałowa, nie zrodziła żadnych nowych, twórczych postaw i programów, tak jak niegdyś z kontestacji wobec zastanego artystycznego porządku zrodziła się rewolucyjna nowoczesność. Trwa „obezwartościowienie” sztuki lub – co groźniejsze – milcząca zgoda na pozory wartości. (…) Widać jasno, że charyzma sztuki i jej autorytet moralny – przynajmniej w dziedzinie sztuk plastycznych utracony całkowicie – nie odrodzą się dzięki podniosłym apelom, tak jak nie nastąpi dzięki nim cudowny nawrót wiary artystycznej(1), czy też nowa fala entuzjazmu wobec aktualnych działań współczesnych artystów. Czy takie opinie są jednak rzeczywiście zasadne? Czym spowodowana jest duchowa gorycz tak wielu przedstawicieli środowisk twórczych i teoretyków sztuki, prorokujących kres autentycznych, artystycznych poszukiwań na progu rozpoczynającego się właśnie nowego wieku? Nie można nie zgodzić się z sugestią Józefa Szajny, że żyjemy obecnie: w czasach kultury „zawężonej”, nasta-wionej prawie wyłącznie na rozrywkę, [w których] równowaga między refleksją, analizą, zadumą nad światem została zachwiana na korzyść zabawy i rozbuchanej konsumpcji(2). Współczesny, radykalnie rozumiany relatywizm wartości, który sam w sobie nie jest czymś złym, lecz połączony ze skrajnie hedonistyczną wizją życia i brakiem szacunku dla jakichkolwiek idei – staje się dla sztuki najnowszej swego rodzaju zabójczym, śmiercionośnym dogmatem. Pozbawia wiele jej „dzieł” przejawów autentycznej duchowości oraz głębi humanistycznej refleksji. Teraźniejszość sztuki, to czas dominacji wielu przeciętnych artefaktów, które oprócz tego, że z reguły nie kreują interesujących przekazów natury symbolicznej, to również, bardzo często „zapominają” o adekwatności wyborów artystycznych i kulturze artykulacji własnej formy. Wielu współczesnych twórców, jest przekonanych, że artyście wolno wszystko, i że w przestrzeni jego poszukiwań twórczych nie ma żadnych zasad i ograniczeń. Postawa taka, pozornie liberalna i otwarta na to, co „nowe”, jest również o tyle niebezpieczna, że w swojej radykalnej postaci może ona pozbawiać sztukę wzniosłych pierwiastków etycznych. Poza tym, jeśli artysta współczesny, tak jak chce tego Jean-François Lyotard: pracuje bez reguł, po to, żeby ustanowić reguły tego, co „zostanie stworzone” (3) – może on dokonywać również potencjalnych, degradujących dzieło pod względem jego wartości, wyborów wszystko jedności i byle jakości (4), jak je określił, zmarły w 2004 roku wybitny filozof i estetyk, Stefan Morawski. Teoretyk ten, już piętnaście lat temu, sugerował, że wiele współczesnych realizacji artystycznych jest wyrazem akceptacji świata oszałamiającej i różnorakiej konsumpcji oraz bezgranicznej tolerancji wobec konkurujących ze sobą wartości i bezwartości (5). Tym sądem zbliżał się do prognoz, o sztuce sztuki współczesnej, formułowanych obecnie, przez cytowanego już Józefa Szajnę. Można zaryzykować stwierdzenie, że wiele przejawów sztuki najnowszej nie tylko oddala się od przekonań: pokoleń wiernym wartościom, to również jest byle jaka pod względem wyborów „czysto” formalnych, a więc tych typowo malarskich, rzeźbiarskich czy graficznych. I tak oto „kultura formy”, oraz świadomość jej adekwatnego określania, nie mówiąc już o jak najbardziej materialnie pojmowanej, tradycyjnej sprawności warsztatowej, po raz kolejny stają się nieobecne w pracach wielu współczesnych artystów. A jednak niektóre z tych realizacji stają się sławne. Są promowane, jako godne uwagi i zapamiętania dzieła sztuki, mimo tego, że wielu odbiorców może się nie zgadzać z taką ich klasyfikacją. W II połowie ubiegłego wieku George Dickie z dotkliwą precyzją odkrywał owe niebezpieczne mechanizmy, związane z kreowaniem artystów i ich dzieł, nie tyle poprzez odniesienie do świata wartości, nawet tych poj-mowanych w sposób pluralistyczny i liberalny, co raczej do kategorycznych sądów i decyzji przedstawicieli potężnego świata instytucji artystycznych. Sytuacja opisana przez George’a Dickiego trwa nadal. Jest ona tym bardziej niebezpieczna, jak zauważał wspomniany teoretyk, dziełem sztuki w sensie klasyfikacyjnym może być przedmiot: nie posiadając żadnej wartości, posiadając ją w stopniu minimalnym lub znajdując się w pewnym punkcie skali pomiędzy jednym a drugim ekstremum (6). Ranga owego przedmiotu, uznawanego w sztuczny sposób za dzieło sztuki, zależy przede wszystkim od rekomendacji wszechpotężnego art-worldu, który poprzez akty własnej, wszechwładnej woli dokonać może specyficznie pojmowanej „sakralizacji” tegoż przedmiotu. Niebezpieczeństwo kryje się tu również w konsekwencjach takiego stanu rzeczy, na przykład w naruszaniu wolności odbiorcy współczesnych artefaktów: mamy bowiem do czynienia ze swego rodzaju „aksjologiczną perswazją”, dokonywaną na jego osobistych, indywidualnych przekonaniach. Mówiąc, nieco bardziej dosłownie, uznane autorytety, reprezentujące oficjalne instytucje artystyczne, czyli na przykład krytycy sztuki, wmawiają niejako odbiorcom współczesnych artefaktów, że dana wypowiedź artystyczna jest dziełem sztuki, choć sam odbiorca może mieć, co do tego spore wątpliwości. Niestety, na tym jednak bilans strat się nie kończy. Promowanie przeciętnych wypowiedzi artystycznych, jako godnych uwagi i zapamiętania dzieł sztuki, umożliwia również katastrofalne w skutkach manipulowanie wartościami, czy wręcz kreowanie wielu pseudowartości. Sprawę tę można też ująć nieco inaczej: oto wiele współczesnych dzieł sztuki pozbawionych jest zdolności przenikania do wymiaru emocjonalno-duchowego życia współczesnego człowieka, a zatem sztuka najnowsza, ujmując rzecz metaforycznie, nie zawsze otwiera się na wysokiej próby wartości, sytuujące dzieło w przestrzeniach autentycznej duchowości. Na szczęście jednak wspomniana przypadłość, nie jest powszechną regułą, obejmującą wszystkie działania i cele współczesnych twórców. Stwierdzenie to jest o tyle optymistyczne, że obecnie bardzo wielu z nas tęskni do sztuki o charakterze meta-forycznym, w której możliwe do odnalezienia stają się głębokie w treści przekazy natury symbolicznej. Dzieło reprezentujące taki rodzaj sztuki, nie może być formą hedonistycznej, powierzchownej zabawy, lecz musi kreować w świecie przeżyć wewnętrznych odbiorcy, zakres istotnych przemyśleń i emocji wyższego rzędu. Przykładowo, może być ono, związane ze sferą sacrum, nie tylko tego w ujęciu chrześcijańskim; ale podejmować refleksje symboliczne, dotyczące kwestii egzystencjalnych i sugestie, dotyczące czasu, śmierci i przemijania. Poza tym może być nośnikiem zbiorowej i indywidualnej pamięci. Czasem może również rozwijać emocje i przekazy, które trudno jednoznacznie zdefiniować, a które tak, czy inaczej wydają się nam ważne i godne artystycznego „utrwalenia”. Z drugiej strony, nasze tęsknoty i nostalgie podążają także ku dziełom, które nie są wyrazem ducha absolutnej negacji, lecz stanowią twórcze kontynuacje, tradycyjnych ujęć i stylistycznych sposobów budowy wypowiedzi artystycznej. Okazuje się, że wbrew obiegowym opiniom, można odnaleźć dzieła artystów, którzy tak właśnie pojmują istotę sztuki. Oto współcześnie, pomimo pozorów pluralizmu, istnieją swoiste hierarchizacje postaw artystycznych. Niezwykle wysoko cenione są w nich: sztuka nowych mediów, wypowiedzi artystyczne o ambicjach „krytycznych” i takie działania twórcze, które odnoszą się do stylistycznych odkryć, dokonywanych w swoim czasie przez artystów awangardy i neoawangardy. Takie postawy są cenione jako sztuka ambitna, „wzniosła” i w pewnym sensie, poprzez swój radykalizm, wytyczająca nowe, futurystyczne perspektywy dla rozwoju form twórczej ekspresji współczesnego człowieka. A jednak wiele ze wspomnianych dzieł, to realizacje przeciętne, sztucznie promowane przez oficjalne instytucje artystyczne, jako godne zapamiętania i uwagi owoce działań współczesnych twórców. Co ważne jednak, to te właśnie artefakty są wystawiane, opisywane w monografiach, poświęconych historii sztuki najnowszej, czy umieszczane w muzealnych i galeryjnych kolekcjach. I poprzez takie właśnie akty swoistej rekomendacji, stają się one w sensie klasyfikacyjnym, jak powiedziałby to George Dickie, „autentycznymi”, wartościowymi przejawami sztuki najnowszej. Najczęściej, są to jednak dzieła hermetyczne, wobec potrzeb odbiorcy, dzieła, które często powstają, nie tyle z autentycznej potrzeby, co raczej za sprawą odniesień, do aktualnych mód i koniunktur artystycznych. Nie wszystkie z nich są wyrazem dogłębnej kultury plastycznej, czy efektem zasadnej i dogłębnie przemyślanej sfery koncepcyjnej. Pomimo wszystko, współczesny „totalny” pesymizm, dotyczący kondycji sztuki współczesnej jest w pewnym sensie przesadzony, co nie oznacza oczywiście, że jest bezpodstawny. Sztuka współczesna rzeczywiście często zdaje się „zapominać” o przestrzeniach duchowych, głębokiej metaforze i kulturze doboru artystycznych środków, lecz nie oznacza to, że wszystkie jej realizacje, pozbawione są takich właśnie pierwiastków. Zatem należy być „czujnym” i nie dać się zwieść stereotypowym mniemaniom, o różnorodnych przecież, poszukiwaniach współczesnych twórców. Wtedy być może, wybrane dzieła naszych czasów objawią nam to, do czego tak bardzo obecnie tęsknimy, bowiem niekiedy wydaje się, że są to dla nas już jakości bezpowrotnie „utracone”. Chodzi oczywiście, jak powiedziałby to, Józef Szajna o: refleksję, analizę i zadumę nad światem (7), które mogą być „zaklęte” w tworzonych obecnie, dążących do swoistej powagi, jakże cennych pod tym względem, artefaktach. W końcu i takie dzieła, można przecież, współcześnie podziwiać na polskiej i międzynarodowej arenie sztuki. W tym momencie trzeba koniecznie wspomnieć o roli, jaką mają do spełniania oficjalne, współczesne, instytucje artystyczne, czyli przykładowo: galerie, muzea, czy fundacje, popierające, i w pewnym stopniu kreujące również, rozwój najnowszej sztuki. Powinny one promować i rekomendować sztukę, według założeń „konstruktywnego pluralizmu”, nie ograniczając się tylko do tego, co koniunkturalnie modne i uznane. Tak pojmowana otwartość umożliwia odkrywanie dzieł, nie raz mniej znanych, lecz otwierających się na „zapomniane” wartości i przekazy, o których obecnie tak wielu z nas marzy, czy wręcz, do których tęsknimy jako do czegoś, co zostało nam niejako „na zawsze” już odebrane. Optymistyczne jest to, że w Polsce działają galerie sztuki o preferencjach zdecydowanie pluralistycznych. Jedną z nich jeśli chodzi o ustalenia programowe, jest Galeria Biura Wystaw Artystycznych w Pile. I tu, zarówno wystawy, twórczości artystów wywodzących się spoza rodzimego środo-wiska, jak i tych, którzy stanowią jego reprezentację – otwierają się na różnorodność, przy jednoczesnej próbie rekomendowania propozycji, przepełnionych wysokiej próby wartościami, jeśli chodzi o treść, jak i o formę prezentowanych dzieł. Wspomniane galerie – to miejsca, jakich niewiele jest w art-worldzie początku, naszego nowego XXI wieku. Miejmy nadzieję, że miejsc takich, będzie znacznie więcej, bowiem tylko akcentowanie i prezentowanie różnorodności, może uchronić nas, przed „śmiercią sztuki” – śmiercią, która nawet, jeżeli wydawać się może zagrożeniem pozornym, jest niebezpieczeństwem destrukcyjnym i złowrogim. Jak sugeruje bowiem Maria Poprzęcka do walki z kryzysem, w jakim znalazła się sztuka współczesna: potrzeba wielkiego wysiłku, a nie wypełnionej pustką instytucjonalnej krzątaniny czy nie dopuszczającej do stawiania elementarnych pytań zgody na pozory [wartości]. Podjąć go powinni ci, którzy z różnych tytułów – czują się „strażnikami wartości”. Jeśli [bowiem] zabraknie tego wysiłku, może rzeczywiście, „zanim zostaniemy zapomniani, przemieni się nas w kicz” (8). Być może istnieje zatem jeszcze nadzieja dla sztuki współczesnej. I nie warto popadać w stan totalnego przygnębienia, lecz należy raczej działać, póki dany jest nam na to czas, i odpowiedni arsenał potencjalnych możliwości. Wydaje się, że możemy odnieść w tej walce zwycięstwo, lecz tylko wtedy, kiedy uwierzymy, w dobroczynną i zbawienną moc „konstruktywnego pluralizmu”.Rafał Boettner-Łubowski Przypisy: (1)Maria Poprzędzka, O złej sztuce, Warszawa, 1998, s. 296-297. (2)Józef Szajna, Żyjemy w czasach bezideowej konsumpcji. Z Józefem Szajną rozmawia Cezary Polak – Dziennik. Gazeta codzienna, 2006, nr 167, s.28-29. (3)Jean-Francois Lyotard, Odpowiedź na pytanie: co to jest postmodernizm?, [w:] Postmodernizm. Antalogia przekładów, Kraków, 1996, s.56-57. (4)Tadeusz Szkołut, O perspektywach estetyki w dobie kultury postmodernistycznej, [w:] Sztuka i estetyka po awangardzie a filozofia postmodernistyczna, Warszawa, 1994, s.191. (5)Postmodernizm – jak go rozumiem i dlaczego nie lubię? Z profesorem Stefanem Morawskim rozmawia R. W. Kluszczyński, – Integracje, 1991, nr 27. (6)George Dickie, The art circle: a theory of art, New York, 1984, s. 13. (7)Józef Szajna, op. cit. (8)Maria Poprzęcka, op. cit., s. 302 |