Jarosław Ramucki: Przez Bajkał, Gruzję, Rumunię
PIŁA Krajobrazy zapierają dech w piersiach. Ale na jego zdjęciach najpiękniejsi są ludzie
Na fotografiach uśmiechają się do niego. A jeśli nawet się nie uśmiechają – widać, jak bardzo angażują się w tę nagłą i niespodziewaną fotograficzną sesję. A przecież poznali się ledwie 3-4 sekundy wcześniej… (?) Na zdjęciach Jarosława Ramuckiego najpiękniejsi są ludzie. Choć oczywiście krajobrazy, których bez tego pełnego pasji fotografa nigdy nie byłoby nam dane zobaczyć, zapierają dech w piersiach…
Biuro Wystaw Artystycznych i Usług Plastycznych w Pile zaprosiło pilan na kolejne spotkanie z cyklu „Bliżej świata”. Gościem był Jarosław Ramucki, leśnik, pasjonat fotografii i podróżowania. To była podróż przez Gruzję, Rumunię i nad Bajkał, często w miejsca – jak choćby w przypadku Bajkału – w które turyści nie zajeżdżają. Pan Jarosław z grupą przyjaciół trafił tam dzięki koledze córki, który – krótko mówiąc – tam, nad najgłębszym jeziorem świata „miał znajomości”. Odwiedzali ludzi spragnionych gości i opowiadania, bo rzadko tam ktoś dociera, byli przyjmowani z sercem i żegnani z żalem.
– Bajkał to najstarsze jezioro na świecie. Dokładnie nie wiem, ile ma lat, naukowcy piszą, że 25 milionów, jest to najgłębsze jezioro, zmierzono 1642 metry – mówił podróżnik.
Podróżowali najpierw dwa dni poduszkowcami, jeden dzień na skuterach, a później przesiedli się już na samochody. 11 dni spędzili na lodzie. – Nie było tam ani sklepów, ani zaopatrzenia, ale spotkaliśmy kłusowników i handlowaliśmy z nimi – mówił J. Ramucki. Jedli słoninę i wędzone ryby.
Bajkał jest na tyle dziwnym jeziorem, jest syberyjskie – więc wiosna przychodzi tam już we wrześniu, ale Bajkał zamarza często dopiero w połowie stycznia. Zamarzanie trwa nawet 4 miesiące. Lód jest niezwykle czysty – przezroczysty. Zaopatrzenie w wodę? – połamane kawałki lodu mieszkańcy transportują do domów i przy piecach topią je uzyskując najczystszą wodą z możliwych… Bo trzeba pamiętać, że Bajkał – mimo swoich gabarytów – to jednak jezioro, ze słodką wodą – 1/5 rezerwuaru słodkiej wody, jaką mamy na Ziemi.
– Bajkał jest osobnym światem, całkiem wyjątkowym. Choćby ze względu na endemiczne okazy fauny i flory. Zwierzęta: 60 procent występujących tam zwierząt nie występuje nigdzie indziej.
I ludzie – to temat osobny. I tu, nad Bajkałem i w Gruzji, i Rumunii mieszkańcy szybko zaprzyjaźniają się z panem Jarosławem. – To osoby spotkane po raz pierwszy w życiu. Spotkane na ulicy. Nigdy wcześniej się nie widzieliśmy. Nasza znajomość ograniczyła się właściwie tylko do tej chwili. Ale nasze życie, to właśnie ta chwila.
Są otwarci, pozują do jego zdjęć chętnie. I na zdjęciach wyglądają tak, jakby znali się latami.
Z pewnością to także zasługa osobowości fotografa.
– Jak to robię? Uśmiecham się… I oni myślą, że może warto się uśmiechnąć, nawet do tak dziwnego nieznajomego, jak ja. Ale to w tych momentach, nie był tylko grzecznościowy uśmiech. To było zaufanie – mówi.
– Ludzi trzeba lubić. A fotografując, trzeba widzieć w nich piękno. Przykładem jak to działa, jest mój przyjaciel z Australii, który od lat jeździ do Birmy i któregoś razu sfotografował tam dziewczynkę z kiścią bananów na głowie. Kiedy wrócił tam kolejny raz, odnalazł ją i podarował jej to zdjęcie oprawione w ramę. Jednocześnie zrobił jej identyczne zdjęcie – ponownie z kiścią bananów na głowie. Ta historia powtarzała się wiele razy. Dziewczynka w międzyczasie stała się piękną kobietą. Wraz z nią rosło jej zaufanie do fotografa. Tak buduje się „fotograficzne relacje” – opowiadał podróżnik.
Rumunię pokochał, bo – jak mówi – tam jeszcze jest kawałek normalnego świata; tam można spotkać coś tak wyjątkowego jak w książkach pana Myśliwskiego, gdzie ludzie żyli w zgodzie z naturą, w zgodzie z koleją rzeczy i z porami roku.
A Gruzja?
– Ponieważ tam najczęściej jeżdżę. Zachwyca przyrodniczo i krajobrazowo, a do tego są tam jeszcze fajni i sympatyczni ludzie, którzy nas wyjątkowo lubią – podkreśla. Tam przeżył jedną z najbardziej emocjonujących przygód życia.
. Jechałem do Szatili, miejscowości po północnej stronie. Aby tam dojechać trzeba pokonać główny grzbiet Kaukazu, a więc wdrapać się na 2760m.n.p.m. a potem zjechać w dół. Parę kilometrów dalej jest granica z Rosją, a wiemy, że Gruzini z Rosjanami nie bardzo się lubią… I jeszcze tak się składa niefortunnie, że po drugiej stronie granicy leży Czeczenia. Rosjanie zaminowali cały teren, by uniemożliwić czeczeńskim bojownikom chowanie się po stronie gruzińskiej… Jednocześnie zamknęli mi drogę ewakuacji. Jak wjeżdżałem na górę, owszem, widziałem, że wszyscy wracają już na południe… Ale była piękna pogoda i widoki niezwykłe… Potem, na przełęczy, był już śnieg, ale ciągle było przyjemnie. Ale już północna strona Kaukazu to był Mordor! Nagle znikło słońce, pojawiły się zaspy, wiało, ciemno dokoła. Cudem udało mi się zjechać do Szatili, ale jak wrócić z tej wycieczki? Którędy? Znalazłem nocleg w pomieszczeniu, gdzie przez szpary sypał śnieg. Martwiłem się całą noc, jak ja wrócę? Jedyną drogę odwrotu właśnie mi zasypało… A musiałbym jechać pod gorę! Okazało się, że niepotrzebnie martwiłem się pogodą… Rano przywitało mnie słońce. Ale śniegu ciągle po pachy. Co więcej, gdy podszedłem do samochodu okazało się, że mam dwa kapcie… I jeden zapas… Do najbliższej wioski jakieś 80 km – do tego po drugiej stronie gór. Ale może ktoś jedzie na drugą stronę? Jedzie. W maju… Był październik. A ja miałem tylko dwa tygodnie urlopu…
Jak poradził sobie w tej sytuacji, obiecał opowiedzieć kolejnym razem… Liczymy na to spotkanie!
Jarosław Ramucki pracuje w Nadleśnictwie Zdrojowa Góra. Las, fotografia i podróże to największe jego pasje. Spełnia się także jako mąż, ojciec i dziadek i jako aktywny działacz w lokalnym środowisku, w którym mieszka. Przez 3 kadencje był radnym Rady Gminy Szydłowo. Odwiedził już ponad 40 krajów – wszystkie obfotografował.
eKi