02.09 – 24.09.2016 / Jan Michalak „PANTA REI” – malarstwo.
Jan Seweryn Antoni Michalak. Urodzony 5 maja 1979 r. w rodzinie inteligenckiej o tradycjach artystycznych. Studiował na Wydziale Malarstwa w ASP w Warszawie. Dyplom z wyróżnieniem w 2004 r. Członek ZPAP Okręg Warszawski. Mieszka i tworzy w Rzymie.
Ważniejsze wystawy i osiągnięcia:
2004 – Dyplomy – wystawa w ASP w Warszawie. Stypendysta Ministerstwa Kultury w 2005 r.
2005 – 15. Ogólnopolski Przegląd Malarstwa Młodych „PROMOCJE 2004”, Galeria Sztuki w Legnicy. Otrzymał nagrodę „Srebrna Ostroga” przyznawaną za odwagę i bezkompromisowość.
2006 – Biennale Malarstwa Ogrody 2006, (wyróżnienie honorowe za obraz) BWA w Wałbrzychu – Zamek Książ.
2006 – Konkurs malarski „Jan Paweł II Wielki w Warszawie” (wyróżnienie za obraz) Pomarańczarnia, Warszawa.
2007 – Warsaw Art Gallery Hotel Marriot (wystawa indywidualna).
2008 – „Dionizyjska Reinterpretacja Stytanizowanej Rzeczywistości” (wystawa indywidualna) Galeria Otwarta, Kraków.
2008 – Dziennik „Rzeczpospolita” zostaje wymieniony w Rankingu „Kompas Sztuki”.
2009 – zakłada w Kazimierzu Dolnym Autorską Galerię „Szopa”.
2010 – Udział w 3. Biennale Artystów w Kazimierzu Dolnym (wyróżnienie w kategorii malarstwo). 2011 – „Vita di Prete” Pietra Lata, Toskania, Włochy. Performens i wystawa obrazów.
2012 – „Poszukiwanie Kamienia Filozoficznego”, Galeria Dom Michalaków Kazimierz Dolny.
2013 – „Hereditatis Paternae „, wystawa obrazów. 7. Festiwal Filmu i Sztuki Dwa Brzegi. Galeria Dom Michalaków Kazimierz Dolny.
2013 – Puławska Galeria Sztuki-POK Dom Chemika wystawa indywidualna pt. „Hereditatis Paternae-Gens Polonica”.
2014 – „Lo Zilach, Selenu Cepen, Marunuch” wystawa obrazów. 8. Festiwal Filmu i Sztuki Dwa Brzegi, Galeria Dom Michalaków Kazimierz Dolny.
2015 – „Wieża Babel” wystawa obrazów. 9. Festiwal Filmu i Sztuki Dwa Brzegi, Galeria Dom Michalaków w Kazimierzu Dolnym.
2016 – „IL TENENTE DEL PAPAVERO MAGGIORE” wystawa malarstwa w LA PORTA BLU ART GALLERY w Rzymie. Kurator Beata Drzewiecka.
2016 – „PANTA REI” wystawa malarstwa Galeria Dom Michalaków Kazimierz Dolny. Kurator Giuseppe Ussani d’Escobar.
Dla Jana Michalaka wszechświat jest organiczny i w stałym formowaniu się, ożywione i nieożywione łączą się w nieprzerwanej genezie. Słowo ma funkcję ewokującą i w rycie sztuki staje się formą, idea kształtuje się na płótnie i staje się myślą, która nie poddaje się pełnej kontroli samoświadomości. Formy Jana które mają często początki geometryczne, są ziarnami rzuconymi z podświadomości w naszą codzienność. Cezanne, który zrewolucjonizował język sztuki i którego z powodzeniem nazwać można Ojcem Kubizmu, widział w naturze formy: stożka, kuli, sześcianu, cylindra. W naszym artyście natura ma tę rygorystyczną esencję. Biomorfizm ekspresjonistyczny, gdzie kolor wzrasta i stymuluje realność magiczną i prymi-tywną, konkretyzując ją przed zachwyconym widzem. Kiełkuje w nadmiarze, konserwując nierealną lekkość. Wszechświat Jana zdaje się być uderzony i oślepiony ogniem słońca, eksplozją sił tajemnych i gwiezdnych stwarza wielość form. Jego Sztuka jest intensywnie mistyczna, mistycyzmu wizyjnego i pogańskiego. Formy mają impaktemotywy idoli które rodzą się z ciszy. Jego malowidła są darami wotywnymi dla bytu wyższego, który bawi się zmienianiem form i gubieniem się we fragmentarności realnoonirycznej. Most duchowy jest rzucony między płótnem a obserwatorem. Ten ostatni, nieoczekiwanie jest wezwany do uczestnictwa w organicznej ewolucji kosmosu, by konstruować swoje sny. Z nieskończonej przestrzeni słowo daje początek formie a ta przebija horyzont wizyjny i emocjonalny widza by potem zanurzyć się w nicości, powracając do frazy początkowej, zagubić się znowu w świecie niewypowiedzianego, niewidzialnego i żyć w zawieszeniu, oczekując magicznej regeneracji w podróży podobnej nucie muzycznej, pojawia się znikąd przez surrealną koincydencję energii i myśli, fluktuuje w powietrzu, stając się dźwiękiem i finalnie wraca do niewidzialności ciszy. Człowiek jest w ciągłym poszukiwaniu tajemnego wokabolarium stworzenia. Formy są ziarnami pierwotnego wszechświata i znajdują prawdę w uproszczeniu. Im bardziej zbliżamy się do początków czło-wieka, tym bardziej kształt oczyszcza się, stając się esencjalnym. Ciało ludzkie mogłoby zsyntetyzować się w geometrie, które wiążą się między sobą, w konsekwencjalności kosmicznej: Portrety Jana są pejzażami oniryczno-geometrycznymi wypływającymi z źródła sennego, mają pragnienie realności i z ich monumentalnością świętej góry rodzą nieskończony wszechświat form – my sami jesteśmy formą i stwarzamy nowe marzenia, nowe sny, nowe słowa. Jesteśmy materią i substancją twórczą tego wyjątkowego wszechświata gdzie wszystko płynie i rodzi się od nowa. Bezruch nie należy do kodu genetycznego tej planety, tej galaktyki, wszystko i wszyscy jesteśmy wezwani do działania… Panta Rei… Wszystko płynie…
Giuseppe Ussani d’Escobar
puttygen download , serif;”>W pół drogi, gdzieś między Kazimierzem Dolnym i Rzymem…
„Wyszydzony i opluty śród poczwar rozdziawionych deszczem
wiem: Co znaczę ja żywy o krok od filarów!
Te mury z odrąbanych skał – jak łby ponade mnie
zmartwychwstają z sarkofagu.” (Julian Przyboś)
Fakt, że myślimy o sobie jako o ludziach „współczesnych” (w podtekście: „nowoczesnych”) takimi nie musi nas czynić. Funkcjonujemy bowiem (chociażby z racji zapisanych w języku symboli, archetypów i znaków) zakorzenieni głęboko w przeszłości, w tradycji kulturowej epok minionych i doświadczenie to staje się szczególnie wyraziste, gdy mamy okazję smakować przestrzeń starych miast, w których nowoczesne rozwiązania urbanistyczne nakładają się na zabytkową architekturę, to co minione zmaga się z tym, co obecne. Gdy dane nam doświadczać wielowarstwowej przestrzeni, w której spod powierzchni miałkiego zapisu codzienności – wyłania się nagle to, co przynależne sferze pradawnej, barbarzyńskiej, pierwotnej, sferze podświadomie zapamiętanych, wielowątkowych narracji – czujemy się co najmniej zakłopotani. Tak dzieje się w przypadku wchodzenia w obszar miast uwodzących nadmiarem, polifonicznych, odbieranych jako kulturowy, historyczny i literacki palimpsest. Tak może dziać się także w przypadku przestrzeni postrzeganych w kategoriach miejsc autobiograficznych, szczególnie wówczas gdy patrzy się na ich utajone, podskórne życie przez pryzmat dzieł sztuki, przez pryzmat subiektywnej narracji, prowadzonej przez konkretnego artystę.
W pracach Jana Michalaka, które tworząc kilka tematycznych sekwencji, cykli, układających się w czytelną opowieść o żywiole jednoczesności, równoczesności „dziania się”, o żywiole czasu, konstrukcji i dekonstrukcji – pobrzmiewa fascynacja dwoma miastami: Kazimierzem Dolnym i Rzymem. To tutaj w Kazimierzu znajduje się prywatna galeria „Dom Michalaków”, z którą związał swe losy przedstawiciel trzeciego już pokolenia artystów.
To tam, w odległym kulturowo Rzymie usytuowana jest pracownia malarza, w której powstaje znaczna część płócien, utrzymanych w rozpoznawalnym stylu, funkcjonujących gdzieś na pograniczu koloryzmu i ekspresjonizmu. Autor owych kipiących od nadmiaru znaczeń, rozbuchanych, konkretyzujących się niemal w obecności widza, kompozycji – dopracował się (mimo stosunkowo młodego wieku) własnego języka przekazu, języka którego wyznacznikami stają się: płasko kładziona, po formie przedmiotu – plama światła, wielobarwny obrys, celowe uproszczenia aż po geometrię, a nade wszystko – malowanie gęstą farbą, impasto.
Wszystko to sprawia, że w jego pracach pobrzmiewa jakiś szlachetny ton owej „dawności”, tym bardziej wyrazisty, że podążając tropem twórców metafizycznego baroku – malarz stara się podejmować tematy najprostsze (portret, martwa natura, pejzaż) czyniąc z nich pretekst dla demonstracji swych umiejętności warsztatowych, umiejętności rasowego malarza, swobodnie operującego szerokimi pociągnięciami pędzla, grubą, odważnie prowadzoną, miękką i płynną krechą. Podczas jednak, gdy świat wyobrażeń człowieka baroku był światem poruszonym – świat malarskich wizji współczesnego artysty znamionuje pozorny bezruch, zewnętrzny ład i spokój. To tutaj właśnie tkwi istota konceptu, owego dramaturgicznego kontrapunktu, barokowej antytezy, kontrastu, bez obecności którego perfekcyjnie wykonana praca byłaby tylko popisem rzemieślniczych umiejętności.
W warstwie podskórnej, pokazanych na wystawie płócien zmagają się jednak żywioły, żywioł powietrza i światła, żywioł koloru nasyconego, mrocznego z żywiołem barw rozbielonych, niemal pastelowych, żywioł substancji, materii z emanacją nieposkromionego, romantycznego Ducha. Obrazy powstają „na spięciach”, niosąc w sobie ogromny ładunek emocji, namiętności, tak żeby spod powłoki konwencji, uporządkowanej struktury przebijało owo mocne, głębokie, dojmujące i nieokiełznane wzruszenie, któremu należałoby nadać formę konkretu.
Odwołując się do języka literatury można by zatem powiedzieć, że w kompozycjach Michalskiego zmagają się dwa różne widzenia baroku: barok metafizyczny ludów Północy, mroczny, tajemny i groźny, osadzony w metaforyce kultury i sztuki „gotyckiej”, zaludnionej przez upiory i cienie – z nieco przeestetyzowanym barokiem dworskiego, „cywilizowanego” Południa, wyrosłym z miłości do światła, do zbielałych w upale, mistycznych przestrzeni, ciągnących się aż po horyzont, z miłości do skąpanych w ognistym słońcu łach nadmorskiego piachu, skalistych wybrzeży i plaż.
Rzym to bowiem przestrzeń wielu wątków, narracji, prowadzonych Ab Urbe Condita… W Kazimierzu narrację prowadzi się linearnie, ulegając urodzie rodzinnej opowieści, nieskomplikowanej urodzie znajomego, „oswojonego” miejsca i czasu. Granicę wyznaczają monumentalne bryły Alp, namalowanych statycznie, na tle wysrebrzonego nieba.
Obraz z wizerunkiem Alp wyznacza też symboliczne podziały ekspozycji, zatytułowanej w nawiązaniu do Heraklita z Efezu -„Panta rhei”. To po „tej” stronie gór pozostają wizerunki ludzi, fragmenty architektury Kazimierza, widok z pracowni przez ogród na zatrzymane w ciszy, zda się nieco uśpione, dotknięte piętnem nadrealizmu – miasteczko. Po „tamtej” pozostają martwe natury, nasycone światłem, pulsujące ciepłem z charakterystycznymi skorupami rozrzuconych naczyń, pokazanych symultanicznie butelek, dzbanów i krabów, owych symboli śródziemnomorskiej witalności.
Tak, więc w ramach tej spójnej stylistycznie wystawy, pod presją bimorfizmu, owego nieustannego stawania się i unicestwiania bytów, na naszych oczach i przed naszymi oczami – toczy się odwieczna walka Demiurga z Absolutem. Namacalnym, zmysłowym efektem owego, pokazywanego z różnych perspektyw, symultanicznie boju – okazują się wizerunki ludzi. Portrety owych teatralnie upozowanych postaci, których tożsamość określają trzymane w dłoniach przedmioty: makówka, perły, retorta. Gdzieś wewnątrz, w najgłębszych pokładach ludzkiej psychiki – toczy się ostateczna gra. Grubo ciosane, oderwane od zwyczajowo przypisanych, bezpiecznych domostw i siedzib, obwiedzione barwnym konturem, uprzedmiotowione, przywołujące formy drewnianych, totemicznych rzeźb – wizerunki owe mają w sobie coś z brutalnego, pierwotnego, barbarzyńskiego piękna.
Ich twarze, lub może raczej przyrosłe do twarzy maski, zwrócone ku nam, zniewalające intensywnością uważnego spojrzenia, spojrzenia natarczywego, pełnego wyrzutu i bólu – zdają się poddawać bezwzględnej wiwisekcji nasz (jakże nietrwały wobec ich ponadczasowości, ich kosmologii) byt. Nie podejmują dyskursu. Milczą. Stajemy zatem, „wyszydzeni i opluci” w ciszy, jak osoba mówiąca w wierszu niemodnego poety. W Przybosiowym „gromobiciu ciszy”…
Pozostaje pytanie: „Co znaczę ja żywy o krok od filarów?” Co znaczy człowiek żywy wobec totemu?… Co znaczy tkanka współczesnego miasta wobec palimpsestu zurbanizowanej przestrzeni? Dopóki „wszystko płynie” – nie będzie nam raczej dane poznać odpowiedzi.
Małgorzata Dorna, Piła, 1 września 2016
Martwa natura z dzbanem, olej na płótnie, 2016
Martwa natura , olej na płótnie, 2016
Martwa natura z dzbanem, olej na płótnie, 2015
Zikurat, olej na płótnie, 2016
Wieża Babel, olej na płótnie, 2015
Jeździec bez głowy, olej na płótnie, 2016