XXXIII Salon Pilski „Art 2009”
30 grudnia 2009 roku odbył się uroczysty wernisaż XXXIII Salonu Pilskiego „Art 2009”. W otwarciu uczestniczył Starosta Pilski Tomasz Bugajski, Prezydent Miasta Piły Zbigniew Kosmatka oraz senatorowie RP – Mieczysław Augustyn i Piotr Głowski.
Prestiż i uznanie „Salonu Pilskiego” wzrasta z roku na rok. Przez 33 lata zdołał wpisać się na stałe w artystyczny wizerunek powiatu pilskiego. Inicjatywy o charakterze kulturalnym są szczególnie wartościowe, sprzyjają bowiem integracji mieszkańców wokół sztuki, pełnią też rolę wychowawczą i edukacyjną. Naturalną konsekwencją takich działań jest szeroko pojęta promocja rodzimej sztuki, w konsekwencji zaś powiatu pilskiego i całego regionu. Dlatego z przyjemnością zapraszam Państwa do zapoznania się z sylwetkami artystów środowiska pilskiego oraz owocami ich pracy w ramach 33. przeglądu „Salon Pilski ART2009”.
Tomasz Bugajski Starosta Pilski
Na Salonie prezentowało prace 44 artystów:
• Janusz Argasiński • Ewelina Nowicka • Alfred Aszkiełowicz • Tadeusz Ogrodnik • Wojciech Beszterda • Lucyna Pach • Małgorzata Biała • Tomasz Perlicjan • Mirosław Bocian • Andrzej Pieklak • Paulina Brodowska • Barbara Pierzgalska-Grams • Marian Cabański • Danuta „Dassara” Pisarek • Ryszard St. Dereżyński • Andrzej Podolak • Maria Dobrzyńska • Ewa Podolak • Zofia Kawalec-Łuszczewska • Bartosz Poźniak • Marta Kochanek • Monika Magdalena Poźniak • Edward Kreft • Patrycja Półtorak • Henryk Król • Stanisław Pręgowski • Anna Lejba • Eugeniusz Repczyński • Tomasz Lietzau • Bogusława Różańska • Hanna Łastowska • Agnieszka Stańczyk • Rafał Łuszczewski • Agnieszka Ulanowska • Agnieszka Malinowska-Kołcon • Elżbieta Wasyłyk • Andrzej Masianis • Renata Wojnarowicz • Przemysław Matuszak • Joanna Wysocka • Marta Mrówka • Dariusz Zatoka • Krystyna Noska • Ewa Zielińska-Repecka
Rok temu Starosta Pilski Tomasz Bugajski zapowiedział uroczyście, że 33. Salon Pilski ART 2009 otworzymy w nowo budowanym obiekcie przy ul. Okrzei 11. Obietnica została zrealizowana. Jest to ważne wydarzenie dla artystów, dla miłośników sztuki naszego regionu, a także dla nas, pracowników BWA i UP. Myślę, że w nowym miejscu „duch sztuki” znajdzie godne siebie lokum. W tegorocznym Przeglądzie bierze udział 44. twórców związanych z Piłą i regionem północnej Wielkopolski. Na wystawie dominuje malarstwo, grafika i fotografia, którymi to technikami posługują się artyści różnych pokoleń – od rozpoznawalnych autorów działających tu przez wiele lat, po debiutantów. Ta konfrontacja sprawia, że każdy widz znajduje coś dla siebie, coś co do niego przemawia najbardziej i porusza, wywołuje nowe emocje. Kontemplacyjne, doskonałe warsztatowo prace uznanych twórców sąsiadują z pełnymi bezkompromisowościi witalnej energii obrazami młodych artystów. Prezentacje sztuki są zawsze okazją do dyskusji o pięknie i brzydocie, o różnych aspektach filozofii, edukacji, o problemach otaczającego nas świata, są wejrzeniem w nasze człowieczeństwo. Myślę, że oddziaływanie sztuk pięknych na szeroko rozumiany rozwój duchowy człowieka będzie wzrastać, a to dlatego, że są one przekazem wolnej myśli, której tak łakniemy. Sztuka jest odtrutką na kulturę masową, kradnącą nam wolność, podpowiada, co mamy wybierać, żeby być sobą w rzeczywistości „powspółczesnej”, jak nie dać się omamić popkulturze. Dziękuję wszystkim twórcom za udział w dorocznym Salonie, życzę satysfakcji z wykonywanej pracy, aktywnego odbioru zaprezentowanych dzieł i wielu przyjemności z uczestnictwa w innych wspaniałych wystawach. Dziękuję władzom samorządowym Powiatu Pilskiego i Miasta Piły, a szczególnie Staroście Pilskiemu, Panu Tomaszowi Bugajskiemu za to, że upowszechnianie sztuki odbywa się w nowoczesnych warunkach, dzięki którym mamy większy wpływ na rozwój artystyczny i kulturalny mieszkańców naszego regionu. Dziękuję naszym Mecenasom za wsparcie i udzieloną pomoc, a pilskim mediom za bieżące informacje o naszej działalności. To dzięki Wam poszerza się krąg pasjonatów sztuki. Dziękuję wiernym Przyjaciołom Galerii, znawcom i miłośnikom sztuki za wspaniałe uczestnictwo w wernisażach, spotkaniach i koncertach. To Państwo, nasi goście sprawiacie, że sztuka ożywa.
Tadeusz Ogrodnik dyrektor BWA i UP
„Eviva L’Arte!”
Paryż 5 marca 1982 roku, ożywiona rozmowa w gronie aktorów i malarzy, kilku zaprzyjaźnionych marchandów, krytyków. Iskrzące się dowcipem anegdoty, finezyjne aluzje, lekkie drinki. Rozmowa na półtonach, skojarzenia chwytane w pół słowa, w błysku spojrzenia, teatralne gesty – na odległość wyrafinowanej metafory. Właśnie kończy opowiadać zabawną historię pani kustosz, właścicielka sławnej galerii. Chodzi o zgodę sąsiadów salonu sztuki na przeprowadzenie jakiejś zmiany budowlanej, wspólnej dla galerii i kamienicy tuż obok. Oczywiście protesty miejscowych, oczywiście święte oburzenie, oczywiście zawiść bezinteresowna i wściekłość niepojęta, awantura z sąsiadami na ekstremach. Ktoś krzyczy: Niech zdechną artyści! Na diabła nam galeria! Na diabła te pijusy, te zarozumiałe, bezczelne clochardy! – pani kustosz opowiada ze swadą. Tadeusz Kantor zajęty rozmową ze znanym mecenasem sztuki o możliwości wystawienia spektaklu w Norymberdze – uważnie obserwuje zebranych. „Jedyną rzeczą , którą mógłbym zrobić nie gdzie indziej, jak tylko w Norymberdze, jest opowieść o gwoździu, którym przebito policzki Veit Stoss’a , stosując się do prawa przewidującego taką karę za przewinienia finansowe. Stało się to wtedy, gdy Mistrz jako starzec, gnany tęsknotą, z Krakowa, któremu pozostawił największe dzieło swego życia Ołtarz Mariacki, po długiej wędrówce dobił do wrót swego domu rodzinnego” – napisze po latach Kantor, dodając zachwycony zbieżnością obu opowieści to wielce wymowne zdanie, powtarzane później przy byle okazji przez byle znawcę sztuki, byle krytyka, pismaka: „Niech zdechną artyści!” Oto tytuł nowego spektaklu, którego premiera odbyła się w 1985 roku, w Norymberdze i który tam właśnie, a nie w rodzinnym, ukochanym przez Kantora Krakowie – okrzyknięto prawdziwym arcydziełem. Teraz niszczy się metodycznie, z uporem i bez znieczulenia twórcę światowego kina, autora tak znakomitych, przejmujących dzieł jak „Lokator”, „Tess”, „Dziecko Rossemary” za czyn „moralnie naganny”, ostatecznie popełniony (co prawda ofiara nie czuje się ofiarą, ale jej subiektywne zdanie okazuje się nie mieć tu większego znaczenia) przed prawie trzydziestu laty, sugerując co mógłby zrobić artysta, gdyby… zdecydował się na ucieczkę, gdzieś w góry, po stromych ścieżkach Alp, ponad krawędzią otchłani. Ton każdej relacji wielce napastliwy, agresywne, młode dziennikarki o ślicznych, nieskażonych cieniem myśli buziach, jasnych jak kamień polny mają niewątpliwe pole do popisu, szefowie od telewizyjnego marketingu zacierają z emocją ręce. Artysta – skandalista, człowiek ostatecznie zdeptany lub może raczej wdeptany w błoto kultury masowej – wymownie milczy. Sztuka nie chroni przed życiem – życie tylko dla twórcy bywa sztuką, ale płaci on cenę najwyższą. Niech sczezną artyści… można powtarzać za Kantorem w nieskończoność. Galerie świecą pustkami, rynek dzieł sztuki faktycznie nie istnieje. Coraz mniej pięknoduchów, artystów, coraz więcej tych co to wiedzą najlepiej co sztuką jest, a co tylko nią bywa. A jednak w wielkich miastach, w kafejkach, barach i klubach spotykają się przedstawiciele wymarłej klasy – bohemy, a jednak młodzi, cudownie naiwni ludzie zdają do szkół artystycznych, a jednak o miejsce niezależnego krytyka trzeba walczyć z uporem, doświadczając poniżenia, pogardy. Co więc ma w sobie takiego owa piękna, występna, sponiewierana, upadła dama – Sztuka, że zniewala i jednocześnie odrzuca, skazuje na swoistą banicję swoich wyklętych kapłanów i piewców.
Czy zbiorowość, zamknięta w pułapce przeciętności, zniewolona przez zamerykanizowaną, spauperyzowaną do ostatka kulturę masową ma jeszcze jakiekolwiek powody by szukać owej formy porozumienia, rozmowy z drugim człowiekiem jaką okazuje się dobrze namalowany obraz czy poprawna warsztatowo grafika? Zapewne nie. Odbiór dzieła sztuki wymaga bowiem zdrowego snobizmu, przygotowania, emocjonalnego i intelektualnego wysiłku, myślenia podobnym co nadawca, niekiedy trudnym do rozszyfrowania kodem. Wymaga owej otwartości i tolerancji, wrażliwości i ciekawości świata, o którą na duchowej, zunifikowanej, globalnej prowincji tak trudno. W wirtualnym świecie mass mediów, w owej upiornej krainie czarów, gdzie wszystko okazuje się tylko namiastką, atrapą – sztucznie wykreowane gwiazdy sprzedają emocje „second hand”, a mowa (ta najstarsza forma porozumienia) epatuje wątpliwym pięknem dziennikarskiego, pośpiesznie i niedbale, agresywnie podanego komunikatu. W świecie sztuki, w sterylnym, ascetycznym, wydzielonym teatrum galerii odrzucamy maskę anonimowości, ową „gębę” przyprawioną przez specjalistów od kreowania wizerunku, stajemy twarzą w twarz z artystą, twarzą w twarz z drugim (być może równie samotnym i smutnym) człowiekiem. Obraz staje się zaproszeniem do dyskursu, do owego rytualnego pojedynku, w którym liczy się tylko kolor, faktura, światłocień, przemyślnie położona plama, rzeźba otwiera nową, nieznaną przestrzeń, grafika zmusza do uwagi i skupienia, do owej fizycznej bliskości bez której nie uda się dostrzec detalu, śladu narzędzia, zarysowań. Artysta zwraca się tylko do widza, obserwatora i uczestnika zdarzenia, na linii nadawca – odbiorca aż iskrzy. Niezależnie od miejsca, w którym przychodzi mu żyć – twórca przemawia językiem formy i emocji, na tyle konwencjonalnym żeby móc przypisać mu miano uniwersalnego i na tyle indywidualnym, żeby fascynował odmiennością, oryginalnością, własnym, rozpoznawalnym stylem. Czy zmierza w kierunku groteski, prowokacji, karykaturalnych przerysowań, deformacji, czy przeciwnie – pokazuje świat uładzony, wyidealizowany, poprawny – zawsze zwraca się ku wyobrażonemu, immanentnie wpisanemu w dzieło adresatowi. Czasami oczekuje jego aktywności, spontanicznych, nie poddanych kontroli reakcji, kiedy indziej zakłada podświadomy dystans, wprowadza element gry, kalkulacji, intelektualnej zabawy. Zawsze jednak oddaje cząstkę siebie samego, jakiś fragment własnej biografii, jakiś (być może ledwie uchwytny) rys własnej osobowości, natury. Dzieło sztuki staje się zatem swoistym remedium na poczucie alienacji i niespełnienia, specyfikiem o tyle niebezpiecznym, o ile może prowadzić do taniego ekshibicjonizmu, do zbyt łatwej manifestacji, odkrywania Tajemnicy, którą każdy z nas (a twórca zapewne tym bardziej) nosi w sobie. Czy wówczas jest jeszcze „dziełem”?… pozostaje pytaniem wielce ironicznym i zapewne nie bez odpowiedzi. Dwudziestowieczna awangarda przejrzała artystę na wylot, dzieło sztuki przenicowała do ostatka, powieliła w tysiącach egzemplarzy, zdemaskowała, zohydziła, zaszargała lub uczyniła zeń estetyczny przedmiot do wnętrza, co być może okazało się najgorsze. W dziedzinie formy powiedziano prawie wszystko, bawiąc się multiplikacją, wychodząc prowokacyjnie „w miasto” z happeningiem, environmentem, artefaktem, działającym uderzeniowo graffiti. Co zatem pozostało? Czego może oczekiwać od wypowiedzi artysty współczesny człowiek, tak bardzo zniewolony szeregiem bezsensownych i niekiedy wmówionych obowiązków, tak mocno osadzony w realiach bezwzględnego, odartego z wartości humanistycznych kapitalizmu, tak głęboko okaleczony przez natłok informacji i coraz to nowe (rzekomo czyniące życie prostszym i bardziej komfortowym) zdobycze techniki. I czy istnieją jeszcze takie miejsca, w których można doświadczyć nieśpiesznego kontaktu z samym sobą, chwili uważnej refleksji, wyciszenia. Do tych miejsc nie należą już muzea, owe (jak prowokacyjnie pisali futuryści) cmentarzyska sztuki, nie należą też teatry, gdzie coraz rzadziej sięga się po repertuar klasyczny i proponuje dobrą inscenizację, nowatorskie odczytanie tekstu. Do miejsc tych nie należą tym bardziej owe wykreowane świątynie konsumpcji, targowiska próżności i tandety, których coraz więcej w pejzażu miasta i które nazywa się „galeriami” właśnie. Kontakt z dziełem sztuki ma charakter osobisty, intymny. Nie znaczy to oczywiście, że nie powinien odbywać się na ekstremach, na spięciach. Artysta ma prawo prowokować, czynić świat bardziej wyrazistym, niezwykłym, nonszalanckim gestem zrywając maski – proponować coraz to inne wcielenia i role. Tak dzieje się również z odbiorcą, który dotykając materii obrazu szuka tego, co kryje się po drugiej stronie magicznego zwierciadła, lustra. I nie ma większego znaczenia, czy znajdzie, czy lustro nie okaże się pęknięte, zaśniedziałe, w lekko przykurzonej, spatynowanej ramie, czy przeciwnie – nie oślepi jarmarcznym blikiem tombakowego złota. Liczy się tylko ów gest, który każdy czyni sam, na własne, osobiste życzenie, otwierając wrota Tajemnicy.
Małgorzata Dorna Piła 2009