Wystawa malarstwa Renaty Wojnarowicz
30 stycznia 2009 w Małej Galerii odbył się wernisaż wystawy malarstwa Renaty Wojnarowicz.
Pejzaże metafizyczne „Maluję zgodnie z tym jak poznaję, jak »oswajam« przestrzeń… W plenerze jednak nie maluję, sporządzam rodzaj »notatek kolorystycznych«, rysunki, szkice… Szukam zjawisk, syntezy, specyficznej atmosfery, »cudowności«, czaru…” – mówi Renata Wojnarowicz.
Wejście w konkretną przestrzeń, w plener okazuje się zatem doskonałym pretekstem, powodem aby poszukać inspiracji w naturze, z którą artystkę wydaje się łączyć szczególnie ciepły, emocjonalny, bardzo osobisty związek. Powstaje w ten sposób zapis „drogi”, pojmowanej (jak w dobrym tekście literackim) nie dosłownie, a raczej metaforycznie, drogi dającej szansę na poznawanie tego, co na zewnątrz, przez pryzmat tego, co wewnętrzne, przeżywane, przeczuwane, wyśnione. Powstają w ten sposób zapisy emocji i odczuć, szczególne i niepowtarzalne „pejzaże metafizyczne”, stanowiące „dokument” tego, co nieuchwytne, lekkie i zwiewne jak zapisane na obrazie światło, ptak zatrzymany w locie, burzowa chmura z ostrym refleksem słońca lub nieco secesyjna sylweta drzewa o miękko poskręcanych konarach.
Renata maluje cyklami, fragmenty „drogi” układają się lub może raczej przenikają w całe sekwencje zapamiętanych, zatrzymanych w czasie obrazów, które (jak symboliczne wizje z powieści Marcela Prousta) prowokują do wspomnień, przemyśleń, serdecznych, ciepłych, urokliwie „kobiecych” skojarzeń. Malarstwo jej bowiem jest bardzo przychylnie nastawione do człowieka, potencjalnego odbiorcy tego poetyckiego, dziwnego i pięknego świata – przypomina rodzaj inwitacji, listu z zaproszeniem do wejścia „w głąb”, jak kartka z magicznej, fascynującej podróży przesłana ze znanej przestrzeni, przywiana skądś od makowych pól, pachnących zielskiem łąk, wąwozów górskich i lasów, piaszczystych brzegów i nadmorskich, rozległych plaż. Posługując się w sposób dość konwencjonalny środkami malarskiej ekspresji, operując najczęściej zderzeniem połyskliwej, świetlistej, malowanej laserunkiem plamy z fakturą, kładzioną „od szpachli” farbą z charakterystyczną smugą, odkrywającą ślad narzędzia, ruch dłoni artysty – autorka prac daje dowód poważnego i odpowiedzialnego traktowania warsztatu.
Wbrew pozorom nie jest to bowiem takie sobie „kobiece”, a więc łatwe i jednoznaczne w odbiorze, zaprawione nutą sentymentalnej zadumy i słodkiej, powierzchownej refleksji – „malowanie”. Przeciwnie – mamy tu do czynienia ze zjawiskiem swoistej „teatralizacji”, a wiec także umowności pejzażu, w którym biel światła zmaga się z mroczną chmurą, a granitowa bryła skał z finezyjnym w rysunku, przywodzącym na myśl słynne „białe miasteczka” Cezanne’a – fragmentem architektury. Ostre, punktowe światło, z barwnym, niekiedy pastelowym, rozbielonym refleksem czyni zapis tej nieco surrealnej przestrzeni bliski teatralnej scenografii, rozmalowanej i podświetlonej z drugiego planu, utrwalonej we fragmentach na prospekcie.
– „Studia na Akademii nauczyły mnie solidności – przyznaje po latach – Malowałam wtedy bardzo precyzyjnie, z ogromną dbałością o detal, głównie w bielach, w różnych odcieniach bieli… W ostatnich pracach jest coraz więcej koloru, coraz mniej bieli… plamę kładę coraz bardziej miękko, łagodnie… Szpachli używam kiedy się zdenerwuję, kiedy muszę coś dramatycznego, coś »mocnego« wyrazić… Pamiętam – malowałam łabędzia, był taki sztywny, sztuczny, »papierowy«, uderzony bielą i światłem nagle poderwał się do lotu, poleciał.” Tak więc, malując niemal realistycznie, budując ze znanych elementów własne, charakteryzujące się szacunkiem wobec tworzywa i rozpoznawalną stylistyką wizje – czyni nas Renata „nieobecnymi” i ledwie widocznymi gośćmi magicznej, onirycznej krainy, w której to, co przeczuwane, wyśnione przenika się z tym, co fizycznie bliskie, rozpoznawane i odbierane przede wszystkim zmysłowo. Wchodzimy zatem w pejzaż metafizyczny, pejzaż będący zapisem wnętrza artysty, wynikiem spojrzenia „w głąb” przestrzeni powstałej na granicy dwóch, pozornie wykluczających się światów.
Małgorzata Dorna