Wystawa malarstwa Iwony Widawskiej
8 maja 2009 r. w Małej Galerii BWAiUP otwarto wystawę malarstwa Iwony Widawskiej na 30-lecie pracy twórczej.
Iwona Widawska
„Artystka plastyczka. Córka lekarza chirurga. Jest człowiekiem renesansu. Pilanka mieszkająca we wsi Oleśnica wśród lasów puszczańskich i stawów rybnych. Maluje wszystko – pod warunkiem, że są to konie i dworki polskie. Jeździ konno od 13 roku życia. Jest instruktorem jazdy konnej i sztuki samoobrony. Posiada samochód Poldek nieco młodszy od niej, karetę starszą od niej dwukrotnie i Pałac Elizejski. Posiada dwoje dzieci, studentów całkiem dorosłych. Nie lubi bufonów, kretynów, fałszywych życzeń i słodkiej herbaty. Potrafi malować non stop 73 godziny. Jest prezesem Oddziału Chodzieskiego Związku Artystów Plastyków. Jest dowcipna i zna doskonale język polski. Lubi wszystko – nawet internet, szczególnie własną stronę. Rozróżnia prostotę od prostaty. Urodzona sowa wędrowniczka. Znak zodiaku Bliżnięta. Przyjazna ludziom i tępi chwasty. Umie ostrzyć kosę i posługiwać się nią. Naprawia osobiście własny samochód…” (z katalogu Iwony Widawskiej)
Nagrody: • Ogólnopolski Konkurs Plastyczny „Wielka Wystawa – Wszystko Już Było” – Piła 1996 – Nagroda Publiczności (na wystawie eksponowano 5 tysięcy prac); • Ogólnopolski Konkurs Plastyczny „Salon Wielkopolski 2008” – II miejsce za prace „Jam dwór polski” – Nagroda Publiczności. Ulubionym motywem obrazów Iwony Widawskiej są dworki polskie i konie w galopie, które jakby prosto zbiegły z kart sienkiewiczowskich powieści. Autorka stara się nawiązać do wspaniałej tradycji malarskiej XIX wieku, która gloryfikowała polskość. Nadzwyczajna prostota tych prac dodaje im swoistego uroku. Zagłębiając się w nie usłyszeć można „gwar wielopokoleniowego domu”, tętent końskich kopyt na polnej drodze – odgłosy i zapachy tych coraz bardziej oddalających się od nas światów.
Tadeusz Ogrodnik
W sztuce współczesnej rzadko pobrzmiewają motywy romantyczne, które zwykle kojarzone z epoką narodowych powstań i sielankową wizją szlacheckiego dworku rodem z Mickiewiczowskiej epopei funkcjonują w świadomości odbiorcy na prawach powielanych w podręcznikach (nie zawsze dobrych technicznie) reprodukcji i wydruków. Zatem kontakt ze sztuką dziewiętnastowieczną odbywa się zazwyczaj w sposób niebudzący pozytywnych emocji, a malarstwo traktowane na prawach ilustracji tekstu literackiego lub pokazywane na kartach podręcznika lub albumu – nie prowokuje do głębszej i bardziej wnikliwej refleksji, a już z pewnością nie daje szansy na osobiste, intensywne przeżycie. Zupełnie inaczej ma się rzecz w przypadku kopii, która odmiennie, niż powielona mechanicznie reprodukcja niesie w sobie jakiś ledwie uchwytny element interpretacji, ślad myśli i ręki kopisty, cień jego własnych doznań i przeczuć, atmosfery, nastroju, któremu tworząc ulega. Dobrze zrobiona kopia, wierna wobec oryginału i pozornie niczym się od niego nie różniąca jest jednak dziełem rąk ludzkich, a malarz zajmujący się tą niełatwą i raczej niewdzięczną dziedziną ma zazwyczaj poczucie, że wchodzi w bliski sobie, niejako oswojony i przetworzony przez własną wrażliwość – świat innego artysty, którego nie sposób poznać bez podejmowania trudnych i nie zawsze uwieńczonych sukcesem prób odtworzenia podobnych emocji, czy równie intensywnych przeżyć jak te, które towarzyszyły powstawaniu oryginalnego dzieła.
Ten dziwny, bardzo specyficzny związek między twórcą pierwowzoru i tym, kto decyduje się na sporządzenie kopii odciska zwykle swe piętno na oryginalnych pracach malarza-kopisty, który przenosi wiedzę z zakresu techniki, stylistyki, historii sztuki na swoje, często także poprawne warsztatowo próby. Widać to bardzo wyraźnie w pokazanych w Małej Galerii BWA pracach Iwony Widawskiej, która od trzydziestu lat oddaje się pasji malowania dworków szlacheckich i koni, szukając inspiracji w pracach Józefa Brandta oraz Wojciecha Kossaka, będącego podobnie jak jego ojciec Juliusz doskonałym jeźdźcem i miłośnikiem tych pięknych, harmonijnie zbudowanych, lekkich i narowistych zwierząt. Widawska maluje dużo, wykazując cierpliwość i pokorę wobec prac mistrzów, które stara się kopiować dość wiernie, na tyle precyzyjnie na ile pozwalają jej na to umiejętności warsztatowe, nie jest bowiem absolwentką uczelni plastycznej i tylko własnej pracy, uporowi i determinacji zawdzięcza osiąganie konkretnych efektów. Przy okazji uczy się sama, rozwija, koncentrując swą uwagę na zdawałoby się zapomnianych, niemodnych już, niegdysiejszych tematach. Pokazuje zatem tak znany i lubiany polski pejzaż, leśne trakty i brzozowe gaje, dworki szlacheckie otoczone sadem, zarośniętym, zaniedbanym ogrodem, z charakterystycznym gankiem i podjazdem. Nie stroni też od motywów i tematów rzeczywiście trudnych, takich jak studium anatomiczne konia, jego muskulatury, płynnych, niemal tanecznych ruchów kiedy to daje się podziwiać w galopie, w kłusie lub stępa.
Tak, więc wystawa malarstwa Iwony Widawskiej budzi oczywiste resentymenty, tęsknotę do życia spokojnego, zgodnego z rytmem natury, z nastrojem i kolorystyką zmieniających się pór roku, z zapachem pól i spalonych słońcem, porosłych zielskiem łąk, gdzie pobrzmiewa jeszcze tętent kawalerii i dalekie rżenie koni.
Małgorzata Dorna