Wystawa malarstwa i rysunku Sylwii Sosnowskiej

Wystawa malarstwa i rysunku Sylwii Sosnowskiej

27 marca 2009 roku odbył się wernisaż – młodej artystki z Poznania.

Otwarcie wystawy – Sylwia Sosnowska i Tadeusz Ogrodnik Mini koncert – Malwina Koc – skrzypce i Piotr Niewiedział – fortepian

Z mini koncertem wystąpili muzycy: Malwina Koc – skrzypce, dyplomantka Poznańskiej Szkoły Talentów oraz Piotr Niewiedział – fortepian, pedagog Akademii Muzycznej w Poznaniu, którzy wykonali I część Koncertu Skrzypcowego Piotra Czajkowskiego.

 

Zamknięte w świetle i ciszy… Sylwii światy osobne

 

Pisząc, że artysta dopracował się własnego, rozpoznawalnego stylu sugeruje się zwykle, że albo powtarza on samego siebie (co nie wydaje się być nadmiernie pochlebną opinią), albo że traktuje formę wypowiedzi artystycznej jako pretekst do mówienia o swoim osobnym, wydzielonym świecie – i to niewątpliwie brzmi dobrze. W przypadku kompozycji Sylwii Sosnowskiej, młodej malarki z Poznania sprawa wydaje się być bardziej skomplikowana, gdyż jest to osoba ciągle poszukująca swej drogi, eksperymentująca, próbująca różnych technik i środków wyrazu, co nie znaczy, że Sylwia dokonuje jakichś niezwykłych, ryzykownych wolt w swym artystycznym życiu. Przeciwnie, potrzeba odkrywania i kształtowania własnej osobowości, potrzeba wynikająca skądś z głębi, nie z chęci przybierania efektownych masek czy ról – pobrzmiewa w pracach Sylwii wyraźnie.

Autorka

Wernisażowe rozmowy

Jeżeli zatem powraca ona do rozpoczętych, czy przerwanych na pewien czas tematów i wątków (zatrzymana w bezruchu postać ludzka była dominującym motywem obrazów olejnych sprzed kilku lat) to wydaje się to być bardzo prawdziwym i wiarygodnym działaniem, znaczącym kolejne etapy niełatwej, ale wyraźnie wytyczonej drogi. Zaczynała bowiem Sylwia od malarstwa sztalugowego, od obrazów o dużych formatach, sugestywnych, mocnych, wyrazistych. Bohaterowie tamtych, pokazywanych przed laty kompozycji, wydawali się pozostawać w zupełnej izolacji od świata, zamknięci w pudełku sceny, stawali nagle w ostrym świetle reflektora „twarzą w twarz” na wprost nie przyzwyczajonego do podobnych doznań widza.

Autorka z Lucyną Pach

Autorka z Lucyną Pach i jej uczennicami

Następowało tu bowiem groteskowe odwrócenie ról – ten, kto pojawił się w przestrzeni wystawienniczej na moment zatrzymywał się nagle na przeciw zwierciadła – obrazu, postrzegając siebie samego (lub może tylko wyobrażenie o sobie samym) nie w tym czasie, poza miejscem, sztafażem, bez oprawy, kostiumu, bez bezpiecznej obudowy przedmiotów. Zdemaskowany, obnażony do ostatka, odkryty widz – zostawał zniewolony przez syntetyczny, działający brutalnie, „uderzeniowo” – symboliczny wizerunek Człowieka. Zatrzymując się przed znacznych rozmiarów, rozmalowanymi z pasją, emocją sylwetami kobiet (znaczonymi odważnym, niekiedy nawet chropawym pociągnięciem pędzla) z cyklu „Postać we wnętrzu I – V” – dane mu było nagle ujrzeć ostro, w pełnym błysku iluminacji jak w zatrzymanym kadrze to, co normalnie nieuchwytne dla oka. Widział zatem sylwety kobiet, dla których jedynym zakotwiczeniem w przestrzeni okazuje się własna osobowość, rozpoznawalne przez kolejne etapy życia „Ja”, zgodne zresztą z dość popularną teorią ról społecznych: „Ja” młodej, efemerycznej, zwiewnej jak „duszek” dziewczyny, „Ja” kobiety dojrzałej, „po przejściach”, „Ja” kobiet starych i godnych, poważnych, świadomych swych ról.

Sylwia Sosnowska – Postać we wnętrzu, olej na płótnie

Sylwia Sosnowska – Widok z okna pracowni, olej na płótnie

Sylwia Sosnowska – Martwa natura z gruszką, olej na płótnie

Sylwia Sosnowska – Wnętrze, olej na płótnie

Innymi słowy – patrząc na prace malarskie Sylwii sprzed lat doświadcza się intensywnej obecności Człowieka, tak jak doświadcza się intensywnej (mimo delikatności kreski i owych pastelowych, efemerycznych barw) obecności przedmiotu – poddanego precyzyjnemu studium, wnikliwej analizie, wiwisekcji – oglądając szkice i gwasze jej autorstwa. Owe walory warsztatowe są tym bardziej cenne, że dawno minęły już czasy, gdy artysta dbając o formę i kunszt wypowiedzi (uprawianie sztuki wymaga konkretnej wiedzy i sprawności manualnych, technicznych), wykazując szacunek dla doświadczeń „mistrzów” epok minionych – podejmował świadomie wyzwanie i nawiązywał dialog z tradycją. Wydaje się zatem, że wobec zalewu imitacji, tandety, kiedy mawia się autorytatywnie, że każdy tworzyć może i że sztuka jest jedna – obserwacja ewolucji osobowości i talentu malarki, która spokojnie, konsekwentnie, świadoma swej roli i miejsca, zmierza do odkrywania swego „Ja” – okazuje się wielce pouczająca. Kompozycje autorstwa Sylwii epatują spokojem i ciszą, aurą zamyślenia, zadumy, bez której nie ma bacznej obserwacji, prowadzącej do tak istotnego dla sztuki – uogólnienia, syntezy.

Sylwia Sosnowska – Widok z okna z błękitną filiżanką, olej na płótnie

Sylwia Sosnowska – Widok z okna z porcelanową ziębą, olej na płótnie

Sylwia Sosnowska – Pejzaż (Połajewo), olej na płótnie

Sylwia Sosnowska – Widok z okna z filiżanką do herbaty, olej na płótnie

Tę ciszę zatrzymaną w matowych, rozbielonych smugach światła wyczuwa się niemal zmysłowo i ona to właśnie nadaje surrealny wymiar pokazanym na płótnie postaciom i pozornie znanym, „oswojonym” przedmiotom. „Oswojony” i niemal banalny wydaje się także motyw okna, owego „łącznika” , magicznego przejścia między dwiema przestrzeniami, między tym co odległe, na zewnątrz, nieco zamglone i obce oraz tym, co fizycznie bliskie, rozpoznawalne na wyciągniecie dłoni, czytelne – na błysk (przenikliwego jak laser) spojrzenia. Widok z okna pracowni… Niemal każdy twórca ma w swym dorobku „coś takiego”. Widok na ulicę, widok na lasy, widok na dachy domów, które jak pisał był Hłasko – „nie muszą sięgać nieba”. Każdemu widok na miarę. Widoki Sylwii ogromne – „wielkie, powietrzne przestrzenie”. W tle zasnuty matową bielą jakiś fragment wyśnionego, onirycznego pejzażu, na pierwszym planie – filiżanka, butelka, przedmioty przedstawione z hiperrealistyczną precyzją, doskonale imitujące detal jakby przeniesiony dosłownie z laserunkowych kompozycji mistrzów, w których dziełach pobrzmiewa duch Niderlandów. Na styku obu przestrzeni, na granicy tego co odległe i bliskie – rozgrywa się dramat ciszy, wymowny dramat milczenia. Przestrzeń, szczególnie ta wewnętrzna, tak wyrazista i bliska demaskuje samotność, alienację i kruchość osoby obserwatora.

Sylwia Sosnowska – Dworzec (Szczecin), tempera

Sylwia Sosnowska – Martwa natura w pracowni, ołówek

Sylwia Sosnowska – Martwa natura, ołówek, olej na płótnie

Sylwia Sosnowska – Martwa natura z bytelkami, ołówek

W końcu Sylwia, istota wrażliwa i delikatna wydaje się być po kobiecemu krucha. Tę finezję, elegancję spojrzenia ujawniają jej rysunki, owa wysublimowana, efemeryczna kreska budująca nie wolne od geometrycznych podziałów, bardzo „malarskie” w ostatecznym efekcie – wizje, w których echem powraca potrzeba poznania, przestudiowania przedmiotu, analizy jego struktury, charakteru i tworzywa, którym najczęściej okazuje się szkło. Tak więc, patrząc na oszczędne w doborze środków ekspresji, niemal ascetyczne kompozycje autorstwa Sylwii odkrywamy nagle potrzebę spojrzenia w głąb siebie, zastanowienia się nad uniwersalnym przesłaniem człowieczeństwa, nad sensem tych wszystkich gestów i działań, które składają się na nasz rozpoznawalny i akceptowany zazwyczaj obraz, na kształt i niepowtarzalny klimat wykreowanego na użytek własny otoczenia. Stając przed taflą znajomego lustra (może być pęknięte i niekoniecznie w złotej, barokowej ramie) zwracamy się podświadomie ku słowom mistrza Eliota, który zwykł był twierdzić, że tak naprawdę wiemy o sobie niewiele, gdyż „Codziennie umieramy wobec siebie samych, codziennie rodzimy się na nowo”, a obraz jaki nosimy gdzieś wewnątrz okazuje się mocno zafałszowany, iluzoryczny, „spreparowany” na użytek zbiorowości lub własny. Czy bardziej wnikliwa jest zatem nasza wiedza o świecie, który nas otacza, w którym rzeczywiście zdajemy się funkcjonować? Prace Sylwii, zarówno te malarskie jak i rysunki, wrażliwe studia przedmiotów – delikatnie sugerują, że nie, zasiewając w naszych duszach wątpliwość, owo ziarno metafizycznego niepokoju, którego brak wyklucza nie tylko istnienie sztuki, ale i świadomego swej roli artysty.

Małgorzata Dorna

 

 

Skip to content