Rafał Łuszczewski / ZNAKI – relacja z wernisażu

Rafał Łuszczewski / ZNAKI – relacja z wernisażu

-Malowanie strachem jest złe. Czekam więc, aż będę wystarczająco odważny, żeby zniszczyć to, co zrobiłem wcześniej. Muszę być wolny do podjęcia decyzji, aby mieć moc coś zburzyć – po to, by powstało coś nowego – mówił Rafał Łuszczewski o pracy nad obrazem w BWA PP, podczas piątkowego wernisażu.

W piątek, 5 grudnia, otworzyliśmy wystawę prac Rafała Łuszczewskiego pt. ZNAKI. Autor reprezentuje pilskie środowisko artystyczne. Wystawa ciekawa, intensywna kolorem, atakująca odbiorcę dużym formatem i skłaniająca do szukania interpretacji, m.in. ze względu na zapisane na obrazach tytułowe znaki, zdania, słowa, nakreślone oszczędną kreską postaci. To malarstwo emocjonalne – i między innymi o emocjach w sztuce mowa była podczas wernisażu. Frekwencja dopisała.       

W obrazach R. Łuszczewskiego, a także w pracy nad nimi, najważniejsza jest emocja – o tym mówił artysta podczas rozmowy, którą tradycyjnie z bohaterem wieczoru przeprowadził dyrektor BWA PP Edmund Wolski.

– Efekt finalny nie jest planowany. Zwykle nie mam pojęcia co będzie na końcu…  czasami maluję przez rok. Dochodzę do pewnego momentu i nie wiem, co zrobić dalej… Odstawiam wtedy obraz na bok i wracam do niego po paru miesiącach – i wtedy to się klaruje. Chodzi o to, że w pewnym momencie pracy nad obrazem dochodzi się do pewnego muru – przynajmniej ja tak mam. Odczuwa się lęk, że gdy zrobi się coś jeszcze – zepsuje się to, co miało się wcześniej. A malowanie strachem jest złe. Czekam więc, aż będę wystarczająco odważny, żeby zniszczyć to, co już zrobiłem. Muszę być wolny do podjęcia decyzji, aby mieć moc coś zburzyć – po to, by powstało coś nowego. Proces ten jest więc dość długi… Ale mi się nigdzie nie spieszy!

– Maluję, bo mam taką potrzebę. Malowanie sprawia mi przyjemność. Czasem jest też tak, że np. oglądam telewizję i się wnerwię, przychodzę i moje emocje na tym płótnie się pojawiają. Piszę coś, stawiam znaki… Ale z czasem zamalowuję to co piszę, stawiam nowe znaki, zamalowuję je… – te które miały być ważne, są już nieważne, a te nieważne stają się ważne. To ciągła praca nad obrazem. Dla mnie największą przyjemnością podczas malowania jest właśnie ten proces – od momentu kiedy zaczyna się obraz do chwili, gdy się go kończy. Ten cały proces jest zabawny… To jak impreza, która w pewnym momencie się kończy, wszyscy goście wychodzą…

Rafał Łuszczewski wychowywał się w artystycznej rodzinie.

– Trochę artystów przez dom się przewijało. Natomiast zwrot w moim życiu miał miejsce  w latach 80-tych. Mieszkałem w bursie szkół artystycznych w Gdańsku i miałem takiego psychologa, był wychowawcą. I on dał mi książkę „Od pop-artu do sztuki konceptualnej”. A wtedy byłem w takiej subkulturze młodzieżowej… zastanawiałem się nad jej sensem. I przeczytałem tę książkę i zobaczyłem, że artyści są nieźle pojechani – i to mi się bardzo spodobało – że ekspresja artystyczna ma znacznie większy wydźwięk niż wszystkie postawione  włosy, glany, skóry – tak się wtedy nosiliśmy. Wtedy zacząłem chodzić  w garniturach. Stwierdziłem, że chodzić w garniturze w PRL-u to jest niezły czad.

Rafał Łuszczewski opowiadał także o tym, jak zdawał na studia na grafikę, a dostał się na malarstwo, jak ćwiczył rysunek przed egzaminami, o stylistyce malarskiej, którą sobie wybrał, procesie jaki doprowadził go do tworzenia obrazów, które dzisiaj na wystawie w BWA oglądamy: m.in. o „Nowych Dzikich”,  o warszawskiej wystawie sztuki punkowej i zachwycie nad jej ekspresją, emocjonalną kolorystyką, buntem jaki niosła.

– Później okazało się, że ja w sztuce właściwie nie umiem inaczej mówić…  – wyznał R. Łuszczewski.

Artysta wspomniał też o swoich mistrzach, artystach, których malarstwo go zachwyciło i budowało. Najważniejszym z nich był Edmund Łubowski:

– Jak zobaczyłem jego malarstwo… to jest mistrzostwo… To jest naprawdę mistrzostwo. Zachwycił mnie takim swoim syntetycznym, analitycznym sposobem patrzenia na rzeczywistość. Podobają mi się też polscy „Nowi Dzicy” – początek lat 80-tych, ta cała plejada malarzy buntowników. Z zagranicznych artystów, zawsze lubiłem fowistów, bo oni widzieli rzeczywistość taką, jaka ona jest: jak drzewo o zachodzie słońca stawało się czerwone, takie je malowali, a nie zielone. W ogóle lubię kolorystów. Malarstwo to jest kolor – zaznaczał Łubowski.

Ale mówił też o formacie dzieła:

– Obraz działa formatem. Jak widzimy jakieś dzieło na małym obrazku w książce, w albumie to nie jest przecież to samo. Obraz, który ma np. 3 metry na 4 – a na zdjęciu będzie malutki, on nic nie mówi. Nie mówi i nie działa. Format ma znaczenie. Kolor w formacie ma znaczenie! Ten kolor w dużym formacie może sprawić, że zatka nas w płucach! A przy małym formacie najpewniej nie stanie się nic… Podobnie, gdy malutki obrazek zeskanować i pokazać na 5-metrowym ekranie… – to będzie wyglądało niesamowicie! Jaki gest! Tylko, że ten gest nadgarstka był ledwie zauważalny, nikły! A nie był to cały zamach ręki! To jest jednak różnica w ekspresji. Różnica, gdy się biega po płótnie i chlapie farbą, a kiedy kreśli się plamki na małej kartce… Ekspresja nadgarstka – to jest naprawdę różnica. Format ma olbrzymie znaczenie – dlatego ja nie lubię oglądać reprodukcji. Malarstwo trzeba oglądać w galeriach, w wymiarach autentycznych.    

Prawda i piękno – jako wyznaczniki sztuki – także były tematem dyskusji. Piękno, w znaczeniu akademickim, to estetyka dość odległa pilskiemu artyście, ale współczesne postrzeganie piękna jest przecież inne niż jeszcze XIX-wieczne. Prawda – to jest piękno dla Łuszczewskiego. Szczerość w twórczości – to wartość absolutnie konieczna i niepodważalna. Bez szczerości nie ma twórczości – zaznaczył artysta.

– Malarstwo musi być szczere. Autentyczne. To można od razu wyczuć – gdy ktoś nas kokietuje estetyką, natomiast nie jest w tym do końca szczery. Szczerość to nie jest skupienie się nad problemem. To musi wypływać z serca. Gdy człowiek jest szczery w tym, co robi, nie będzie udawać. To jak z religijnością u jakiejś osoby: wygląda na pobożną, ale może się okazać, że do końca taka nie jest… I w malarstwie podobnie – bardzo mocno jest odczuwalna autentyczność: albo ona tam jest, albo jej nie ma. Natomiast tylko szczerość może nas naprawdę zachwycić. Praca nie potrzebuje udziwnień – ona potrzebuje szczerości. Ja, w związku z tym, nie jestem zainteresowany, żeby zrobić np. coś nowego, innego. Bo dla mnie bardzo ważny jest kolor – zestawienie kolorów. W tym jestem autentyczny. Po co więc mam kombinować, jeżeli potrafię zestawić dwa różne – przeciwstawne albo dopełniające się – kolory, które budują obraz? Nie potrzeba niczego więcej, by mój obraz był szczery, by działał  – mówił R. Łuszczewski.

– Obraz stawiam na krzesłach – nie na sztalugach, bo moja pracownia jest niska. Stawiam na krzesłach. Albo kładę na podłodze. I wtedy maluję, biegam, rysuję, piszę, chlapię. Próbuję zamalować to białe… – w ogóle nie cierpię przy tym, wręcz przeciwnie! A jak zamaluję to białe, zamalowuję to, co już zrobiłem. I myślę: tyle farby! Tubka 150 złotych! A ja wyduszam tubka za tubką na te duże formaty… – opowiadał Rafał Łuszczewski o specyfice swojej malarskiej pracy nad obrazem…           

***

Rafał Łuszczewski mieszka w Pile, związany jest z miastem od 1976 r., a urodził się w 1969 r. w Złotowie. Zajmuje się malarstwem i grafiką użytkową. Studiował na Wydziale Malarstwa, Grafiki i Rzeźby Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Poznaniu (obecny Uniwersytet Artystyczny im. M. Abakanowicz), gdzie  w 1995 r. uzyskał dyplom z malarstwa (pracownia prof. J. Kałuckiego).

O twórczości Rafała Łuszczewskiego i wystawie ZNAKI, w katalogu towarzyszącemu ekspozycji, dr Tomasz Czyżewski pisze tak:

(…)

ZNAKI prezentują nam zapis doświadczania wewnętrznych napięć, konfliktów między odczuwaną naturą a kulturą spływającą z wysokości. Kolor także świadczy o intensywności tych procesów, jeśli ostateczny wizerunek odbieramy w kategoriach dekoracyjnych, to raczej nie wynika to z chęci zrobienia ładnego obrazka. Ten malarz nie kokietuje swoich odbiorców wizualnością. Forma jego malarstwa wynika raczej z ‘kategorii estetycznych’ bliższych metafizyce niż optyce.

(fragment tekstu)

Czym są tytułowe ZNAKI? R. Łuszczewski pisze:

Czym jest znak?

Informacją? Ostrzeżeniem? Drogowskazem? Mamy znaki czasu, znaki drogowe, znaki firmowe, znaki na niebie, znaki na ziemi… A może znak to gest, przyzwolenie lub przeciwnie, wstrzymanie.

Z całą pewnością znak to system komunikacji, a jeżeli są znaki, których nie znamy, jak litery w języku nam

obcym, czy taki znak milczy czy nadal przemawia, choć my go nie czytamy i nie możemy odebrać informacji?

Jeżeli nas ostrzega, a my z braku możliwości rozpoznania nie dowiemy się, co za treść niesie, możemy popaść w tarapaty.

Litery w obcych językach czy znaki drogowe mogą być przez nas wyuczone i rozpoznane, tak z tymi nieoczywistymi wychodzącymi poza naszą percepcję mamy pewną trudność.

Szczęśliwy człowiek, który ujrzy znak (szansę), by dokonać transakcji przynoszącej mu korzyść, nie będzie musiał powtarzać przysłowia „Mądry Polak po szkodzie”.

Skąd wziąć tę tak cenną zdolność zauważenia, a nie tylko widzenia znaku… bo jeżeli widzimy i działamy, to

Znaczy, że zrozumieliśmy przekaz jaki znak nam niesie.

Już wiem: znak to głos, niesłyszalny, a odbierany tą częścią nas, która poza zmysłami istnieje.