Malarskie alegorie natury.

Malarskie alegorie natury.

„Żyjemy w świecie symulacji, w którym najwyższą funkcją znaku jest wymazanie rzeczywistości i jednocześnie ukrycie jej zniknięcia”

Jean Baudrillard

Odpowiedzią może być powrót do tradycyjnie pojmowanej sztuki, sztuki szukającej inspiracji w naturze, dbającej o doskonałość warsztatu, stosującej sprawdzone środki ekspresji. Malarstwo Renaty Wojnarowicz, pozornie osadzone w realności może być odbierane na prawach znaku, syntezy, imitacji zwiastującej tęsknotę współczesnego człowieka ku wyśnionym, wyidealizowanym pejzażom, które tak pragnie się oswoić, uwewnętrznić. Tutaj ptaki zrywają się do lotu, dynamicznie, ekspresyjnie, na stracenie, morska fala skrzy się i złoci miedzianymi refleksami słońca,  białe, surrealne miasteczka, osadzone na skale, w ostrej, nasyconej zieleni – połyskują ciepłymi odcieniami bieli.  Natura okazuje się tu żywym, czującym organizmem, którego głos zdaje się współbrzmieć z nastrojem obserwatora, dającego sobie prawo do prostych, nieskomplikowanych uczuć, do przeżywania lęku na widok mrocznych, kłębiących się chmur zwiastujących burzę i nieco naiwną radość na widok mieniącej się feerią barw, ukwieconej łąki.

W malarstwie klasycznym, gdzie wszystko harmonijne i proporcjonalne, zakomponowanie na planie płaskiej figury geometrycznej – natura wydawała się martwa, pozbawiona jakiejś intensywnej, jej tylko właściwej energii i prawdy. Romantycy poszukiwali w świecie natury odzwierciedlenia swych, jakże subiektywnych i wyjątkowych, nie pozbawionych egzaltacji – przeżyć, emocji, wewnętrznego niepokoju, konfliktów. Niekiedy natura okazywała się mistyczną alegorią pokazywaną w programowej opozycji wobec kultury, niekiedy pozostawała w tle, jako element czysto estetyczny, jako wyrafinowany kolorystycznie lub formalnie, wykalkulowany ornament.

Nieprzypadkowo zatem – filozof i socjolog, Jean Baudrillard, wieszcząc upadek sztuki, oskarżał malarstwo o nadmierny estetyzm i racjonalizm, a w konsekwencji o tworzenie hiperrealności, w ramach której zatarła się granica między tym co obdarzone atrybutem prawdy, naturalne i tym co wykreowane, sztuczne, powielające i cytujące swą istotę. Przemyślenia Baudrillarda mogą doprowadzić do wniosku, że wszelkie formy sztuki i jej funkcje uległy wyczerpaniu. w momencie, gdy przestała być ona grą przeciwko czemuś, buntem, protestem. Ulegając odczarowaniu, zrywając z rytuałem i magią – współczesna sztuka wydaje się, zgodnie z tym stylem myślenia – tracić swą pierwotną wartość, zyskując wyłącznie estetyczne walory, mimo wyraźnej niechęci do imitowania zjawisk przyrody, wschodów i zachodów słońca, czy wzburzonego morza.

Malarstwo Renaty Wojnarowicz okazuje się przeczyć tej tezie, tym bardziej, że polskiemu odbiorcy daleko do przemyśleń, zanurzonego w kulturze masowej, doświadczającego dominanty techniki, reklamy, agresywnego marketingu, czy hiperrealizmu – filozofa.
Artystka unika prowokacji, nie wygłasza manifestów, programów, nie szuka niewątpliwego dowartościowania – odnosząc się oficjalnie do tradycji, do dzieł uznanych i akceptowanych mistrzów, do których odnieść się pewnie wypada. Podąża zatem drogą własną, konsekwentnie, wytrwale, co nie znaczy, że bez refleksji, bez zastanowienia. W jej malarstwie pobrzmiewają co prawda echa morskich pejzaży angielskiego romantyka, Williama Turnera, ale nie są to nawiązania świadome, celowe, wykalkulowane. Renata maluje z emocją, co czuje się w fakturze obrazu, w odważnych pociągnięciach pędzla, w budowaniu formy gęsto kładzioną farbą, w szkicowaniu szpachlą, agresywnie, zdecydowanie, z pasją. Tworząc kompozycje układające się w cykle, w sekwencje kolorystycznie bliskich sobie obrazów – malarka wraca do tych samych wykreowanych przestrzeni, do zatrzymanych w odmiennym  świetle, porze dnia i kolorystyce miejsc. Do miejsc, których faktycznie nie ma i które można powołać do życia za sprawą wrażliwości, wyobraźni, indywidualnej perspektywy, głębi i wnikliwości osobistego, bardzo emocjonalnego widzenia.

Podejmując niebezpieczne, bo tradycyjnie zarezerwowane dla sztuki imitacji, sztuki naiwnej tematy – malarka unika łatwych i tanich rozwiązań. Jej prace, malowane cyklami tworzą rozpoznawalne stylistycznie konstrukty, w których pozostaje przestrzeń niedookreślona, zasnuta tajemniczym woalem mgły, bagiennego oparu,  delikatną strukturą rozbielonego, pastelowego cienia. W ten sposób pejzaże stają się gloryfikacją, pochwałą natury i równocześnie jej metaforą, symbolem, a także próbą określenia miejsca człowieka we wszechświecie, który poddany sile żywiołów, wody, powietrza i ziemi – niekoniecznie czuć się powinien panem i władcą stworzenia.

Małgorzata Dorna

Skip to content