Dzieci potrzebne sztuce
Wybierając się w podróż, zwykle zakładam, że spotka mnie nieznane. Lękam się trochę i zarazem ciekawię, oglądam migające przez szybę pejzaże i wiążę nadzieje. Podobnie rzecz ma się ze sztuką. Im częściej zaglądam do galerii, tym bardziej ona jest. Sztuka, rzecz jasna. Przydarza mi się to odwrotnie niż Puchatkowi, który im bardziej zaglądał, tym bardziej nie mógł znaleźć. Sztuka, podobnie jak język, rozwija się wraz z moim jej doświadczaniem. Wydaje mi się, że jestem czułym odbiornikem, stereotypy wyczuwam na odległość, choć sama nie jestem od nich wolna. Jak wszyscy, bo przecież stereotyp jest zawsze społeczny. Bywa i tak, że nie znajduję sztuki w sztuce samej, odkrywam brak „zasięgu” w bardzo skomplikowanej sieci. Tym większa jest ulga, gdy na wystawie pojawia się aktywny widz, wchodzący w dialog. Wyposażamy swoje prace w komunikat, który będzie musiał się przedzierać przez fale innych. Wystawa sztuki współczesnej tylko wtedy spełni swe zadanie, jeśli rozbudzi naturalną, acz tłamszoną kulturowo wrażliwość. Sztuki wizualne bardziej niż kiedykolwiek w dziejach potrzebują owego aktywnego widza, który dopełni dzieło, by mogło zaistnieć swą intencją. W bezpośrednim kontakcie z odbiorcą, małym i dużym, zwłaszcza małym, szczerym i nieskażonym, takim, który na wskroś dojrzy zamysł autora i odważnie wypowiada swoje zdanie, spełnia się artystyczny cud. Twórcy rzadko spotykają się z przejrzystym komunikatem widzów, podczas gdy najciekawsza w procesie odbioru zdaje się interakcja. Sztuka nie odebrana, wystawiona w pełnej światła ciszy, oczekuje zastygła nawet nie klienta, jak mogłoby się zdawać, ale odbiorcy. Wchodząc do galerii spotykamy tę ciszę, rozglądamy się i z różnych miejsc zaczyna docierać do nas wołanie. Jest ono rozmaite, czasem się przekrzykuje jak ptactwo, a to warczy złośliwie, albo milczy zamknięte w sobie. To milczenie zawarte w obrazie bywa siłą, którą może odczytać tylko dziecko, które mieszka w nas. Najpiękniejsza aura powstaje w galerii wtedy, gdy dzieci zaczynają werbalizować swoje odczucia, często zaskakujące, ale jakże prawdziwe. One nie wstydzą się, ani nie boją odkrywać swych sekretów właśnie tu, pośród tajemniczego ogrodu sztuk. Tak odradza się człowiek, z natury dobry, ciekawy, myślący. „Kulturę trzeba przeżywać, nie można jej nauczać” – dowodzi Pierre Gaudibert. „Przeżywanie sztuki jest aktem egzystencjalnym niwelującym podział na twórców i odbiorców, po prostu doświadczeniem. W toku tego doświadczenia przeobraża się sztuka, przeobraża się życie wciąż od nowa intensyfikowane aktywnym działaniem wyobraźni. (…) Sens i sztuki, i życia sprowadza się do chwili ulotnej, aktu dramatycz- nego, intensywnego uczestnictwa w teraźniejszości” – podsumowuje Irena Wojnar w 1976 roku. Co mogę dodać? Słucham muzyki, oglądam obrazy, uczestniczę w wielkim dziele stworzenia. I szanuję wspomnienia babci. Anna Lejba styczeń 2012 |