Andrzej Tomaszewski / PO PROSTU NAD… – relacja z wernisażu

Sztuka Andrzeja Tomaszewskiego w pilskiej Galerii BWA PP.
Andrzej Tomaszewski – artysta, rysownik i malarz, jeden z najbardziej rozpoznawalnych polskich, współczesnych artystów związanych z nurtem surrealizmu i realizmu magicznego, był gościem pilskiego Biura Wystaw Artystycznych. W Galerii BWA PP otwarta została wystawa „Po prostu nad…” prezentująca rysunki oraz malarstwo artysty.
Galeria wypełniona po brzegi i piękny wieczór wypełniony rozmowami o sztuce.
Andrzej Tomaszewski, w rozmowie poprowadzonej przez dyrektora BWA Edmunda Wolskiego, opowiedział o początkach swojej fascynacji sztuką, o tym, jak dojrzewała w nim myśl do tego, by zająć się w życiu właśnie tworzeniem, jak wspierali go bliscy, ale i jak niektórzy odradzali mu tę drogę, o tym jak uparł się rysować. I jak potem przyjmował pierwsze komplementy.
Andrzej Tomaszewski tworzy już ponad 30 lat. Zdobył w tym czasie silną pozycję nie tylko na polskim rynku sztuki, ale także zagranicznym. Jego charakterystyczny styl stawia go w jednym rzędzie z takimi twórcami, jak Zdzisław Beksiński, Rafał Olbiński czy Jacek Yerka. Inspiracją dla twórcy był także Franciszek Starowieyski.
– Takie zestawienie mojego nazwiska i tymi mistrzami sztuki jest oczywiście bardzo przyjemne, ale może i trochę przepłoszyć… Gdy miałem 20 lat i słyszałem takie porównania, reagowałem na nie faktycznie dość płochliwie… „ nie, no co wy, dajcie spokój… ja tylko tak sobie rysuję!”. Teraz mam lat 60 na karku i reaguję na podobne pochlebstwa znacznie lepiej – wiem już, ile osiągnąłem przez te lata i ile kosztowało mnie to pracy – ale nie porównuję się do mistrzów. Staram się robić swoje. Starowieyski mnie inspirował. Inspirował mnie Beksiński i inni artyści. To słowo „inspiracja” jest tu niezwykle ważne. Nie naśladownictwo, a inspiracja. Nie powielam ich, a podążam równolegle. Oni jadą jakąś wielką koleją, jakimś pendolino, a ja może jadę sobie wąskotorówką z boku…
Niewątpliwie fascynuje Tomaszewskiego świat wyobraźni.
– Rysowanie jest moją pasją, moją miłością. I faktycznie, jest to moje życie. Codziennie, wiele godzin dziennie pracuję. Bo tylko systematyka – systematyczna praca – pozwala dojść do mistrzostwa. Gdy miałem kilkanaście lat zastanawiałem się, co robić, jak robić… Zacząłem od rysowania. Szybko uznałem, że rysowanie raz na kilka miesięcy nie ma sensu… Trzeba to robić systematycznie, do bólu, każdego dnia. Trening czyni mistrza. To jak w sporcie. Codzienna praca, szkicowanie, składanie ręki, praca nad tym, co w głowie. Tylko treningiem można podnieść swój poziom. Najstarsza moja praca jest z 1995 roku, najnowsza z 2025. Ja widzę postęp. Widzę, jakie trening daje efekty – mówił Andrzej Tomaszewski w Pile.
Zwykle dzieje się tak, że to ktoś z dorosłych zauważy talent dziecka. Z Andrzejem Tomaszewskim było inaczej:
– Pierwszą osobą, która poznała się na moim talencie… byłem ja! – mówi ze śmiechem – Każde dziecko rysuje, maluje, a później tak jest, że – większość dzieci – wyrasta z tego. Ja nie wyrosłem. Rysowanie cały czas mnie napędzało. Jestem jedynakiem, ale nigdy nie nudziłem się sam ze sobą. Pierwsze moje prace to było przerysowywanie wszystkiego ze wszystkiego – ze zdjęć, magazynów. Później, jako nastolatek, zacząłem myśleć, żeby zrobić już coś swojego. Doszły inspiracje. W 1987 roku pierwszy raz miałem okazję wziąć do ręki kwartalnik „Projekt”. Na okładce była reprodukcja obrazu Beksińskiego. Porwało mnie od razu. Pomyślałem: jednak co zachód to zachód – bo wszystko co dobre, to na zachodzie. Ale otworzyłem ten „Projekt”. Zajrzałem do artykułu: Polak! – taka niespodzianka. Do tego wyglądał jak pan księgowy, długie włosy, wyciągnięty sweter… Było to zachwianie mojego obrazu twórcy! Nie pasował mi do wielkiego artysty. Zainspirowałem się nim jako człowiekiem; bliskie było mi to, co mówił, jego podejście do twórczości. To był czas, gdy uświadomiłem sobie, że ja też tak mogę! A nawet nie tyle, że ja mogę, ale że ja też tak chcę! – że chcę związać swoje życie z twórczością.
Później u dziadków, wujków, cioć zetknął się z albumami ze sztuką.
– Moją uwagę, nie wiem dlaczego… – przykuły reprodukcje słynnych surrealistów: Dali, Ernsta, Miro. Coś w tym było, co mnie pociągnęło… Pamiętam też pierwszy film, na który zabrali mnie rodzice do kina… Miałem wtedy może 8 lat, może 9. Był to film o potworach japońskich, o Godzilli. Oczywiście zobaczyłem go po latach: przebrany gość w gumowy strój… Ale wtedy jako dziecko ja tego nie widziałem… Wtedy oglądałem to z otwartą buzią! Z potworów, itp. stworów, bardzo szybko wyrosłem, ale ta niesamowitość, dziwność, chyba właśnie wtedy rozsiadła się w mojej głowie… Ta nadrealność, nierealność odbiły się potem na mojej twórczości. Myślę sobie teraz, a nawet jestem o tym przekonany, że nawet gdybym robił dziś pejzaże, czy martwe natury, byłyby one dziwne, nadrealne, surrealistyczne – wyznaje A. Tomaszewski.
Początki życia w sztuce były trudne. Wspierała rodzina, wspierała żona. Ale były i osoby, które odradzały mu drogę sztuki.
– Zostaw to, nie masz szans startować w sztukę bez wykształcenia, to się nie uda – mówili – a mnie to tylko utwierdzało w przekonaniu, że robię dobrze, bo robię coś, co kocham. I że chcę to robić nawet, gdyby z tego miało nic nie wyjść.. Dla mnie ważne jest to, żeby – jak będę żegnać się z tym światem – nie stało się tak, że spojrzę w lustro i powiem sobie: widzisz co narobiłeś ośle? zamiast robić coś, co kochasz i do końca życia być szczęśliwym, ty to zarzuciłeś… Ja tak nie chcę.
Każda praca, którą tworzy Andrzej Tomaszewski, jest wyjątkowa.
– Nigdy nie robię pracy na pół gwizdka. W każdej zostawiam swój umysł i siebie w całości.
– Nigdy nie byłem typem imprezowicza, mnie nie przerażało bycie samemu ze sobą… Kiedyś, jako nastolatek, namiętnie kleiłem modele kartonowe. Też przez wiele godzin. Ja miałem cierpliwość. I do moich prac artystycznych też muszę mieć cierpliwość. Rysunek piórkiem i tuszem to jest miesiąc pracy po ileś godzin dziennie! To świat zbudowany kreseczek, z linii. Czy jest sens tak grzebać? – pytają mnie czasem. Dla mnie jest sens! Ja jestem takim „grzebolem”… – przyznaje A. Tomaszewski.
Piórko, tusz, pastel, obrazy (akryle) na płytach – to jego świat. Gdy tworzy, przeżywa przygodę.
– Rozpoczęcie pracy to wejście w przygodę. Zamykam się w pracowni. Jestem ja, krzesło, stół… I tworzy się taka bańka… Ja wchodzę w nią – w świat mojej wyobraźni… Wspaniale czuję się w tym świecie – przeżywam tę przygodę przez parę tygodni, a najgorszy moment jest wtedy, gdy trzeba już opuścić ten świat, postawić sygnaturkę na pracy. To jest bardzo trudne. Nie lubię tego wychodzenia. Ale z drugiej strony pomaga mi myśl, że już czeka na mnie kolejna przygoda, kolejny świat, w który za chwilę wejdę – opowiadał A. Tomaszewski.
W twórczości najciekawszy jest dla niego człowiek. Nieidealny. Nie gładki. Nie wymuskany.
– Staram się być obserwatorem. Interesują mnie relacje międzyludzkie, to, jak ludzie na siebie patrzą, czy mówią sobie „dzień dobry”. Ciekawe są dla mnie relacje między kobietami i mężczyznami. I te obserwacje w moich pracach są. Ból, nienawiść, miłość, szczęście. Jak to przedstawić w sztuce? Oczywiście można by narysować twarz z uśmiechem, ale to jakieś słabe. Natomiast pokazanie emocji poprzez fizyczność – poprzez jakieś zrośnięcie ciał, zlepienie, albo rozerwanie – to coś więcej. Poprzez tę fizyczność ciało może wydawać się niezdrowe – i wtedy ono coś mówi. Może te osoby coś przeżyły w życiu traumatycznego, może ich życie było złe? Ja tak chcę to pokazywać. Nie tylko poprzez grymasy. Młode ciała są gładkie, tymczasem u starszych osób skóra pokryta jest zmarszczkami. Tam są góry i doliny przeżyć, nierówności. To jest ciekawe! Tam się coś dzieje! Przedstawianie osoby młodej i gładkiej to coś, co mnie w ogóle nie interesuje.
– Jestem poukładanym facetem. Totalnym abstynentem. Jestem zero-używkowy. Zero alkoholu – nie mówiąc już o narkotykach i innych papierosach. Ja chcę to życie przeżyć na trzeźwiaka, z wszystkimi błędami i nie-błędami. I jestem gdzieś tam przewidywalny… Jak wchodzę do pracowni, zamykam się w swoim świcie, a potem kończę pracę, chowam pracę do teczki, albo zostawiam obraz na sztaludze i wychodzę z pracowni. I wchodzę w tryb rodzinny, normalny. Tu nie ma żadnych zgrzytów – zdradził artysta.
Był to wieczór wyjątkowy. A uświetniła go minirecitalem fortepianowym Monika Sroczyńska.
Potem był czas na poczęstunek, rozmowy w kuluarach i podziwianie prac. Andrzej Tomaszewski podpisywał katalogi, były i pamiątkowe fotografie…
Wystawę można oglądać w pilskiej Galerii BWA PP do 9 czerwca br.
***
Andrzej Tomaszewski urodził się w 1966 roku w Koninie, z którym związał swoje życie i twórczość. Rysuje od najmłodszych lat. Jest samoukiem, który talentem i ciężką pracą opanował do perfekcji warsztat rysownika. Posługuje się węglem, tuszem, kredkami, pastelami, maluje akrylami. Fascynuje go człowiek, jego szeroko pojęta emocjonalność i mechanizmy, które nim kierują. Najbliższa jest mu stylistyka surrealizmu.
Głównym motywem jego prac jest człowiek, postać ludzka przetworzona w bardzo specyficzny sposób. W swoich pracach pokazuje emocje, popędy, samotność itp., z którymi ludzkość boryka się od wieków.
Od lat bierze udział w wystawach indywidualnych i zbiorowych. Jego obrazy znajdują się w kolekcjach prywatnych w Polsce i za granicą oraz galeriach sztuki. Prace Andrzeja Tomaszewskiego sprzedawane są na aukcjach w największych Domach Aukcyjnych m.in. w Desa Unicum, Rempex i Ostoya.
W ostatnich latach prace Andrzeja Tomaszewskiego można było oglądać na licznych wystawach. W 2023 i 2024 roku dzieła artysty zostały zaprezentowane na pięciu wystawach z cyklu „Realny Surrealizm – 30 lat”. Ekspozycje powstały z okazji 30-lecia twórczości artystycznej i można było je zobaczyć między innymi w Muzeum Magicznego Realizmu w Wiśle, Muzeum Narodowym Ziemi Przemyskiej oraz Muzeum im Jana Kasprowicza w Inowrocławiu.






































































































