Konfrontacja artystycznych wizji i postaw.

Konfrontacja artystycznych wizji i postaw.

 

Współczesnemu artyście plener nie kojarzy się już tylko (jak miało to miejsce w czasach impresjonistów) z malowaniem pejzaży w pełnym słońcu, z próbami uchwycenia nastroju, niepowtarzalnych stanów przyrody w różnych porach dnia i roku. Dzisiaj plener to po prostu spotkanie, zderzenie różnych sposobów myślenia o sztuce, odmiennych form wypowiedzi i konwencji. Plener to także okazja do poznania środowiska, wymiany poglądów, zgłębiania rozwiązań warsztatowych, technicznych i zaprezentowania własnej osobowości twórczej, wypracowanego w osobnym świecie pracowni, czy atelier – rozpoznawalnego, charakterystycznego dla konkretnego artysty – stylu.W tej sytuacji wystawa poplenerowa okazuje się konfrontacją poglądów i artystycznych wizji, konfrontacją postaw reprezentantów różnych pokoleń, szkól i kierunków w sztuce.

I tak na przykład kompozycje grafika i malarza, Alfreda Aszkiełowicza, znanego nie tylko z bardzo oszczędnego, niemal ascetycznego traktowania środków ekspresji, ale także z syntetycznego pojmowania pejzażu – okazują się głosem pokolenia szanującego warsztat, przywiązanego do tradycji, bacznie obserwującego naturę i właśnie w świecie natury, pozostającej w opozycji do kultury i techniki – szukającego artystycznych inspiracji. Zapewne ta istotna opozycja pozostaje źródłem kompozycji, które artysta dzieli na „koncepcyjne” i „wrażeniowe”, dając tym samym dowód, że uprawianie sztuki wymaga nie tylko emocji i uczuć, ale przede wszystkim intuicji, intelektualnej kalkulacji, myślenia. Do cyklu kompozycji „koncepcyjnych” należą niewątpliwie, tworzące uporządkowaną strukturę – rzędy liter, pisanych lub może rysowanych precyzyjnie akrylem na chłodnym, metalicznie połyskliwym tle. Ze świata natury pochodzi tutaj światło, kojarzące się z bezruchem, zatrzymaniem w czasie, pozwalające spojrzeć z dystansem na tajemniczą inskrypcję, której niezrozumiałe, magiczne znaki układają się w prosty, nieczytelny ornament jak ten znany z kamienia lub płyty nagrobnej, a może z tablicy „ku czci”.

Współczesna plastyka rzuca zatem odbiorcy wyzwanie, prowokuje do refleksji o uniwersalnym, ponadczasowym i ponadnarodowym charakterze, nawet wówczas, gdy temat dzieła okazuje się sprawą nieistotną, pozornie banalną i znaną, drugoplanową.

Tak dzieje się w przypadku malarstwa funkcjonującego na granicy sztuki abstrakcyjnej, które na wystawie reprezentuje przedstawiciel młodszego pokolenia – Paweł Flieger, absolwent i pracownik Poznańskiej ASP.

W centrum zainteresowań malarza pozostaje, potraktowany bardzo umownie, niemal symbolicznie – pejzaż, zaniepokojony prostą i wyrazistą formą geometryczną. Wewnętrzna dramaturgia obrazu, zestawienie tego co organiczne, miękkie, zasnute mgiełką tajemnicy z tym co klarowne, czyste, będące niewątpliwym wytworem cywilizacji, kultury – prowokuje do refleksji nad kondycją współczesnego świata. Znamienne jest, że artysta, rezygnując zupełnie z anegdoty, pozamalarskich odniesień – osiąga efekt dramaturgicznego napięcia, mimo zastosowania tradycyjnych środków ekspresji. Wypracowuje tym samym własny, rozpoznawalny styl, w którym liczą się szerokie, pełne ekspresji pociągnięcia pędzla, zestawienia powierzchni płaskich, połyskliwych z powierzchniami znaczonymi fakturą, wyrazistym konturem, finezyjnym rysunkiem, obrysem.

Językiem abstrakcji posługuje się także, zwolennik decentryzmu, sztuki budowania napięcia poprzez pokazanie przedmiotu z różnych perspektyw, z różnych punktów widzenia, tak by jego obraz okazywał się niejednoznaczny, niemal nieczytelny, oderwany od realnie przypisywanych mu sensów i znaczeń – Janusz Argasiński. W jego kompozycjach liczy się przede wszystkim dynamika szerokich pociągnięć pędzla, smugi cienko kładzionego pigmentu z wyraźnym śladem narzędzia, niekiedy z widoczną strukturą podobrazia, transparentność i przenikanie się form nie budzących niemal żadnych asocjacji z tym co zapamiętane i znane.

Odmienne, mimo że równie osobiste spojrzenie na świat proponuje, pracujący w trudnej technice akwareli – Maciej Olekszy. W sferze jego artystycznych pasji pozostaje ciało człowieka, często chrome, okaleczone, pozbawione klasycznej harmonii i piękna, ciało pojmowane jako abstrakcyjna materia, plama, kleks, szereg przenikających się, niekiedy świetlistych i lekkich, niekiedy mrocznych, znaczonych zaciekami – form. Traktując w sposób fragmentaryczny materię ciała, posługując się tonacją przygaszonych fioletów i chłodnych, przechodzących w brązy róży, tak łatwo kojarzącą się ze stanem rozpadu, czy śmierci – artysta podkreśla kruchość, ulotność i niedoskonałość ludzkiej egzystencji, ciało bowiem okazuje się śladem obecności, zapisem chwili, niekoniecznie urokliwej i wartej zapamiętania, często także bolesnej, ponurej, tragicznej.

Motyw potraktowanej w sposób mocno przeestetyzowany postaci człowieka pojawia się także w kompozycjach malarskich Lucyny Pach, ale przesłanie prac, wydaje się bliższe renesansowemu humanizmowi, niż deformacjom współczesnego surrealizmu. Autorkę interesuje piękno i harmonia ludzkiego ciała, którego uroda nie do końca odkryta, zdemaskowana, obnażona zapowiada doświadczenie metafizyczne, duchowe. Doskonałe w rysunku, wyraziste, charakterystyczne twarze, przykryte płaszczyzną absolutnej bieli, kojarzącą się z pustką, niebytem – podejmują dramatyczną walkę o przetrwanie, o pozostawienie śladu w naszej pamięci. Malarstwo to, operujące dużą skalą, powiększeniem, koncentruje się na gestach, spojrzeniach, na zatrzymanym grymasie ust, na dramatycznym ruchu uniesionej ku twarzy ręki, na błysku niepokoju w rozwartych szeroko oczach. Odbiorca czuje się zatem sprowokowany do spojrzenia na osobowość człowieka z perspektywy Wielkiej Tajemnicy, w poczuciu własnej niemożności i ograniczeń, w poczuciu własnej nieporadności, niewiedzy.

Na temat egzystencji człowieka wypowiada się także Paulina Brodowska, odwołująca się do formy specyficznej optycznej iluzji, stosując z powodzeniem prześwity, ażury, koronkowe, kruche struktury przewrotnie ujawniające to co utajone, ukryte. Fragment kobiecego ciała zostaje tu pokazany jednak nie tylko przez szczelinę w koronkowej przesłonie – misterna ornamentyka wydaje się żyć, zwielokrotniać, powielać siebie samą, rozrastać się w symboliczne formy roślinne, w miękką strukturę wybujałego drzewa, kwiecistej ramy, bordiury. Te same motywy i wątki powtarzają się w rysunkach artystki, tym razem wzbogacone ornamentem wyciętym precyzyjnie w kartonie, dającym poczucie istnienia dystansu, między tym co oczywiste i jasne, postrzegane w nagłym błysku świadomości, a tym co kojarzyć się może z potrzebą wewnętrznego ukrycia, zanurzenia się w świecie tajemnych, onirycznych wizji.

Wizerunki ludzi, potraktowanych na prawach form niedopowiedzianych, otwartych pojawiają się także w pracach Marty Mrówki – malarki poszukującej jeszcze swej drogi, podejmującej różne, niekiedy zaskakujące próby, jak chociażby rodzaj artystycznego działania, swoistego performance zaproponowanego w ramach wystawy poplenerowej „Malwa 08”. Przed ponad czterema laty artystka, pragnąc wywołać (zapewne nie tylko pozytywne) emocje odbiorcy – zaprezentowała portrety ogólnie znanych postaci ze świata polityki, nazywając swą kompozycję przewrotnym apelem: „Znajdź różnicę”. Niezależnie od dyskusyjnego poziomu pokazanych wówczas prac – artystka starała się nawiązać kontakt z odbiorcą, sprowokować go do aktywności, dialogu, irytacji, może nawet oburzenia, protestu. Czyni to także i dzisiaj, pokazując ciało ludzkie albo jako nieforemną, bezkształtną bryłę, pozbawioną charakteru, piętna indywidualizmu, osobowości i twarzy, albo w sposób nieco bardziej realistyczny – jako postać zatrzymaną w kadrze fotografii, upozowaną, statyczną, nawiązującą (świadomie lub nie) do mrocznych kompozycji Antoniego Fałata.

Reprezentantem młodszego pokolenia jest też Mariusz Gutowski, którego prace epatują przewrotnym, wyrafinowanym konceptem, subtelnymi odcieniami ironii aż po groteskę, celową deformacją i rozpoznawalnym stylem, w którym ekspresja, drapieżność i teatralność przekazu łączy się z agresywną, niemal neonową barwą i finezyjnym, szkicowym, często negatywowym obrysem. Rysunki i malarskie zapiski Gutowskiego fascynują wewnętrzną dramaturgią, zamierzoną dysharmonią między kolorystyką, nasyconą, transparentną barwą, przypominającą stylistykę reklamy, chropawością formy, przewrotnie sugerującej nieporadność, naiwność i wrażliwość dziecka, a poważnym, niekiedy gorzkim, bolesnym przesłaniem. Prace układają się w rodzaj notatnika, w który straszą upiorne maski, wyszczerzone zębiska, atrybuty ziemskiej i niebiańskiej władzy, zdeformowane sylwety doznające zmysłowej ekstazy, jakby przeniesione z księgi Kamasutry. W świecie tych wyobrażeń człowiek okazuje się tworem wielce samotnym, opuszczonym, skazanym na nieme zadziwienie, tworem doświadczającym powolnego unicestwienia, niebytu kryjącego się pod pozorami niby realnej egzystencji.

Poczucie samotności i nieobecności człowieka emanuje też z surrealnych wizji, zajmującej się fotografią artystyczną – Eweliny Gmerek, której prace nasączone matową, białawą poświatą wprowadzają nas w klimat lunatycznych, jakby zawieszonych w bezczasie parków i ogrodów. Czyniąc bohaterami swych kompozycji czas i przestrzeń – autorka tworzy iluzję obcej i niebezpiecznej realności żyjącej własnym utajonym życiem duchowym, istniejącej poza intencją i sferą ludzkich oddziaływań i zamiarów. Ta niezależność, samoistność przestrzeni, zbudowanej z form płaskich i trójwymiarowych, mrocznych i nasączonych światłem, przestrzeni uporządkowanych, tworzących architektoniczne struktury – okazuje się pretekstem, inspiracją do rozważań na temat braku istotnego znaczenia – naszej (być może mniej interesującej, niż obecność przestrzeni i czasu) egzystencji.

W odmienny sposób o kondycji współczesnego człowieka wydaje się myśleć Dariusz Zatoka, artysta o ugruntowanej pozycji w środowisku, dbający w sposób niezwykle konsekwentny o warsztatowe walory swych dzieł. Wykorzystując zderzenie czerni i bieli, która w jego kompozycjach daje poczucie zawieszenia, izolacji w nieprzyjaznej, pustej przestrzeni – fotografik skazuje bohaterów swych prac na absurdalne, puste gesty, niekiedy dramatyczne, kiedy indziej groteskowe – pozy. Unikając zbędnej ornamentyki – pokazuje człowieka odkrytego, obnażonego psychicznie, pozbawionego szansy na ukrycie się za symbolicznym przedmiotem, maska, rekwizytem. Bohaterowie tych prac stają bowiem samotnie, na pustej scenie, w pełnym blasku reflektorów i tylko poprzez charakterystyczny lub rytualny gest mogą określić swoją tożsamość, ocalić istnienie od niepamięci, od niebytu.

Skoro zatem język sztuki okazuje się wyrafinowanym językiem komunikacji, a dzieło formą przesłania, notatnika lub listu ze światów odległych, nieznanych – to wystawa poplenerowa może być odczytana na prawach istotnego, artystycznego zdarzenia, swoistego głosu coraz bardziej liczącego się w kraju środowiska. Coraz częściej bowiem uczestnikami plenerów stają się ludzie młodzi, rzucający odbiorcy wyzwanie, szukający własnej drogi i stylu. Coraz częściej też odbiorca przestaje być biernym obserwatorem, a staje się personą, adresatem i uczestnikiem podejmowanej z artystą gry. To właśnie wówczas rodzą się zachwyty i zdziwienia, oczarowania i protesty, bunty i demonstracje, prowokacje. To właśnie wówczas na linii artysta-odbiorca aż iskrzy, a kontakt z dziełem sztuki staje się naprawdę głębokim przeżyciem. „Istotą sztuki jest życie spotęgowane i najbardziej ludzkie.” – pisał Stanisław Brzozowski – „Walka o sztukę to – walka o prawa ludzkie, o treść życia ludzkiego, o człowieczeństwo.”

 

Małgorzata Dorna

Skip to content