25.09.2015 (piątek) godz. 19.00 – OBSZARY REFLEKSJI – POKAZY INDYWIDUALNE.

25.09.2015 (piątek) godz. 19.00 – OBSZARY REFLEKSJI – POKAZY INDYWIDUALNE.

 

P1130216 P1130220 P1130221P1130225P1130227P1130226P1130229P1130233 P1130232 P1130235 P1130239 P1130240 P1130241 P1130243 P1130206 P1130207 P1130208 P1130210 P1130212 P1130213

JOANNA IMIELSKA

Profesor zwyczajny Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu. Studia w latach 1983-88 w poznańskiej Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych. Dyplom z wyróżnieniem w Pracowni Rysunku profesor Izabelli Gustowskiej. Od 1989 roku pracuje na poznańskim Uniwersytecie Artystycznym, od 2013 roku na stanowisku profesora zwyczajnego. Od 1994 roku – prowadzi Pracownię Rysunku na Wydziale Edukacji Artystycznej. W latach 2002-2008 – prodziekan w/w Wydziału, a od roku 2008 – dziekan wspomnianej jednostki. W latach 1990-1991 i w roku 1997 – Joanna Imielska była stypendystką Ministra Kultury i Sztuki, a w 2005 roku – Ministra Kultury. Zajmuje się rysunkiem i malarstwem.

SONIA RAMMER

Artystka, psycholożka, zawodowo związana z Wydziałem Edukacji Artystycznej Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu. Zajmuje się sztuką oraz zagadnieniami teoretycznymi, ze szczególnym uwzględnieniem psychologicznych aspektów twórczości. Swoją twórczość prezentowała na wielu wystawach w kraju i za granicą. Brała również udział w wielu prestiżowych konferencjach. Autorka i współautorka licznych tekstów traktujących o fenomenie twórczości z perspektywy psychoanalitycznej. W 2013 roku uzyskała stopień doktora w dziedzinie sztuk plastycznych, w dyscyplinie artystycznej: sztuki piękne. W centrum zainteresowania artystki znajdują się człowiek i jego egzystencja oraz problem szeroko pojmowanej pamięci. Adiunkt w Pracowni Rysunku prof. Joanny Imielskiej.

UTA GOR

Artystka malarka. Właściwie: Krystyna Uta Różańska-Gorgolewska. Absolwentka Akademii Ekonomicznej i Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu. Studia artystyczne ukończyła w 2010 roku dyplomem z dziedziny malarstwa w pracowni prof. Mariusza Kruka. Od 2010 roku współtworzy grupę „NAZWA”, skupioną wokół osoby promotora wspomnianego dyplomu. W pracy twórczej zajmuje się przede wszystkim malarstwem. Jej obrazy swobodnie nawiązują do dziedzictwa abstrakcji geometrycznej, wzbogaconego jednak pierwiastkami wysokiej próby kultury kolorystycznej i elementami dyskretnie przywoływanych poetyk nadrealistycznych. Autorka tekstów krytycznych dotyczących sztuki. Stały współpracownik miesięcznika o sztuce „ARTEON”. Bywa kuratorem wystaw. Od 2015 roku – pracuje w Galerii Miejskiej „Arsenał” w Poznaniu.

MAGDALENA KLESZYŃSKA

Artystka sztuk wizualnych, autorka niekonwencjonalnych prac o interdyscyplinarnym charakterze, istniejących na granicy rysunku, płaskorzeźby i tkaniny artystycznej. Studia w latach 2005-2010 na Wydziale Edukacji Artystycznej poznańskiego Uniwersytetu Artystycznego, zakończone dyplomem w Pracowni Rysunku prof. Joanny Imielskiej. Od 2012 roku – pracuje na macierzystej uczelni jako asystentka w II Pracowni Malarstwa prof. Mariusza Kruka, na Wydziale Edukacji Artystycznej. Swoją twórczość prezentowała na wielu wystawach indywidualnych i zbiorowych w kraju i za granicą. W swoich poszukiwaniach twórczych stara się określać niekonwencjonalne podejście do obrazu, jego struktury formalnej oraz zakresów przekazywanych treści, co odbywa się zazwyczaj poza medium tradycyjnie rozumianego malarstwa.

OBSZARY REFLEKSJI – POKAZY INDYWIDUALNE – wystawa, zorganizowana w Biurze Wystaw Artystycznych i Usług Plastycznych w Pile, ma na celu zaprezentowanie prac czterech artystek: Joanny Imielskiej, Sonii Rammer, Magdaleny Kleszyńskiej oraz Uty Gor (Krystyny Uty Różańskiej-Gorgolewskiej). Prace wspomnianych autorek powstające, albo w bardziej tradycyjnych mediach, takich jak: rysunek czy malarstwo, albo poddające wspomniane dyscypliny ciekawym współczesnym przewartościowaniom i próbom interdyscyplinarnego dialogu z innymi formami obecnych poszukiwań twórczych (instalacja, obiekt przestrzenny, zapis fotograficzny lub filmowy) – kreują dyskretne refleksje na tematy bliskie współczesnemu odbiorcy, a więc rozważania: o upływie i pojmowaniu czasu, o pamięci, o kwestiach rozmaitych kontekstów identyfikacji kulturowo-artystycznych tożsamości, czy o stanach ludzkiej „obecności” i „nieobecności” w świecie. JOANNA IMIELSKA jest autorką, zarówno prac z dziedziny niekonwencjonalnie pojmowanego rysunku, jak i realizacji malarskich. W swojej twórczości artystka ta bardzo silnie bazuje na symbolicznym i strukturalnym potencjale geometrii. Jej prace, na pierwszy rzut oka, mają dekoracyjny charakter, jednak, zarówno semantyczna siła symboliki form geometrycznych, takich jak: koło, kwadrat, labirynt, mandorla, itp., jak i niekonwencjonalne decyzje artystyczne, polegające na przykład na cytowaniu i wmontowywaniu w strukturę autorskich monochromatycznych kompozycji: zapisów EKG, planów struktur urbanistycznych, odręcznych notatek i rękopisów, czy układów unerwień liści – pozwalają doszukiwać się we wspomnianych dziełach ukrytych sensów i znaczeń. Dotyczą one: przemijania, cyklicznej natury czasu, jego uniwersalnego i jednostkowego pojmowania, czy też niejasności i wielowątkowości ludzkich egzystencji. Takie sugestie metaforyczne przekazują między innymi prace z serii: „Labirynty”, „24 godziny”, czy „Zapisane godziny”. Joanna Imielska jest także autorką zaskakujących, abstrakcyjnych, świetlistych kompozycji malarskich, w których również doszukać się można inspiracji do podejmowania rozmaitych rozważań, począwszy od kwestii metafizycznych i duchowych, a skończywszy na rozmyślaniach na temat samej istoty obrazu, jako takiego. W nieco inny sposób do budowy dzieła sztuki podchodzi SONIA RAMMER, zafascynowana problemem podróżowania, zarówno w wymiarze fizycznym, jak i mentalnym, ale również zagadnieniami pamięci, przemijania, kruchości jednostki ludzkiej oraz jej potencjalnymi związkami z naturą i rozmaitymi obszarami kultury. Artystka ta tworzy często prace wykorzystujące różne media, takie jak: fotografia, zapisy filmowe, rysunek i kolaż, czy rzadziej formy para-rzeźbiarskie. Sytuacja taka miała miejsce, między innymi, w przypadku realizacji rozbudowanego projektu pt. „Wyspa”, stworzonego w latach 2014-2015, w którym wyczuwalne stają się wieloznaczne uwagi autorki, dotyczące gry z motywem pejzażu, destrukcyjnej potęgi natury zagrażającej człowiekowi, fizycznego i symbolicznego doświadczania rozmaitych przestrzeni, problemów pamięci oraz subiektywnego i obiektywnego postrzegania otaczającej nas rzeczywistości. W kontekście refleksyjnych, interdyscyplinarnych poszukiwań twórczych utrzymana jest również sztuka proponowana przez MAGDALENĘ KLESZYŃSKĄ, co jest doskonale widoczne w jej najnowszym cyklu zatytułowanym „w czasie”. Składające się na wspomnianą serię prace także dotyczą kwestii podróży, w tym przypadku: w wymiarze metafizycznym i traktować je można jako „symboliczne mapy”, zapraszające nas do rozważań o abstrakcyjnych pierwiastkach czasu i przestrzeni. Magdalenie Kleszyńskiej również niezwykle bliska wydaje się otwartość na doświadczenia interdyscyplinarne w przypadku artykulacji wypowiedzi twórczych, co daje się zauważyć w tym, że w jednym i tym samym cyklu wykorzystywane są przez nią strategie powiązane z: rysunkiem, kolażem, tkaniną artystyczną, niekonwencjonalnie pojmowanym quasi-reliefem, czy fotografią. Z kolei dla KRYSTYNY UTY RÓŻAŃSKIEJ-GORGOLEWSKIEJ, która przyjęła niedawno na użytek własnej działalności artystycznej pseudonim UTA GOR – medium malarstwa staje się najbardziej ulubionym obszarem twórczych poszukiwań. Gorgolewska tworzy kompozycje niemalże abstrakcyjne, aluzyjnie i subtelnie, kreujące nastrój i przekazy metaforyczne. Artystce bliska jest estetyka umiaru i prostoty, stąd też nierzadkie w jej twórczości stają się odniesienia do potencjału geometrii, porządkującej proponowane przez nią układy kompozycyjne, które nacechowane są dodatkowo przejawami wysokiej próby kultury kolorystycznej oraz wrażliwością na niuanse malarskiej faktury i materii. Wszystko to wywołuje również dalekie, niedosłowne skojarzenia z antymimetycznymi nurtami surrealizmu, choć trudno tu mówić o jakimkolwiek dosłownym naśladownictwie stylistycznym. W wielu obrazach poznańskiej malarki, czy to w tych, kojarzących się z motywami pejzażowymi, czy też w tych, dyskretnie konfrontujących motywy figuratywne z porządkiem abstrakcyjnym – odczytać można symboliczne wskazania, dotyczące przede wszystkim problemów samotności, egzystencjalnego smutku czy alienacji człowieka w przestrzeniach jego duchowych i emocjonalnych dylematów. Wystawa „OBSZARY REFLEKSJI – POKAZY INDYWIDUALNE” nie jest wystawą z tezą i taką być z pewnością nie miała, bowiem zbyt wiele tego rodzaju „programowych” ekspozycji jest obecnie organizowanych, a warto nadmienić, że bardzo często są one niezwykle nużące i jednostronne w wymowie. Wystawa zaproponowana odbiorcom w pilskim Biurze Wystaw Artystycznych jest raczej próbą konfrontacji rozmaitych postaw, które w dyskretny sposób mogą kreować pola refleksji, lecz nie narzucają tak naprawdę jakichkolwiek ideologicznych dogmatów, czy stereotypów odbioru. Każda z zaproszonych artystek pokazuje własne indywidualne poszukiwania twórcze, które wchodząc ze sobą w rozmaite interakcje – potrafią dodatkowo zaproponować nam kolejne sfery refleksji, które nie zaistniałyby, gdyby nie doszło do artystycznej konfrontacji, w takim, a nie innym składzie personalnym oraz w kontekście takich, a nie innych, intrygujących artefaktów współczesnej sztuki.

RAFAŁ BOETTNER-ŁUBOWSKI / kurator wystawy „OBSZARY REFLEKSJI – POKAZY INDYWIDUALNE”/

Rzeźbiarz i artysta sztuk wizualnych. Profesor nadzwyczajny Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu. Kierownik Pracowni Otwartych Interpretacji Sztuki przy Wydziale Edukacji Artystycznej macierzystej uczelni. Studia w latach 1994-2000 w Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu. Autor prac realizowanych w różnych mediach, podejmujących relacje dialogiczne i polemiczne z istniejącymi już dziełami, postawami, czy poetykami twórczymi. Zajmuje się również działalnością z dziedziny krytyki i promocji sztuki. Pisze teksty poświęcone historii i estetyce rzeźby, malarstwa i interdyscyplinarnych współczesnych praktyk artystycznych. Bywa kuratorem wystaw.

P1130193P1130192 P1130191 P1130190 P1130189 P1130188 P1130187 P1130186 P1130185 P1130183 P1130202 P1130201 P1130200 P1130199 P1130198 P1130197 P1130196 P1130195 P1130194

Ściśle tajne. Stenogramy z osobistych spotkań z Absolutem.

Stenogram to zapis krótki, natychmiastowy i zwięzły, pozbawiony odautorskiego komentarza. Wymaga posługiwania się kodem, znajomości symboli i znaków. Odczytanie fachowo sporządzonego stenogramu polega na prostej transkrypcji znaków, na przełożeniu ich na system liter. Najstarsze stenogramy wywodzą się z pisma obrazkowego. Dokumentacja spotkań z Absolutem, niegdyś spisywana pismem runicznym, klinowym, hieroglificznym – obecnie wymaga już tylko pewnej ręki grafika i chłodnego spojrzenia konceptualisty. Atmosfera spotkań poufna. Miejsce sporządzania zapisów – nieznane. Czas – do wiadomości piszącego. Reszta – celowo utajniona, domyślna.

I.

W jednym z wielkich monologów romantycznych, dotknięty obsesją poświęcenia i miłości do narodu, pełen dumy, nadmiernie egzaltowany poeta – zarzucał milczącemu Bogu obojętność i cynizm, tak typowy dla wyrafinowanego, okrutnego, celowo wyizolowanego – intelektualisty. Nieprzypadkowo także w naszej rodzimej kulturze, osadzonej głęboko w mrocznej tradycji szlacheckiego zaścianka, gdzie pod wpływem sentymentów i wzruszenia spełnia się najpierw kielichy, a później (spontanicznie, po męsku i bez zastanowienia) wyrusza w ostateczny bój – myśl nigdy nie była w cenie. Sztuka epok minionych, szczególnie owa sztuka drugiej połowy dziewiętnastego stulecia, dotknięta piętnem głębokiego, tragicznego przeżycia i buntu – wpoiła w nas przeświadczenie o wyższości poznania intuicyjnego nad logiką, o znaczeniu owego furor divinus lub może furor poeticus, które zgodnie z neoplatońskim rozumieniem sztuki – pozwalało na stworzenie dzieła bez znajomości warsztatu, bez wiedzy o technice i regułach gry.

Przywykło się sądzić i trzeba przyznać, że pogląd ten można by rozpatrywać w kategoriach wygodnego stereotypu, że spojrzenie bez emocji, okiem chłodnym i beznamiętnym – pozostaje na niższym poziomie kreacji i odbioru dzieła, niż owa „gorączka romantyczna” jakiej oczekujemy od „prawdziwego” czyli szalonego, nieobliczalnego w swych reakcjach i akcjach, nie oddzielającego życia od sztuki – artysty. Pogląd ten, pozostający w sprzeczności z klasycznymi kategoriami poznania, takimi jak umiar, logika, dążenie do harmonii i bezinteresownej, nienarzucającej się odbiorcy prawdy, z wartościami którym przypisuje się w mentalnie dość odległym, cywilizowanym świecie zwykle wyższe, etyczne i estetyczne znaczenie – dozwalał artyście na wszystko. Na drugim biegunie, tym traktowanym z niewątpliwą pogardą, krytycznie – pozostawać miała konwencja, kalkulacja, refleksja filozoficzna, będąca wynikiem naukowego, a więc obiektywnego i skazanego na społeczne potępienie – sposobu poznania.

Artysta dwudziestego pierwszego wieku nie doświadcza ekstazy, czy uniesienia – tworzy raczej projekty, niż nasycone uczuciem dzieła, nie stara się poruszać odbiorcy – opracowuje konkretne strategie, w których nie ma miejsca na skompromitowane przez konceptualistów – uczucia i które zwykle realizuje nie tyle w pachnącym werniksem atelier, ile w osobnym, wydzielonym z przestrzeni publicznej świecie, w laboratorium, w miejscu, w którym podejmuje się samotnie eksperymenty i próby, mocno przeestetyzowane i pewne końcowego efektu, świadome – prowokacje. Współczesna plastyka przekonuje nas zatem, że malarstwo, forma przestrzenna, grafika, czy rysunek, owe nowoczesne „art.-objects” – nie powinny być traktowane wyłącznie jako przejaw emocji, czy osobistych przeżyć autora, jako produkt uboczny owych romantycznych monologów, owych niekończących się tyrad, wygłaszanych przy kawiarnianym stoliku, przy drinku, po blady świt.

Nie powinien więc budzić zdziwienia fakt, że dzieło sztuki okazuje dzisiaj przede wszystkim projekcją myśli, refleksji, wytworem zdobytej wiedzy, chłodnej kalkulacji i wyrafinowanej gry, zapisem (być może także – zapisem stenograficznym) etapów laboratoryjnej pracy artysty, którego tok rozumowania bliski jest drodze badacza, naukowca, eksperymentatora. Zapis ten postrzegany być musi w opozycji do tak cenionej przez odbiorców, znanej z okresu modernizmu – swobodnej ekspresji, czy impresji na temat „stanu ducha artysty”, poznawanego w uniesieniu, w nagłym błysku świadomości, intuicyjnie, spontanicznie, bez przygotowania.

II.

Snucie artystycznych, estetycznych, czy etycznych refleksji – budzi zatem zrozumiałą podejrzliwość, narzucając adresatowi wyrozumowany dystans, ucząc go szacunku dla prawd wypowiadanych spokojnie, dla rozwiązań zmuszających do głębszego zastanowienia, dla rzeczowych, konkretnych przemyśleń nad sensem, istotą i nad ukrytym przesłaniem ludzkiej egzystencji, ludzkiego (poddawanego naukowej wiwisekcji) bytu. W konsekwencji – rozważania na temat istoty czasu i przestrzeni, zapisane w tworzących uporządkowane struktury, najczęściej monochromatycznych, nasyconych światłem kompozycjach, autorstwa Joanny Imielskiej nabierają nowego znaczenia. W świadomości odbiorcy układają się bowiem w mozaikę symultanicznych i wielce umownych (jak zmieniające się układy szkieł w kalejdoskopie) stenogramów, dokumentalnych zapisów z osobistych spotkań z Absolutem, pojmowanym w kategoriach czystej geometrii, abstrakcji, owej Nad-Inteligencji, tworzącej hologramy otaczającego nas świata. Tak, wiec prace te tylko kwestionują uroczyste dywagacje akademików nad sposobem funkcjonowania, traktowanego w izolacji, a więc zgodnie z zasadami modnej jeszcze niedawno hermeneutyki, fenomenologii, czy semiotyki – dzieła, ale także zdają się odrzucać sens wszelkich programów, deklaracji, czy artystycznych manifestów. Autorka odwołuje się tutaj co prawda do ogólnej wiedzy humanistycznej, do ontologii dzieła sztuki oraz do teorii obiektywnie istniejącego, stworzonego przez artystę bytu, ale czyni to umiejętnie, ze znawstwem, dbając przede wszystkim o walory warsztatowe i o klasyczne, oparte na harmonii i uniwersalnym, nadrzędnym porządku – piękno swych prac.

Kolejne sekwencje obrazów i form aranżujących przestrzeń, oddziaływujących na to wszystko, co poza ramą, poza wytyczoną płaszczyzną kompozycji – układają się w cykle bardzo osobistych przemyśleń na temat istoty Wszechbytu. Także na temat owych mikrokosmosów, odbudowujących się po wielekroć, rozrastających w samopowielające się, oparte na doskonałości geometrii – struktury. Wreszcie – na temat owych surrealnych wizji czasu, pojmowanego nielinearnie, nie jak strzała puszczona z łuku, a raczej jak ów rytm wiecznych powrotów, znany z tak zwanej „prozy spiralnej”, której bohater powraca co prawda do miejsc zapamiętanych i oswojonych wcześniej, czyni to jednak w przekonaniu, że nigdy nie będą to miejsca tożsame, takie same, odwzorowane w sposób identyczny.

Tak, więc domniemanym bohaterem kolejnych ujęć zapisanych na płótnie lub w przestrzeni ekspozycyjnej okazuje się czas, czas którego spokojny rytm ulega spowolnieniu, czas wyznaczony abstrakcyjnym zapisem ruchu, trajektorii lotu lub przemieszczania się jakichś mikroskopijnych bytów, których drogi zbiegają się promieniście w jednym punkcie, symbolizującym przejście ku innym, równie wyrafinowanym strukturom.

W tej sytuacji artysta wyznacza sobie (podobnie jak odbiorcy dzieła) rolę obserwatora, któremu dane prawo spojrzenia z boku, okiem chłodnym, logicznie i bez demonstracji uczuć. Prawo pozostawania poza koncentrycznym układem trójkątów i kwadratów, poddanych deformacji wielokątów i okręgów. A także prawo do analizy i syntezy odwiecznej, czystej w rysunku, klarownej konstrukcji labiryntu, którego motyw, zarówno w literaturze jak i na gruncie sztuk wizualnych – funkcjonuje od niepamiętnych czasów na prawach symbolu zniewolenia, uwięzienia, zamknięcia.

Labirynt w kulturze Antyku to bowiem forma dopowiedziana i dookreślona ostatecznie, kryjąca w sobie zagadkę szpetnego Minotaura, mit zakochanej Ariadny i poświęcenia dzielnego Tezeusza. W prozie czasowo bliższej, w głośnej powieści Umberto Eco, który zanim napisał pamiętne „Imię Róży” zyskał sławę jako humanista i nieco ekscentryczny naukowiec, twórca i wnikliwy badacz semiotyki kultury – metafora labiryntu zostaje zestawiona z wizją rozrastającej się, rozbudowanej biblioteki, pojmowanej w kategorii makrokosmosu, symbolu nieskończonego, niemożliwego do ogarnięcia ludzkim umysłem – Wszechświata.

W obrazach i rysunkach Joanny Imielskiej motyw labiryntu ma charakter niemal śladowy, dominuje tu bowiem archetyp odręcznego pisma, owych niby przypadkowych układów, pokazanych symultanicznie kartek i stron, utrwalonych na papierze inskrypcji, które nie niosą w sobie żadnych konkretnych, czytelnych, pozaartystycznych, czy literackich treści. Jeżeli zatem istnieje tu jakiś ślad obecności Absolutu – to (podobnie jak w powieści Umberto Eco) jest to ślad obecności dość przypadkowej, milczącej i doskonale obojętnej, trudnej do uchwycenia. Absolut zatem (jak od wieków) milczy, otwierając przed nami korytarze liter i znaków, kody i algorytmy zapisanych możliwości, owe zwielokrotnione, potencjalnie dopuszczalne, logiczne, umotywowane wiedzą z zakresu informatyki i fizyki kwantowej – rozwiązania.

III.

Rozważania na temat istoty czasu i kodów, znaków zapisanych w przestrzeni – podejmuje również, w sobie tylko właściwy sposób Magdalena Kleszyńska, artystka bardzo wszechstronna, zajmująca się malarstwem, tkaniną unikatową, rysunkiem i grafiką, której nieobce wydają się być wszelkie działania „z pogranicza”. Bliska jej zatem sztuka funkcjonująca poza steryną przestrzenią salonu, specyfika scenografii – poza przestrzenią teatru, niekonwencjonalny spektakl, którego bohaterami okazują się rekwizyty, pozornie znane przedmioty, obdarzone walorem duchowego, utajonego życia. Interesuje ją podróż, wędrówka pojmowana raczej metaforycznie, niedosłownie, bez wytyczonej drogi, czy traktu, bez konieczności docierania do miejsc przeznaczenia, skonkretyzowanych na prawach wyraźnie zapisanych punktów, na siatce kartograficznej jakiejś domniemanej, nieistniejącej faktycznie mapy.

Najciekawsze prace Kleszyńskiej powstają w zdecydowanie niewdzięcznym i opornym, wywodzącym się z form industrialnych – materiale, na podłożu z trawionej blachy, której matowa i z lekka spatynowana powierzchnia zdaje się przypominao chłodzie srebrnego metalu dotkniętego piętnem mijających lat, plamami i zaciekami zakrzepłej w supły materii, zrudziałymi grudami, naroślami, wykwitami brązowo-złocistej rdzy. To tutaj zapisują się szlaki owych mistycznych, samotnych wędrówek, owego doświadczania kolejnych etapów drogi, w czasie trwania której zaciera się (bardzo umowna w istocie) granica między tym, co jednostkowe, osobiste i tym, co przynależne sferze wyobraźni lub tak zwanej „pamięci zbiorowej”.

Nieprzypadkowo też sposób funkcjonowania tych spokojnych i mimo nagromadzenia detali, elementów graficznych, symboli – bardzo wyważonych kompozycji prowadzi nas ku odległym, pradawnym kulturom, których ślady odnaleźć można jeszcze w malowidłach i rysunkach naskalnych, w pieczołowicie sporządzanej, pedantycznej dokumentacji archeologa, badacza. Cykle kompozycji wyrytych lub rysowanych, trawionych w metalowej płycie, uzupełnia artystka o niewielkich rozmiarów formy przestrzenne, przypominające naturalny, niepoddany obróbce kamień, ujawniający czasami swą strukturę, swoje obojętne i doskonałe – piękno. To właśnie owe krągłe, zdawałoby się „wydarte” Naturze rzeźby przypominają, że dzieło sztuki nie musi powstawać intencjonalnie, w pracowni artysty, że może być odnajdywane, wydobywane i przywoływane ze światów niepoddanych woli i władzy człowieka, ze światów funkcjonujących równolegle.

Nie określamy naszej twórczości, by nie zawężać pola odbioru. A, że większość form i sytuacji posiada jakąś nazwę, przyjęliśmy nazwę Nazwa. Pytania, czym to jest i o co nam chodzi, proszę zadawać sobie. Przedstawiamy to, co nazwie się poddaje, a jednak jej umyka i to, czego nazwać w pełni niepodobna.” – zapisano przy okazji prezentacji (na razie symbolicznego) dorobku grupy „Nazwa”, z którą związała swe artystyczne losy zarówno Magdalena Kleszyńska, jak i Krystyna Uta Różańska-Gorgolewska (Uta Gor), autorstwa której proste, lapidarne, nasycone intensywnym kolorem obrazy, prezentowane są również w ramach obecnej wystawy, zatytułowanej „Obszary refleksji – pokazy indywidualne”, w galerii BWA w Pile.

Z malarstwa Uty Gor emanuje siła i wyrazistość, jednoznaczność przekazu, a celowy brak perspektywy, owej iluzji głębi – prowokuje skojarzenia podziałów płótna z płaskim, niekiedy linearnym odwzorowaniem jakiejś machiny, obiektu, którego struktura, oparta na prostocie geometrii – może być traktowana jako byt niezależny, nie poddający się woli, sprowadzonego do formy symbolicznego, graficznego znaku – podmiotu.

Realistycznie potraktowana postać tego, kto doświadcza zdominowanej geometrią przestrzeni, owa miniatura człowieka, którego wizerunek przypomina stylistykę reklamowej fotografii, folderu – pozostaje nieruchoma i bierna, tworząc doskonały kontrapunkt, dramaturgiczne spięcie wobec tego, co dominuje w przestrzeni. To także spotkanie z Absolutem, nie do końca przyjaznym i życzliwym, pięknym i niezależnym, tajemniczym jak istota nauk matematycznych, opisujących istniejący obiektywnie świat.

Zapisem spotkań z tym, co nieznane i zagadkowe okazują się także instalacje, formy przestrzenne i niewielkich rozmiarów rysunki, autorstwa Soni Rammer, układające się w przemyślany ciąg kompozycji, zatytułowany „Wyspa”. Przyjmując jako punkt wyjścia przekonanie, że forma rzeźbiarska organizuje wokół siebie przestrzeń, autorka owych otulonych aksamitną czernią, niekiedy podświetlonych żółtym, ciepłym światłem obiektów – ujawnia ukryte cechy materii, demaskując schematyczny, stereotypowy odbiór jej istoty. Tak, więc szybujące, wznoszące się, niekiedy przebijające ściany, przenikające mury, szlachetne w formie, zachowujące swój niepowtarzalny charakter skały i głazy – otwierają przed nami nowe, niezbadane światy. Światy, w których przestają obowiązywać uznane prawa fizyki, w których materia (pozbawiona przypisanych jej zwyczajowo właściwości) ujawnia przed oniemiałym, zadziwionym widzem swą najgłębszą, niepoznawalną do końca „osobowość”, dając dowód, ze podział na przyrodę ożywioną i nieożywioną – nie istnieje. Wszystko wywodzi się bowiem z Natury, do niej przynależy i ku niej powraca. Wszystko przenika owo ciepłe światło stanowiące symboliczny i wielce umowny zapis milczącej, obiektywnej obecności Absolutu.

IV.

Stenogramy spotkań z Absolutem, spotkań poza ustalonym harmonogramem, poza oswojonym miejscem i czasem (owym sztucznym wytworem naszej świadomości), poza przekonaniem o wadze empirycznego poznania – pozostają nadal szeregiem trudnych do odczytania, mistycznych, enigmatycznych zapisów. Wierni bowiem zasadzie, że to co niewidzialne dla oczu – nie istnieje, pozostajemy zupełnie obojętni na owe strumienie przekazów, płynących z wnętrza Wielkiego Kosmicznego Komputera. Programista pozostaje nieznany. Kody zero jedynkowe – czytelne dla grupy nielicznych. Transkrypcji dokonują artyści i trzeba przyznać, że czynią to rzetelnie, uciszając niepotrzebne porywy serca, tanie i tandetne wzruszenia. Artyści świadomi swej roli, znaczenia formy przekazu, owej formy otwartej i wagi ostatecznego przesłania.

Poznając język sztuki, tej odrzucanej przez nieprzygotowanego widza, wymagającej wiedzy, intuicji i umiejętności niekonwencjonalnego, samodzielnego myślenia – doświadczamy obecności Absolutu. Niestety dla większości z nas dokumentacja owych spotkań – pozostanie czystą, niezaniepokojoną nawet najmniejszym znakiem, śladem znaku, nieskazitelnie białą – kartą.

Małgorzata Dorna

Skip to content