21.07.2017 (piątek) godz 19.00; Z kolekcji Macieja Winiarka – malarstwo, grafika, rysunek………….Z kolekcji BWA i UP – malarstwo, grafika, fotografia
Kolekcjonowanie sztuki współczesnej jest pasją o charakterze szczególnym, jest pasją, która nabiera cech postawy kulturotwórczej. Szczególny charakter tej pasji polega z jednej strony na autentycznym zamiłowaniu do wartości estetycznych proponowanych przez rzesze twórców. I tu pojawia się kwestia wyboru prac, pragnienie posiadania dzieła biorące się z zachwytu, z autentycznego zadurzenia się w dziele, z potrzeby jego posiadania i obcowania z nim na co dzień. Kolekcjoner jawi się tutaj jako postać o własnym specyficznym guście, jako osoba, która pragnie podzielić się z nami swymi preferencjami, które współtworzą jego niewątpliwie bogatą osobowość. Z drugiej jednak strony kolekcjoner poszukujący wartości naraża się na ryzyko, podobnie jak twórca, który prezentując swe prace (nie zawsze będąc „uznanym” w środowisku krytyków) naraża się na różnorakie opinie. Mimo to lokowanie kapitału wydaje się sprawą drugoplanową. Fascynacja dziełem sztuki współczesnej staje się rozmową z twórcą poprzez jego prace i niestety nie każdemu jest dana. Odkrywanie w pracach autora tożsamości i odczuć własnych emocji zbliża do obcowania z absolutem, z tajemnicą, której, jak dotąd, nie dano nam rozszyfrować.
Kolekcjonowanie dzieł sztuki jest zatem niekończącą się przygodą, ciągłym poszukiwaniem nowego, „rebusem”, który ma wiele rozwiązań, zabawą w labirynt, w którym każda koncepcja może być własnym, niepowtarzalnym rozwiązaniem. Być może jest to też oswajanie melancholii, jakaś osłona przed toksycznością świata zewnętrznego z całą jego upiorną banalnością i natrętną powtarzalnością. Tak rozumiane kolekcjonerstwo jawi się również jako akt twórczy.
Tadeusz Ogrodnik
…
Szkic do portretu kolekcjonera.
Kolekcjoner to „dziwna figura, dziś przedstawiana najczęściej przez popkulturę w demoniczno-sensacyjnym kostiumie”- pisał niedawno Adam Krawczyk, omawiając na portalu popularnonaukowego czasopisma „Mówią Wieki” fenomen piętnastowiecznych i szesnastowiecznych „gabinetów osobliwości”, które zdaniem autora, mimo że tworzone bez żadnego planu – dały początek wszelkiego typu zbiorom prywatnym i kolekcjom wyszukanych, dziwacznych przedmiotów, oderwanych najczęściej od swych pierwotnych, zwyczajowych funkcji, przedmiotów których użyteczność i (nierzadko symboliczne) znaczenie zdają się wzajemnie wykluczać.1 W gabinetach osobliwości, przypominających zagracone lamusy, pełne intrygujących eksponatów, pachnące starzyzną i kurzem magazyny – można było znaleźć (obok rzeczywistych dzieł sztuki) monety i wypchane krokodyle, minerały, okazy rzadko spotykanych, zasuszonych roślin i owadów, kamienie, fragmenty aparatury badawczej, wyroby rzemieślnicze uchodzące za „dawne”, „antyczne” i w istocie nikomu niepotrzebne. Wydaje się, że to właśnie ów brak użyteczności, brak wiedzy o ich pierwotnym przeznaczeniu – czynił je szczególnie wartościowym zbiorem (pozbawionych w istocie wartości użytkowej) „artefaktów”. Liczył się bowiem kontekst, przekonanie że przedmiot jest ciekawy i właśnie za sprawą swej bezużyteczności – atrakcyjny.
Nie dziwi zatem fakt, że tego rodzaju przedmioty, obdarzane z czasem walorem tajemniczości, dziwności, przedmioty animowane i personifikowane za sprawą literackich opowieści, jak chociażby elementy wyposażenia dawnych siedzib magnackich, czy dworków szlacheckich, przynależne tak zwanej „sferze świadomości zbiorowej”, stanowiące (obrosłe legendą lub mitem) symbole – skazywane były na byt w pewnej mierze „duchowy”, trwalszy niż egzystencja jednego, czy nawet kilku pokoleń. Nieprzypadkowo też snuło się literackie narracje, poświęcone losom jednego wybranego przedmiotu, jak na przykład szafy, sekretarzyka, czy biurka, którego przepastne szuflady mogły skrywać jakąś tajemnicę, dokumenty, fotografie, drobiazgi, prowokujące do rekonstrukcji nie tylko pewnych cech osobowości i upodobań kolekcjonera, ale też całych wątków, tematów, składających się na jego domniemaną biografię, na rodzaj „portretu wewnętrznego” posiadającego kolekcję.
I tak na przykład, na kartach realistycznej, osnutej jednak pewną aurą niesamowitości, dziewiętnastowiecznej powieści Theodora Fontany „Effi Briest” kolekcja listów, przechowywanych z pietyzmem przez adresatkę i znalezionych niby przypadkiem w szufladce sekretarzyka przez podejrzliwego i zazdrosnego męża – decyduje o losach występujących w tekście postaci, czyniąc z tytułowej bohaterki osobę występną, skazaną na samotność i potępienie. Wielością literackich portretów antykwariuszy, zdziwaczałych kolekcjonerów i handlarzy starzyzną, występujących zazwyczaj w drugim planie narracji, gdzieś w tle – epatowała zresztą nie tylko wielowątkowa proza realistyczna, czy teksty literatury popularnej. Dla współczesnego pisarza i eseisty, którego eksperymentalna proza cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem (także polskich) czytelników, autora słynnego „Gabinetu kolekcjonera” – Georgesa Pereca – kolekcjoner to przede wszystkim „nieszkodliwy maniak”, „uważny widz, który pod pretekstem miłości do sztuki, kupuje tanio arcydzieła”, a nade wszystko – „właściciel pałacu pełnego antyków, dziedzic kolekcji obrazów, z których najpiękniejsze pozwala podziwiać na błyszczących kartach luksusowych magazynów”.2
Warto tutaj także przypomnieć, że wizerunki kolekcjonerów uwieczniali z równym powodzeniem artyści sztuk wizualnych, malarze tej miary, co flamandzki twórca Wilhelm Van Haecht, autor płótna zatytułowanego z precyzją godną dokumentalisty „Gabinet kolekcjonera Cornelisa van der Geesta”, płótna którego reprodukcja, znaleziona w stercie papierów stała się dla Pereca – inspiracją do napisania powieści. Nie wiadomo rzecz jasna, ile w tym wszystkim prawdy, ile mistyfikacji i celowego manipulowania odbiorcą, ale nie o prawdę, a raczej o aurę literackiego, czy może raczej „kolekcjonerskiego” skandalu tu chodzi. Czyż bowiem właściciele kolekcji nie manipulują admiratorami swych zbiorów? Czyż nie wydają się nam znawcami i erudytami, zdolnymi (niby od niechcenia, w zaciszu swych urządzonych z wyrafinowaną elegancją, wysmakowanych gabinetów) zaspakajać swój kaprys posiadania i rozkoszowania się sztuką?
W latach ustrojowej i ekonomicznej transformacji, w czasach niepewnych i dynamicznych przemian, poprzedzających wstąpienie polski do UE, kiedy to ugruntowało się w społeczeństwie przekonanie, że inwestycja w dzieło sztuki to doskonała lokata kapitału i że gromadzenie dzieł to godny sposób na zapewnienie sobie i swym potomkom szczególnego rodzaju popularności lub sławy – zaczęły pojawiać się prywatne kolekcje (najczęściej malarstwa sztalugowego, rzadziej – grafiki i rzeźby), a sopocki Dom Aukcyjny święcił rzeczywiste tryumfy. Nie interesowano się wówczas zbytnio osobowością kolekcjonera, jakby niezupełnie zdając sobie sprawę z tego, że motywy dla których konkretna praca zostanie włączona do katalogu prywatnych, a więc subiektywnie tworzonych zbiorów – nie muszą mieć charakteru „czysto” finansowego. Jednakże dla wnikliwego obserwatora rynku dzieł sztuki równie istotny jak wartość materialna, czy historyczna kolekcji – okazuje się „klucz” przy pomocy którego wzbogaca się i uzupełnia zbiory, tym bardziej że „kluczem” tym niekoniecznie musi stać się potrzeba zdobycia rozgłosu, czy lokaty tak zwanego „kapitału”.
Patrząc z perspektywy upływającego czasu na polskie, prywatne kolekcje sztuki współczesnej, starodruków i artefaktów, wszelkiego rodzaju pamiątek i przedmiotów codziennego użytku o niewątpliwej wartości estetycznej i poznawczej – można dojść do wniosku, że nie tworzą ich i nie tworzyli ludzie biznesu, wielcy przedsiębiorcy i przedstawiciele finansjery, a raczej ludzie kultury. Do grona polskich kolekcjonerów zaliczają się zatem aktorzy, pisarze, malarze i graficy, czasami znani sportowcy, kiedy indziej – miłośnicy sztuki ludowej i malarstwa XX wieku. Wypada tutaj zatem wymienić postacie tak znamienite jak: Wojciech Siemion (twórca słynnej galerii i muzeum w dworku szlacheckim w Petrykozach, miejsca które po tragicznej śmierci właściciela i po pożarze w marcu 2015 powinno zostać przywrócone do życia), Franciszek Starowieyski (grafik, malarz, scenograf i teoretyk sztuki, którego niewątpliwą pasją stało się kolekcjonowanie pięknych, użytkowych przedmiotów, takich które jak mawiał „budzą ciekawość i się podobają”, znajdywanych na „pchlich targach”, jarmarkach, w komisach „staroci” i w antykwariatach), Antoni Michalak (zafascynowany pracami Stanisława Przybyszewskiego i Andrzeja Wróblewskiego, pasjonat, miłośnik sztuki, którego zbiory, nazywane niedbale „magazynem” – zajmują dwa piętra w jednej z Toruńskich kamienic), Wiesław Ochman (absolwent Krakowskiej AGH, słynny śpiewak operowy, nie do końca spełniony malarz i ceramik, mecenas sztuki), sportowiec Wojciech Fibak, pisarz i historyk literatury, znawca twórczości C. K. Norwida, wydawca i antykwariusz, varsavianista – Juliusz Wiktor Gomulicki.3
Tak, więc kolekcjonerzy to zazwyczaj osoby znane, które swój status społeczny zawdzięczają swemu talentowi, swej pracy i wydaje się naturalne, że fakt gromadzenia dzieł sztuki nie może być w ich przypadku traktowany jako przejaw snobizmu, megalomanii, czy jakiejś przemożnej potrzeby zaistnienia w zbiorowości. Przeciwnie – portret psychologiczny „zbieracza” i zwykle także konesera, rozsmakowującego się w urodzie zgromadzonych dzieł – to portret ukryty, którego doczytać się można uważnie studiując tworzące zbiór eksponaty.
Nieprzypadkowo też fascynacje osobowością nieistniejącego faktycznie, domniemanego lub może raczej zafałszowanego na kartach literatury popularnej – wizerunku zbieracza i mecenasa sztuki, a nade wszystko poszukiwania wizerunku (przemyślnie skrywanego „za tekstem”) pisarza, autora dwóch specyficznych „gier’ powieściowych („Życie. Instrukcja obsługi” i „Gabinet kolekcjonera”) – stały się pretekstem do stworzenia i zaprezentowania wiosną 2017 w Narodowej Galerii Sztuki „Zachęta” wystawy pod znamiennym tytułem „Życie. Instrukcja. Wystawa inspirowana twórczością Georgesa Pereca”.
Na rok przed śmiercią Pereca, postrzeganego już wówczas na prawach eksperymentatora i wielkiego mistyfikatora, skandalisty, traktującego tekst literacki jako rodzaj wyrafinowanej gry – malarka Isabelle Vernay-Lèvêque stworzyła (niemal dokumentalną) wersję literackiego zapisu, dokonując swoistego przekładu języka powieści na język sztuk wizualnych.4 Zachowała też formę artystycznej mistyfikacji, wprowadzając motyw przejścia przez lustro do niemal inwentycznych, zwielokrotnionych przestrzeni, tak jakby kolekcji nie można było ograniczyć do konkretnego wnętrza, jakby (metaforycznie i dosłownie) otwierała się w głąb, ku (jakiejś umownej) nieskończoności. I było w tym wiele racji. Nieskończone są bowiem apetyty kolekcjonerów, niezależnie od tego, czy przedmiotem ich zainteresowań staną się dzieła wybitne, czy przeciwnie – obiekty sztuki jarmarcznej, małomiasteczkowej lub (w najlepszym wypadku) ludowej. Znamienny wydaje się fakt, że obraz spreparowany (z wykorzystaniem fotografii cyfrowej) przez Vernay-Lèvêque – zaprezentowany został tylko raz, na wystawie w Seoane Foundation w Coruña, w Hiszpanii. Swoistym pastiszem tej pracy, której chwilowa, efemeryczna obecność stała się osobnym tematem, pretekstem do towarzyskich plotek i z lekka skandalizujących opowieści – stał się (znacznie bardziej uproszczony, sprowadzony do estetyki komiksu lub plakatu) obraz Magdaleny Siwiec „Gabinet kolekcjonera” z 2017 r.
Oba dzieła ukazują jednak miejsce kolekcjonera, który samotnie, zagłębiony w fotelu, odwrócony tyłem do świata – wpatruje się w zwierciadlane odbicia, zgromadzonych przez siebie prac. Możemy się tylko domyślać, że doświadcza ciszy i upojenia, godnej pozazdroszczenia alienacji, niemal ekstazy. Jego szczęściem staje się nie tyle fakt posiadania, co fakt obecności, możliwości nawiązania intelektualnego i emocjonalnego kontaktu z dziełem sztuki, a w konsekwencji – także ze światem artysty, kreatora.
Podobnie wyobrażam sobie gabinet kolekcjonera, skromnego lekarza z Ujścia, którego (jak na polskie warunki posiada całkiem pokaźne zbiory) można podziwiać na przełomie lipca i sierpnia w Pilskim BWA. Maciej Winiarek, bo o nim tutaj mowa – zgromadził kilkanaście obrazów sztalugowych, pędzla najwybitniejszych artystów XX wieku, „tuzów” polskiej sztuki współczesnej, których prace znajdują się w renomowanych muzeach i kolekcjach Europy.
Na temat kolekcjonera właściwie wiadomo niewiele, a w Internecie (owej skarbnicy informacji) poza wzmianką o wystawie w Galerii BWA i krótkim komentarzem dyrektora, Tadeusza Ogrodnika – nic nie ma. Pozostaje nam zatem snuć domysły…
Jedno jest jednak pewne! Pan Winiarek kieruje się, dobierając eksponaty do swej kolekcji, kryterium jedynym i niepodważalnym jakim okazują się walory warsztatowe dzieła, doskonałość i precyzja w sposobie prezentacji malarskiego tematu, a nade wszystko (pojmowane w sposób klasyczny) piękno, piękno myśli, przeżycia, estetycznego doznania, piękno Ducha, psychiki artysty.
Podążając dalej tym tropem – można by stwierdzić, że kolekcjoner należy do klasy wymierającej, skazanej na alienację, do klasy Pięknoduchów, którym pospolita codzienność zdaje się nie wystarczać, co w naszych (wydanych na pastwę kultury masowej) czasach – nabiera szczególnego znaczenia.
Współczesny człowiek, żyjąc bowiem szybko, intensywnie, rezygnując z potrzeby zakorzenienia się w konkretnej przestrzeni społecznej, poza przestrzenią wirtualną stron i portali społecznościowych – zazwyczaj niczego nie zbiera, jeżeli nie liczyć biletów lotniczych, folderów renomowanych biur podróży i mechanicznie stawianych „lajków” na Facebooku, który jak sama nazwa wskazuje stanowi rodzaj księgi, kolekcji prywatnych wizerunków (nierzadko bardzo banalnych, „podrasowanych” w Foto-Shopie) twarzy. Pasja kolekcjonerka okazuje się zatem działaniem umotywowanym psychologicznie i nie dziwi zapewne fakt, że w latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia, w okresie „dekady Gierkowskiej” przedstawiciele nowej inteligencji, o których mawiano z ironią „inteligenci w pierwszym pokoleniu” – gromadzili z upodobaniem przedmioty znajdywane gdzieś (w czasie wakacyjnych wojaży „Maluchem”, jak niegdyś „z Kolbergiem” – po kraju) w obejściach i chłopskich chałupach, w przerobionych na siedziby PGR-ów dworkach, na strychach starych, nie remontowanych latami kamienic, zamieszkiwanych jeszcze do niedawna przez bogate, „przedwojenne” mieszczaństwo.
Teraz czynią to za nas prywatni kolekcjonerzy, mogący pozwolić sobie na zaspakajanie swych estetycznych i artystycznych pasji. Motywy ich (nierzadko nieroztropnych, szalonych działań) pozostają dla nas niejasne, portret ukryty za zbiorem precyzyjnie dobranych prac – staje się psychologiczną zagadką. Oglądając kolejne prezentacje „ze zbiorów”, „z kolekcji” konkretnego zbieracza, konesera – nie kryjemy podziwu i zachwytu. On to bowiem otwiera dla nas swój świat, zaprasza do spędzenia kilku chwil w prywatnym gabinecie, który na zawsze pozostanie miejscem intrygującym, znaczącym. Oferuje nam bowiem (dawno zgubione, zapomniane) „klucze do korytarzy snów”, korytarzy których drążenie i poszukiwanie, odkrywanie za każdym razem od nowa – nadaje nowy wymiar naszej, pozornie oczywistej, wiadomej – egzystencji.
Małgorzata Dorna, Piła sierpień 2017
1 A. Krawczyk, Osobliwe gabinety epoki ciekawości [w] Mówią Wieki w Sieci, http://www.mowiawieki.pl/index.php?page=artykul&id=566
2 Za: A. Arno, Oszustwo w kawałkach, http://www.dwutygodnik.com/artykul/1747-oszustwo-w-kawalkach.html
3 Swoisty ranking polskich kolekcji prywatnych opublikował swego czasu Tygodnik „Wprost” („Opętani sztuką – najwybitniejsze polskie kolekcje” [w] Wprost, 30 XII 2005, https://www.wprost.pl/85485/Opetani-sztuka-najwybitniejsze-prywatne-polskie-kolekcje )
4 C. F, Pello, Affected Knowledge, http://www.re-visiones.net/spip.php%3Farticle34.html
Isabelle Vernay-Lèvêque „Gabinet kolekcjonera” (obraz na motywach prozy G. Pereca)
Artyści:
Edward Dwurnik / Stasys Eidrigevicius / Łukasz Huculak /
Andrzej Kozyra / Jan Lebenstein / Zbigniew Makowski /
Kazimierz Mikulski / Jan Młodożeniec / Sonia Ruciak /
Jerzy Rojkowski / Jacek Rykała / Franciszek Starowieyski /
Tomasz Tatarczyk / Jerzy Tchórzewski / Tomasz Wojtysek
Jacek Rykała
Edward Dwurnik
Jan Lebenstein
Łukasz Huculak
…
Czas „zaklęty” w … kolekcji
Jedną z wielu tradycji, którym hołdują współczesne, oficjalne instytucje artystyczne jest tworzenie, lub wzbogacanie już istniejących kolekcji dzieł sztuki – kolekcji, które mogą spełniać wiele różnorodnych funkcji i posłannictw społecznych. Co oczywiste, nie jest to całkiem nowy tryb postępowania, przynależy on bowiem do dziedzictwa dawnych, przedmodernistycznych jeszcze tradycji, w tym także tych zdecydowanie akademickich, które pomimo tak wielu XX-wiecznych weryfikacji i przewartościowań, są nadal aktualne i dziś, co prawda w zupełnie innym kontekście i w całkowicie odmiennej czasoprzestrzeni świata sztuki. Przypomnijmy, że w wieku XIX uczelnie artystyczne tworzyły zbiory, prezentujące albo prace swych wykładowców, albo prace Mistrzów uznawanych za autorytety, których dzieła postrzegano jako wzorce godne naśladowania, czy wręcz dosłownego kopiowania. Zbiory takie nierzadko udostępniane były publicznie i pełniły one: z jednej strony, funkcję dydaktyczną; z drugiej zaś, były bardzo ciekawym „zapisem” historycznym,upamiętniającym określone artystyczne aspekty konkretnego wymiaru temporalnego „tu i teraz”. A jednak, w wieku XX wiele innych, oficjalnych instytucji kulturalnych, poza renomowanymi szkołami sztuk pięknych, poszczycić się mogło równie bogatymi kolekcjami dzieł sztuki. Zbiory takie posiadają także współczesne galerie sztuki, w tym Biuro Wystaw Artystycznych i Usług Plastycznych w Pile. (…)
(…) W pilskiej kolekcji odnaleźć także można dzieła artystów bezpośrednio powiązanych z rodzimym środowiskiem twórczym oraz, co ważne, artefakty realizowane przez najmłodsze pokolenie twórców sztuk wizualnych. Jest to kolekcja bogata, różnorodna pod względem założeń stylistycznych swych konkretnych reprezentacji – kolekcja, w której dominują prace z dziedziny malarstwa i grafiki; oraz co najważniejsze: kolekcja, która nie tworzona jest ze snobistycznych pobudek grupki wpływowych jednostek. To, czy „coś” w niej się znajdzie, czy nie, zależne jest od poziomu i jakości poszukiwań artystycznych danego twórcy, a nie tylko i wyłącznie od wskazań list rankingowych tworzonych obecnie przez wpływowych współczesnych krytyków i kuratorów wielkich wystaw. Poza tym, twórcy pilskiej kolekcji w bardzo rozsądny sposób starają się wyważyć ambicję „dokumentowania” różnorodnych poszukiwań twórczych ostatnich lat,i to zarówno w wymiarze lokalnym jak i o wiele szerszym: ogólnopolskim czy rzadziej: międzynarodowym; z poszanowaniem dla kręgu istotnych ich zdaniem wartości etycznych, artystycznych, czy ogólnoludzkich. Jak na razie wspaniale się im to udaje…(…)
Rafał Boettner-Łubowski
Artyści:
Janusz Argasiński / Alfred Aszkiełowicz /
Wojciech Beszterda / Eugeniusz Ćwirlej /
Andrea Froneck-Kramer / Giennady Gyrik /
Ewelina Gmerek / Mariusz Gutowski /
Zofia Kawalec-Łuszczewska / Andrej Kornev /
Barbara Pierzgalska-Grams / Andrzej Podolak /
Eugeniusz Repczyński / Andrzej Tomaszewski /
Krystyna Różańska-Gorgolewska / Elżbieta Wasyłyk
…
Mini koncert – „Camerata Trio” w składzie: Małgorzata Śmigielska, Dariusz Śmigielski, Tomasz Śmigielski.
Mariusz Gutowski
Ewelina Gmerek
Andrea Froneck-Kramer
Alfred Aszkiełowicz
Elżbieta Wasyłyk
WYSTAWA POTRWA DO 26 SIERPNIA 2017 ROKU