28.10.2016 rok (piątek) godz. 19.00; Edyta Dzierż – ŚLADY W RZECZYWISTOŚCI – malarstwo i performance.

28.10.2016 rok (piątek) godz. 19.00; Edyta Dzierż – ŚLADY W RZECZYWISTOŚCI – malarstwo i performance.

 

img_5087

img_5088

img_5089

img_5090

img_5091

img_5092

img_5093

img_5094

img_5095

img_5096

img_5097

img_5098

img_5099

img_5100

img_5101

img_5102

img_5103

img_5104

img_5105

img_5106

img_5107

img_5109

img_5110

img_5111

img_5113

img_5114

img_5115

img_5119

img_5120

img_5121

img_5122

img_5127

img_5130

img_5131

img_5133

img_5134

img_5135

img_5136

img_5137

img_5138

Studia na Wydziale Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. W 2004 r. dyplom z malarstwa w pracowni prof. Mariana Czapli, prezentowany w Galerii Studio w Warszawie. Aneks z malarstwa ściennego w pracowni prof. E. Tarkowskiego – realizacja mozaiki ”Przemienienie Pańskie” (Ołtarz Dolnego Kościoła M. B. Wspomożycielki Wiernych w Warszawie). W latach 2000 – 2002 specjalizacja z rzeźby w pracowni prof. Gustawa Zemły.

Artystka figuruje w Rankingu Rzeczpospolitej – Kompas Młodej Sztuki 2008/2010/2012 rok. Jej twórczość jest objęta stałym Patronatem Medialnym/Artystycznym Art Imperium – Artistic Guarantee of Art Imperium. Od 2010 roku jest w Zarządzie Okręgu Warszawskiego Związku Polskich Artystów Plastyków (OW ZPAP). Współtworzy interdyscyplinarne grupy twórcze: Młodzi Sztuką, Symfonia, Art Visual Dance oraz międzynarodowy ruch artystyczny „Artinterference”. Współpracuje również z muzykami m.in.: prof. dr hab. Elżbietą Gajewską, Iwoną Jędruch, Tadeuszem Sudnikiem, Katarzyną Oczkowską. Tworzy autorskie projekty artystyczne a także działa jako organizator/kurator ogólnopolskich i zagranicznych wystaw/projektów promujących sztukę współczesną.

Współtworzy PRACOWNIĘ 23 na warszawskiej Pradze i inicjatywę Stan Rzeczywisty – nocne spotkania z twórcami.

Zajmuje się malarstwem, technikami ściennymi (mozaika, sgraffito, fresk), live painting, performance (malarstwo – dźwięk – światło).

Natura to mój stymulator malarskiego poznania, twórczych impulsów (koloru, formy, światła, faktury, relacji przestrzennych). To jej bogactwo różnorodnych aluzji prowokuje mnie! Nie starając się zaprzeczać subiektywności widzenia i specyficzności własnych wyobrażeń tworzę abstrakty i realne odniesienia w nowe jakości – obrazy. Buduję je: mocnym kolorem, dynamiczną kreską, płaską plamą barwną, szorstką fakturą, zmodyfikowaną konsystencją farby. W ten sposób moje obrazy stają się uchwyconym doświadczeniem zakorzenionym w otaczającej rzeczywistości. Obrazy to ślady mojego myślenia oraz zapis i pokaz twórczej mocy. W twórczości bliskie jest mi pojęcie synestezja. Wyraża się ono u mnie w poszukiwaniach i określaniu związków między malarstwem/obrazem, dźwiękiem i światłem. W czasie live painting, performance (obraz – dźwięk światło) widz odkrywa i wchłania moje: idee, ślady, słowa, dźwięki. Odbiorca współodczuwa i podświadomie zestraja się z moją wewnętrzną dynamiką, energią … .

Edyta Dzierż

 

 

ŚLADY W RZECZYWISTOŚCI – malarstwo i performance

Edyta Dzierż wyróżnia się, niczym diament, z tłumu współczesnych artystów, poprzez oszlifowane, temperamentne, wyraziste w formie i treści malarstwo, pozostawiając trwałe ślady w rzeczywistości. Atmosferę każdego obrazu, budują raz żywe i ogniste kolory, innym razem chłodne monochromatyczne barwy. Kolory grają pierwszoplanowe role w rzeczywisto – abstrakcyjnych obrazach artystki. Dla artystki kolor jest niczym muzyka, dlatego korzystając z okazji, wychwytuje dźwięki z otaczającej rzeczywistości, aby z impetem umieścić je na płótnach, tworząc nową jakość.

Obrazy Edyty Dzierż powstają w Pracowni 23 na warszawskiej Pradze, ale nie jest to jedyne miejsce Jej twórczości. Artystka na wernisażu wystawy zaprasza gości do obejrzenia swojego dynamicznego i emocjonalnego performance. Działanie artystyczne pod wpływem chwili, tzw. live painting, jest publiczną prezentacją procesu twórczego i energii twórczej artystki. Jak każdy scenariusz, również ten malarski, zakłada role drugoplanowe, które odgrywają halogenowe światła i rockowe dźwięki. Połączenie koloru, światła i dźwięku, angażuje zmysły (wzroku, słuchu, dotyku), dlatego w sposób całkowicie naturalny i podświadomy wywołuje zawirowania w wyobraźni odbiorców.

Malarstwo gestu w akompaniamencie dźwięków i oparów z kolorowego światła to prawdziwa wypowiedz artystki, wyjście do odbiorcy, opuszczenie własnej pracowni, element wyzwolenia, a także odpowiedź na wiele pytań jakie zadają sobie odbiorcy sztuki współczesnej. Bowiem artysta to nie samo dzieło, z jakim jest identyfikowany, to także zestawienie emocji, energii, zaangażowania, determinacji, umiejętności, talentu, wyrzeczeń i twórczego umysłu, czyli zbioru indywidualnych cech – śladów, które odpowiadają za efekt końcowy, jakim jest dzieło sztuki.

Dzieła tworzone przez Edytę Dzierż odwołują się do emocji, psychologii zachowań ludzkich oraz natury widzianej w skali mikro i makro. Jak podkreśla artystka „to dzięki naturze, jej regularności, powtarzalności, kojarzę abstrakty i realne odniesienia w obrazy, w które uwikłany jest człowiek”. Celem wydobycia pożądanego motywu, artystka stosuje własne techniki. Obrazy zachwycają trójwymiarowością, dzięki różnej strukturze/fakturze farb, raz gładkiej, a innym razem grudkowatej, wręcz biologicznej, która powstaje w wyniku zmieszania farby z surowcem naturalnym. Artystkę inspirują techniki ścienne jak fresk, mozaika, a także sgraffito za pomocą której z kolorowych warstw tynku wapiennego, nakładanych jedna na drugiej, powstają rysunkowo – malarskie reliefy.

Edyta Dzierż prezentując własny warsztat, świat emocji i „ślady”, tworząc przestrzeń do spotkań partnera z partnerem, ułatwia odbiorcom obcowanie, z tak trudnym tematem, jakim jest sztuka współczesna.

 

Patrycja Klucińska

 

 

Widzieć wszechświat w nagłym błysku, w zachwyceniu

Współczesna humanistyka, nieprzypadkowo określana mianem „przyjaznej”, czy „optymistycznej” odchodzi od poszukiwania w człowieku zła, tego co bolesne i mroczne, buntownicze, skrywane pod maską psychologicznych deformacji i udziwnień, a co najpełniej ujawniło się w romantycznej fascynacji motywem upiornego, koszmarnego snu, fantazmatu. Współczesna humanistyka, daleka od naiwnych uproszczeń, od idealizacji osoby ludzkiej, czy (jak pragnie filozofia chrześcijańska) Persony – staje się swoistym remedium na chaos i brutalność zewnętrznego, zagrażającego człowiekowi świata. Odkrywa światy wewnętrzne, urzekające wyważonym pięknem, epatujące harmonią, tchnące renesansową radością i wiarą w duchowość, w szlachetność, otwierającego się na pozazmysłowe doznania – podmiotu. Nieprzypadkowo też ten rodzaj humanistyki, poszukującej w dziele sztuki odzwierciedlenia bogatej natury, osobowości człowieka, metafizycznego doświadczania śladów obecności Absolutu, nierzadko utożsamianego z urodą i pełną witalizmu, bujnością żyjącej, czującej, uduchowionej Natury, z istotą Dzieła Stworzenia – pozwala w odmienny sposób spojrzeć na temat i formę wypowiedzi, świadomego wagi dokonywanych wyborów – artysty.

On to bowiem, ten w którego sercu zmagają się żywioły – stara się utrwalić to, co wyjątkowe, jednostkowe, jedyne, owe stany emocjonalne, bardzo osobiste, niekiedy intymne odczucia, wymykające się jednoznacznemu nazwaniu, kruche i jakże ulotne, ledwie przeczuwalne nastroje i chwile. On to bowiem zapisuje na płótnie (niby tchnienie wiatru) powiew utajonej nadziei, materię dzikich pól, zastygłą w pęknięciach rozświetlonych zielenią, chłodnych, znieruchomiałych plam, położonej impasto żółci. On to również wyznacza granice płynnie prowadzonych linii, oddzielających fragmenty utrzymane w zmysłowych czerwieniach od innych, dotkniętych piętnem nieco zamyślonych, poważnych błękitów i patetycznych, aksamitnych czerni. On to wreszcie, ów baczny obserwator i kreator onirycznych, wewnętrznych pejzaży prowadzi nas ku pulsującym światłem tunelom, znajomym, nasyconym kolorem i ciszą, ku owym przyjaznym, łagodnym przejściom, ku przestrzeniom, w których można zatracić się, zatopić, ukołysać, doznając ostatecznego, z dawna wyczekiwanego – ukojenia.

Odkrywając przed nami ciszę – dokonuje zapisu tego, co nieuchwytne, tego co na kartach literatury można by (przewrotnie, z odcieniem tak lubianej groteski) określić mianem braku słowa, zapisem ciążącego bohaterom braku rozmowy, wymiany myśli, braku dyskursu, dialogu. W malarstwie cisza nabiera wagi zmysłowego, równie wyrazistego jak zawieszenie akcji w tragedii, egzystencjalnego, dramatycznego doświadczenia. Zapisać ciszę to tak jakby zapisać milczenie tuż przed nastaniem katharsis. Jednakże w kompozycji utrwalonej na płótnie – cisza znamionuje bezruch, ślad pozostawiony w materii gęsto położonej, nie noszącej śladu narzędzia, złocącej się światłem Południa, ciepłą oliwką, rozbielonej, matowej w istocie farby. Proste skojarzenia z koronkowym rysunkiem fali, pozostawionym na piasku byłyby tu jednak nie na miejscu. Tego rodzaju malarstwo – nie budzi prostych, banalnych skojarzeń, tak jak nie budzą ich sceny antycznej tragedii, czy doświadczanie mistycznego obrzędu, rytuału inicjacji, duchowego, czy religijnego przekroczenia.

W kompozycji, zatytułowanej „Źródło nadziei” dominuje co prawda zieleń, ale to zieleń głęboka, mieniąca się wielością odcieni, tworząca koncentryczne kręgi, zastygająca w krople, w delikatne rozbłyski, przywodzące na myśl wędrówkę w głąb, ku ciemnym, niepokojącym błękitom, zwiastującym obecność Tajemnicy. Ostatni krąg, na brzegu którego zdaje się czekać strudzonego wędrowca upozowana istota, sylweta o antropomorficznych kształtach lub może tylko podświetlona z drugiego planu, prowokująca wyobraźnię plama wyrazistej, symbolicznej czerni – nie daje nawet cienia owej tytułowej nadziei. To znowu zapis milczenia, wszechogarniającej i ostatecznej ciszy, podniosłej i uroczystej, dalekiej. Tam w głębi nie ma już nic. Liczy się bowiem droga, owo podążanie do kresu, w tunelu nasyconej, spokojnej i ciepłej, zwiastującej bliskość czegoś pierwotnego – mistycznej, metaforycznej zieloności, odwiecznej barwy Natury.

Malarskie wizje Edyty Dzierż układają się w przemyślane, mimo pozornej żywiołowości zapisu, wewnętrznej dramaturgii i ekspresji – tematyczne, udramatyzowane (w sensie metaforycznym i dosłownym) sekwencje. Potrzeba malowania cyklami, która nadaje walor niekwestionowanej szczerości, walor obnażenia, odkrycia i wyznania poszczególnym pracom, potrzeba powracania do podobnych tematów i wątków wynika z przesłania całości, z wewnętrznego imperatywu utrwalania kolejnych etapów poznawania siebie i swego, wewnętrznego świata. Nie chodzi tutaj zatem o świat przedmiotów, oglądanych i odczytywanych z pozycji obserwatora, tak jak ma to miejsce w przypadku sztuki realistycznej, dokumentującej rzeczywistość, czy sztuki poszukującej inspiracji na zewnątrz, w tym co istniejące obiektywnie, poza wolą i wiedzą podmiotu. W przeciwieństwie do tradycyjnego malarstwa, wyrosłego z potrzeby tworzenia iluzji, imitowania, naśladowania form już istniejących – stajemy się uczestnikami szczególnego rodzaju spektaklu, udramatyzowanego za sprawą malarskiego gestu – zdarzenia, w którym dokonuje się obrzędu inicjacji, transgresji, przekroczenia. W konsekwencji ten, kto patrzy, kto pozwala sobie na analizę i wiwisekcję, kto dokonuje syntezy – staje się równocześnie bohaterem, przedmiotem i podmiotem obserwacji, tym kto czyni i kto owe, obciążone wewnętrzną dramaturgią czyny (w obecności publiczności) interpretuje i nazywa.

Każda z pokazanych na wystawie prac stanowi zatem zapis niepowtarzalnego performansu, zdarzenia. Powinno się jednak pamiętać, że zapis ten odbieramy w kontekście istniejącej już i utrwalonej w naszej świadomości, specyficznej „otoczki kulturowej”. Należy do niej, do owej sfery umowności, przywoływanej intuicyjnie, spontanicznie – zarówno symbolika barw, jak i przypisywana im zwyczajowo energia. Z tej wiedzy korzysta zarówno performer, czyli ten kto działanie podejmuje, jak i odbiorca, uczestnik i świadek owego, z natury celowego, nośnego znaczeniowo, komunikatu. To dlatego nie dziwi nas, że zieleń jest barwą nadziei, ciemny błękit kojarzy się z głębią, światło z drganiem i migotaniem, czy ruchem, a aksamitna czerń – budzi niepokój. To także z tego powodu odczytujemy podświadomie czerwień jako kolor namiętności, a w ciepłych oranżach i różach potrafimy doszukać się „Tańca światła”, „Energii” i odwiecznego, rytualnego „Tańca życia”.

Malarski zapis stanów wewnętrznych, emocji, nastrojów, uczuć – wydaje się zamiarem trudnym, tym bardziej jeżeli narzucić sobie ograniczenia warsztatowe, formalne. Malarski zapis obrazu Natury, której częścią okazuje się artysta – nie wydaje się swobodnym zapisem strumienia świadomości, gdyż właśnie w sztuce nadmiar swobody – prowadzi do chaosu, do anarchii, do lekceważenia warsztatu.

Dzieło sztuki coraz częściej posługuje się wielością kodów, cytatów, zapożyczeń, coraz częściej mówi się też o interseksualności malarstwa, czy literatury, której tradycyjne środki ekspresji zdają się już nie wystarczać. Jak twierdził bowiem francuski filozof – Jacques Derrida, uznawany za jednego z głównych przedstawicieli postmodernizmu – „tekst zyskuje czytelność na tle podobnych tekstów, obraz jest zrozumiały na tle innych obrazów”(1). Co więcej – symbol i znak nie odnoszą się do świadomości odbiorcy dzieła, do realnie istniejącego pierwowzoru, a raczej do jego kolejnych odczytani, interpretacji.

Prace Edyty Dzierż (doskonałe pod względem warsztatowym) możemy odczytywać po wielekroć, one to bowiem wiodą miedzy sobą dyskurs, prowadzoną z umiarem rozmowę o wartości egzystencji i piękna, o potrzebie zanurzenia człowieka w obdarzonej atrybutem duchowości, wszechobecnej, żyjącej Natury. To także dyskurs na temat relacji, owej magicznej, rytualnej więzi między artystą, odsłaniającym świat przeżyć wewnętrznych i odbiorcą, tym kto świat ten odczytuje i przyswaja. To dyskurs najważniejszy z możliwych, wymagający od obu uczestniczących w nim stron, wyjątkowej uwagi, skupienia.

Pełne witalizmu, pełne bijącego gdzieś z wewnątrz, z drugiego planu energii, koloru i światła – kompozycje, owe tajemne tunele otwierające się ku wnętrzu (niepoznawalnej do końca, intrygującej) psychiki człowieka – należy kontemplować w milczeniu. Stając oko w oko z Absolutem, z ową siłą i mocą wszechobecnej duchowości i dobra, stając samotnie wobec wyłaniających się z chaosu, coraz bardziej uporządkowanych, syntetycznych form, pozostając w bezruchu tak jak pozostaje się w oku cyklonu, doświadczając błysku iluminacji, nagłego, niespodziewanego urzeczenia.

Dane nam bowiem doświadczenie wyjątkowe, jedyne i w istocie niepowtarzalne, które teoretycy literatury nazywają niekiedy metaforycznie: „widzieć jasno w zachwyceniu”. Widzieć w zachwyceniu znaczy odrzucić konwencję, wiedzę, wygodne definicje i formuły. Znaczy zjednoczyć się z dziełem sztuki, ostatecznie, nieodwołalnie, do głębi. Doświadczyć swoistego misterium, metafizycznego misterium życia, światła, oczyszczenia, misterium przejścia ku utajonej Duszy Wszechświata, ku owym kosmicznym przestrzeniom, które otwierają się w ciszy, w nas samych, w naszych nieodkrytych jeszcze mikro-kosmosach, w naszych umysłach i sercach… w naszych nieśmiertelnych i odwiecznych zachwyceniach.

Małgorzata Dorna, Piła, koniec października 2016

img_5061

img_5062

img_5063

img_5064

img_5067

img_5069

img_5072

img_5073

img_5074

img_5075

img_5076

img_5078

Skip to content