30.09.2016 rok (piątek) godz. 19.00 / Wojciech Beszterda – Pokaz roboczy

30.09.2016 rok (piątek) godz. 19.00 / Wojciech Beszterda – Pokaz roboczy

 

 

 

img_4484

img_4485

img_4486
img_4509

img_4511

img_4503

 

img_4513

img_4514

img_4516

img_4517

img_4522

img_4524

img_4526
img_4487

img_4488

img_4490

img_4491

img_4492

img_4493

img_4494

img_4495

img_4496

img_4497

img_4498

img_4499

img_4500

img_4501
img_4528

img_4530

img_4531

img_4532

img_4534

img_4537

img_4538

img_4539

img_4545

img_4546

Pokaz roboczy – tak brzmi tytuł najnowszej wystawy Wojciecha Beszterdy. Od wielu lat jestem pełen uznania dla jego bezinteresownej pasji służenia sztuce fotografii. Prace tego autora odwołują się do tych fotografii, które pokazując świat zewnętrzny materii, tak naprawdę dotyczą stanu ducha ich autora, jego świata przeżyć i emocji. Jego spojrzenie uzmysławia siłę elementarnych kształtów przyrody, ich ekspresję i zarazem wieloznaczność. Ma się wrażenie, jakby materia wtórnie emanowała myśl autora i jaśniała znaczeniami dalekimi od dosłownych interpretacji oglądu. Zdarza się, że Beszterda zaczyna widzieć ukryte znaki tam, gdzie króluje plątanina pozornie bezsensownych linii i plam. Traktuje je jako pewne instalacje w ciele przyrody, instalacje podlegające nieubłaganej destrukcji sił natury. To wszystko dzieje się w kontekście prawdziwych artefaktów, trudności ich odróżnienia od splątanych z nimi kształtów naturalnego pochodzenia. […] Ta wielowątkowa wystawa stanowi najnowszą, wysokiej rangi wizytówkę długotrwałej, artystycznej i owocnej w ważne wydarzenia działalności Wojciecha Beszterdy. Zarazem jest kwintesencją twórczej postawy jej autora, penetrującego nieznane zakamarki fotograficznego tworzywa.

Prof. zw. Stefan Wojnecki Poznań, 30.08.2016 r. Zdarzenie H. Glässela, fragment tekstu z katalogu Wojciech Beszterda – Pokaz roboczy, BWA, Piła, 2016

[…] Mimo oczywistych refleksji, jakie wywołują ostatnie prace Wojciecha Beszterdy, warto wczytać się w nie głębiej, wejść pod powierzchnię obrazów, by zobaczyć, że jest to szczególna opowieść o swoistej nijakości naszej egzystencji. Odbija się w nas to, co było, pojawiają się powidoki, nie wiadomo skąd pochodzące, zapożyczamy od innych, nie zawsze świadomie. Wchłaniamy, nie zastanawiając się, co nam to daje, czy warto z tego korzystać. Beszterda uzmysławia nam wpływ nierozpoznanych impulsów na nasze życie, ale przede wszystkim namawia, byśmy starali się panować nad tym, co do nas dociera, by wybierać tylko to, co nas buduje. Byśmy bardziej świadomie decydowali o własnym życiu, czyniąc je ciekawym i twórczym, po którym pozostanie coś więcej niż coraz bardziej wypłukiwany przez deszcz, rozsypujący się portret.

Andrzej Zygmuntowicz, O obrazach pamięci Wojciecha Beszterdy, katalog wystawy Moje…, Galeria TEST, Mazowiecki Instytut Kultury, Warszawa, 2016

[…] Beszterda kierując uzbrojone w soczewkę oko na formy elementarne buduje, czy tworzy raczej, graficzne mikroświaty, małe kosmosy, w których rytm i emocje pulsują w sposób tak doskonały jakby formami makro, wszechświatami całymi wręcz były. To swoista, Franciszkańska w wymowie, pochwała rzeczy najmniejszych. Źdźbło trawy jest formą życia, wiatr jest formą energii, ptak ważny tyle co i człowiek. […] Mam nieodparte wrażenie, że jego fotografie są czymś w rodzaju traktatów bliższych raczej filozoficznym rozważaniom na temat życia, niż aktem plastycznym. Umożliwiają poznanie tajemnicy w sposób duchowy i umysłowy.

Paweł Opaliński, Nie-ważne, katalog wystawy, Galeria Fotografii, MOK, Ostrowiec Świętokrzyski, 2015

[…] Wojciech Beszterda to artysta, który z niezwykłą konsekwencją i adekwatnością twórczą potrafi wykorzystywać poetykę współczesnej sztuki w celu wzbogacania własnych, fotograficznych kreacji wizualnych. Jego realizacje są wymowne, symboliczne, nawiązując jednocześnie do zdecydowanie odmiennych, niż „czysta” fotografia, doświadczeń artystycznych naszych czasów. Co najważniejsze jednak, są to realizacje, które zapadają w pamięć, a taki efekt nie jest wcale częsty w przypadku obcowania z dziełami sztuki najnowszej, które zanurzone są w przepastnej toni nadmiernej produkcji artystycznej naszej jakże niejednoznacznej i skomplikowanej epoki.

Rafał Boettner-Łubowski, Więcej niż fotografia, fragment tekstu z katalogu wystawy Beszterdarium II, Galeria B&B, Bielsko Biała, 2011

——————————————–

Wojciech Beszterda – absolwent Liceum Plastycznego w Gdyni oraz Wydz. Komunikacji Multimedialnej Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu. Od 1990 należy do ZPAF. Od 2008 roku członek Rady Artystycznej ZPAF. Autor wystaw indywidualnych oraz uczestnik ponad 200 wystaw zbiorowych w kraju i zagranicą. Twórca i współorganizator wystaw, m.in.: „Wymiary czasu i przestrzeni”, BWA Piła, 2013; „Anastazy B. Wiśniewski – Przystanek na żądanie, BWA Piła, 2015; „Ślad”, BWA Piła, 2016.Kurator kilku z organizowanych przez pilskie BWA Interdyscyplinarnych Spotkań Twórców. W 2015 ukazała się monograficzna publikacja Anastazy B. Wiśniewski – Przystanek na żądanie, której Beszterda jest współautorem, wspólnie z L. Duszką-Kołczem i W. Kanickim. Od 2003 roku prowadzi Galerię w pilskim Muzeum S. Staszica.

0statnie wystawy (wybór)

2016 „Moje… ” – wystawa indywidualna, Galeria „Test”, Mazowiecki Instytut Kultury, Warszawa – „MINIATURA” – 9. Międzynarodowe Biennale Miniatury – wyróżnienie, Galeria Gaude Mater, Częstochowa – „Ślad” – 39. Interdyscyplinarne Spotkanie Twórców – wystawa poplenerowa, Galeria BWA, Piła – „Projekt 966” – Muzeum Uniwersyteckie UMK, Collegium Maximum, Toruń; Pałac Lubostroń

2015 – „Czarne słońca” Centrala Banku PKO BP, Warszawa – „Anastazy W. – PRYWATNIE”(wspólnie z L. Duszką-Kołczem), Galeria Muzeum S. Staszica, Piła – „Nie-ważne”Galeria Fotografii, MCK, Ostrowiec Świętokrzyski – „Kontur” – pokaz w Studio Architektury „Kontur”, Piła

2014 – „Miejsca naznaczone”w ramach Festiwalu II Warsaw Photo DaysStara Galeria ZPAF, Warszawa – „Upload-download” Katedra Fotografii, UA Poznań; Off-Festival Miesiąc Fotografii, Bratysława – „Fotografowie Wielkopolscy” w ramach II Wielkopolskiego Festiwalu Fotografii, Galeria „Wieża ciśnień”, Konin – „Nieoczywiste” Galeria „Aula”, Uniwersytet Artystyczny, Poznań – „Ars principia”Galeria Wydz. Matematyki UMK, Toruń; BWA, Kielce – Konkurs na pracę teoretyczną wyróżnienie, Uniwersytet Artystyczny, Poznań

img_4437

 

img_4439

img_4440

img_4442

img_4443

img_4447

img_4436

img_4449

img_4451

img_4456

img_4459

img_4460

img_4463

img_4465

img_4466

 

 Uważnie, chłodnym okiem…

Wchodząc w świat, utrzymanych w wyrafinowanych szarościach, w delikatnie przenikających się odcieniach czerni i bieli, w świat niemal malarskich, wysmakowanych kompozycji Wojciecha Beszterdy – należałoby zastanowić się nad istotą współczesnej fotografii, która dawno już przestała pełnić rolę dokumentującą sceny z życia konkretnych, znanych z imienia i nazwiska osób. Przestała być zatem zapisem trwałym i znaczącym, mimo że (i jest to niewątpliwy paradoks) fotografowanie stało się zajęciem powszechnym i przez ową powszechność – spauperyzowanym, naturalnym, tak jak naturalne stało się tworzenie osobistych biogramów na Facebooku, czy wypowiadanie się w sposób nieskrępowany, bez znajomości rzeczy, bez przygotowania – na wszelkiego rodzaju forach i portalach internetowych. Zatem w społeczności globalnej, w której każdy czuje się indywidualnością i profesjonalistą, autorytetem w wielu, nierzadko bardzo odległych dziedzinach – fotografia stała się jednym z najbardziej powszechnie dostępnych mediów, a proces fotografowania, pozowania, ustawiania obiektów w kadrze, jak czyniono to niegdyś w przypadku fotografii rodzinnej – stał się czymś zdecydowanie groteskowym, bezcelowym, niemodnym.

W świecie współczesnej kultury, tej elitarnej (prawdziwa zawsze jest taka!), adresowanej do wąskiego grona przygotowanych, wtajemniczonych odbiorców – znaczenia nabiera fotografia, określana mianem „artystycznej”, stanowiąca nie tyle zapis wartych zapamiętania zdarzeń i rodzajowych scen, ile dokumentację niszczącego działania czasu, niedoskonałości, kruchości ludzkiej pamięci. Jest to zatem fotografia dokumentująca proces niszczenia, rozpadu, atomizacji naszego pozornie trwałego świata, fotografia mająca głęboką wymowę filozoficzną i etyczną, prowokująca refleksje na temat przemijania, odchodzenia, dekonstrukcji, na temat ulotności istnienia. Wydaje się zatem, że to właśnie owe przywoływane z przeszłości powidoki zdarzeń, zapisane na kliszy (nadal mawia się „na kliszy”, mimo że klisza odeszła była dawno do lamusa), utrwalone w nieznanych układach, konfiguracjach – dają szansę na podejmowanie bardzo kameralnego dyskursu z odbiorcą, z adresatem który nagle odkrywa w sobie nieprzepartą potrzebę powrotu do miejsc nieledwie zapamiętanych i znanych tylko z pozoru, do miejsc bliskich sercu, a odległych w przestrzeni, którym można by nadać miano „miejsc autobiograficznych”.

Dla Wojciecha takim miejscem, miejscem ku któremu powraca wielokrotnie okazuje się ekran własnej świadomości, owe pokłady pamięci, zapisane intuicyjnie obrazy, związane zarówno z wizerunkami twarzy, pokazanymi w nagłym błysku flesza, na mgnienie, w jakimś krótkim ułamku, okruchu upływającego czasu, jak i prowadzone z rozmysłem obserwacje i studia nad substancją wody, nad strukturą kamienia i skały, nad fragmentem architektury, wreszcie – nad materią ziemi, światła, żywiołu wiatru, mgieł i krystalicznego jak szkło powietrza. Interesują go rzeczy ulotne, notatki z podróży w głąb siebie, zapisy stanów nietrwałych, przywodzących na myśl marzenie senne, surrealne wizje, lub może raczej ślady obecności. Fascynuje go światło, pojmowane zarówno jako rodzaj mglistej, delikatnej poświaty, sączącej się przez szczeliny i szpary, wyraźnie z głębi obrazu jak i światło zapisane w pionach, w geometrycznych podziałach przestrzeni, zastygające w słupy i smugi, w mocno rozbielone linie, światło tworzące imitacje, pozornie trwałych, zda się fizycznie obecnych – konstrukcji, obiektów, przedmiotów.

Prace Wojciecha, osnute aurą prowokacji, skandalu, nie wolne od pierwiastka przekory, delikatnej, ledwie uchwytnej nuty autoironii i kpiny – nie są łatwe w odbiorze. Trudność w odczytaniu tego typu artystycznych wizji wynika bowiem z faktu, że w przeciwieństwie do formy reportażu, czy wizualnego dokumentu nie okazują się one wyłącznie zapisem zdarzeń, chronologicznego układu scen, a stają się swoistym palimpsestem, zwierciadłem przeżyć i myśli, subiektywnych doznań autora, specyficzną „kliszą pamięci”, której powierzchnię pokrywają coraz to inne, przenikające się, nawarstwione obrazy.

Zwykle są to obrazy przywoływane z pamięci, coraz bardziej zatarte, nieostre, spod powierzchni których wyłaniają się coraz mniej rozpoznawalne wizerunki przedmiotów i ludzi, niekiedy zwierząt, coraz bardziej uniwersalne, abstrakcyjne symbole i znaki, oderwane od pierwotnie przypisanych im sensów. W efekcie pod powierzchnią utrwalonego obrazu jak w pęknięciach zakurzonego zwierciadła, pod patyną mrocznych i rozświetlonych, skontrastowanych ze sobą plam, zacieków, obrysów – zaczynają majaczyć nieobjawione wcześniej treści, nowe coraz bardziej intrygujące, metaforyczne i metafizyczne „widziadła”.

Fotogramy autorstwa Wojciecha układają się w cykle, w szczególnego rodzaju narracje, których bohaterem staje się ten, kto opowiada i zapisuje historie. Nie są to jednak opowieści czytelne i jednoznaczne, prowadzone linearnie ku jakiemuś punktowi kulminacyjnemu, przywołujące znane, oczywiste i uporządkowane wątki. Przeciwnie. Utalentowany fotografik, traktujący oko obiektywu na prawach własnego oka, aparat jako przedłużenie ręki, jako narzędzie, którym operuje równie sprawnie jak malarz posługuje się pędzlem, szpachlą i farbą – pełni rolę Demiurga, stwarzającego przed oczami odbiorcy – własny, rozpoznawalny świat. Nie jest to jednak świat sztuczny, wykreowany, a raczej ów „pokaz roboczy”, mający prawo do pewnej chropawości, niedoskonałości, do niedomówień i niejednoznaczności, z których dopiero wyłoni się forma, ostateczny, doskonały kształt.

Każda z prac pokazanych na wystawie – to konstrukt, przemyślany, dopracowany, ale niedopowiedziany do ostatka, wymagający od adresata nieustannej czujności, uwagi i zastanowienia. I tak cykl kompozycji, zatytułowanych „Vanitas”, sygnowanych rokiem 2011 stanowi zapis struktury materii, niekiedy kamiennej płyty jak płyta nagrobna, kiedy indziej fragmentu muru, czy wykuszu okiennego, na którym zapisał się „ślad”. Tym śladem może być inskrypcja, może być plama, pojedyncza litera, może być wreszcie utrwalona w obrazie „pamięć” obecnego wcześniej, ulegającego rozpadowi, unicestwieniu – przedmiotu. Z kolei cykl „Nie-znajomi”, cykl na który składają się celowo niedookreślone wizerunki intensywnie prześwietlonych twarzy, pokazanych fragmentarycznie, tak jak fragmentaryczny jest proces zapamiętywania – stanowi ważny glos w dyskusji na temat istoty współczesnej humanistyki. Cóż bowiem dane nam wiedzieć o człowieku, o jego życiu, dążeniach i myślach, skoro nie potrafimy przywołać z pamięci jego postaci, obrazu, skoro jego wizerunek staje się chmurą rozbielonego światła, a oczy, które dla twórców epok minionych były „zwierciadłami duszy”- dla nas świecą intensywnym, porażającym bielmem, przypominając że twarz to rodzaj pośmiertnej maski lub roztartej, płaskiej, znikającej, coraz bardziej abstrakcyjnej plamy.

Ciekawą, intrygującą narrację stanowi też cykl fotogramów zamkniętych (metaforycznie i dosłownie) pod powierzchnią szklanych, przypominających szkatuły lub akwaria prostopadłościanów. To kadry z filmu, który znaleziono przy ekshumowanym, niemieckim żołnierzu, filmu będącego jedynym i równocześnie jakże bolesnym dowodem jego tożsamości, jego istnienia. Obraz zapisany na powierzchni geometrycznej bryły odbija się w tafli umieszczonego pod spodem zwierciadła, ale obraz ten pozostaje tajemnicą, egzystencjalną zagadką, skłaniając do zastanowienia nad życiem i czasem własnym, nad sensem i celem egzystencji współczesnego człowieka. Wojciech postuluje bowiem by nie tylko fotografii, ale i światu przypatrywać się z intensywną uwagą. Do owego uważnego czytania wizualnego zapisu skłania też umieszczone, wbudowane w tradycyjną fotografię szkło powiększające, skłaniające do bacznego przypatrywania się detalom, fragmentom pozornie tradycyjnych i typowych ujęć. To właśnie w wypuklej soczewce szkła ogniskują się emocje, to ona (owa soczewka) prowokuje by popatrzeć z innej perspektywy na obraz, by uczynić go bardziej ekspresyjnym, polifonicznym, wielowarstwowym. Taką „soczewką” okazują się prace Wojciecha, pewnego swych artystycznych racji, bacznego i nie zawsze przyjaznego obserwatora. Miejmy się zatem na baczności. Oko obiektywu, chłodne oko foto-graficznej Opatrzności może być skierowane także ku nam.

Małgorzata Dorna, Piła, 30 września 2016 r.

Skip to content