24.10.2014 (piątek), godz. 19 00 – Stanisław Pręgowski FOTOGRAFIA

24.10.2014 (piątek), godz. 19 00 – Stanisław Pręgowski FOTOGRAFIA

Stanisław Pręgowski urodził się w Brześciu Kujawskim. Należy do Związku Polskich Artystów Fotografików. Prace w zbiorach prywatnych i galeriach min. w Niemczech, Austrii, Czechach, Stanach Zjednoczonych, w Instytucie Allinari, w Watykanie, w Muzeum Narodowym w Poznaniu, w Muzeum na Majdanku, w Centrum Kultury Żydowskiej w Krakowie.
Oprócz fotografii użytkowej zajmuje się głównie fotografią czarno-białą i techniką gumy. Za swoje dokonania twórcze odznaczony min. Srebrnym Krzyżem Zasługi, medalem 150-Lecia Fotografii, odznaką Zasłużony Działacz Kultury. Jest autorem albumu „Ludzie i kamienie” oraz kilkudziesięciu wystaw indywidualnych prezentowanych w kraju i za granicą. Za całokształt osiągnięć twórczych wyróżniony został specjalną nagrodą Prezydenta Piły. W roku 2010 uhonorowany medalem okolicznościowym oraz wpisem do Księgi Pamiątkowej miasta. Mieszka i pracuje w Pile.

FOTOGRAFIA

Wydaje się, że fotografia to jeden wielki nieporządek; wielokrotnie powielana, przechowywana lub nie, wrzucona na dno szuflady, żyje swoim szufladowym życiem i nie żyje jednocześnie. Jest i jak by jej nie było, jest tylko wtedy gdy na nią patrzymy. Ale jest coś co fotografię wyróżnia jeszcze bardziej, mianowicie to co zostało sfotografowane zaistniało tylko raz na zdjęciu w chwili gdy fotograf nacisnął spust migawki. Ani przed ani po tej chwili tego nie było. Powodowane to jest upływem czasu. To czas determinuje w jakimś stopniu fotografię, a właściwie to co zostało sfotografowane. Gdy patrzę na nie tak dawno „odnalezione” zdjęcie mojej mamy, to widzę młodą kobietę, która o mnie wtedy gdy była fotografowana nic nie wiedziała, nie wiedziała też, że po blisko stu latach ja jej syn będę patrzył na nią, na nią na zdjęciu. A ja widzę na zdjęciu osobę mi obcą, nigdy jej takiej nie znałem, nigdy jej takiej nie widziałem. A przecież ona taka była, tak wyglądała i patrzy na mnie, patrzy nie widząc, nie znając mnie, mojej rzeczywistości. Pozostała fotografia, oto moc fotografii. Jak wspaniale opisała to Urszula Czartoryska: „naciśnięcie migawki, jak nóż przecina bieg zdarzeń”. Przekonany jestem, że fotografia jak żadne inne medium przenosi rzeczywistość poza granice realności. To niesamowite, jak często nie zdajemy sobie z tego sprawy. Bo przecież to czas, ten chytry nośnik życia powoduje, że wszystko się zmienia, wszystko mija i my mijamy wszystko wokół nas, ale to właśnie fotografia pozwala na zatrzymanie rzeczywistości i to zatrzymanie „na zawsze”. Gdy powstaje zdjęcie czegoś, to w tej chwili tego czegoś już nie ma, pozostała jedynie fotografia. I jeszcze jedna cecha, która nobilituje fotografię, otóż jest ona rozumiana wszędzie i „w każdym języku”. To ogromna siła, którą trzeba świadomie i twórczo wykorzystywać. Marek Bieńczyk pisze o fotografii ”Fotografie oddychają, czy też mają swoje tchnienie. Jeśli jednak nie poczujemy na twarzy ich tchnienia, nie poczekamy na chwilę, gdy je z siebie wypuszczą, przejdziemy mimo fotografii, a niekiedy w ogóle nie zwrócimy na nie uwagi”.

Stanisław Pręgowski
Piła, 30 września 2014

 

Stanisława Pręgowskiego filozofia odczytywania świata.

„Aparat fotograficzny jest nie tylko przedłużeniem oka, ale również umysłu. Może widzieć ostrzej, dalej, bliżej, wolniej i szybciej niż oko. Może ujrzeć niewidzialne światło.”

W. Bullock

Przekonanie, że obraz tworzy się przede wszystkim z intensywności myśli, z intelektualnej, a więc bardzo świadomej spekulacji – pozwala dostrzegać to, co niewidzialne przy powierzchownym, spontanicznym i wyłącznie emocjonalnym oglądzie. Co więcej – pozwala wniknąć w strukturę, w jakąś utajoną duszę Wszechświata i poczuć tę doskonałą jedność, jaką osiąga się w krótkich i intensywnych momentach intuicyjnego poznania, iluminacji. Poznanie bowiem ma charakter holistyczny, całościowy, a sprzeczność między rozumem i emocją – wydaje się być tylko pozorem. Tak, więc sfera myśli nie eliminuje przeżycia, a okazuje się być jego znaczącym i wiarygodnym dopełnieniem, prowadząc artystę ku wyciszeniu emocji i budowaniu obrazu w oparciu o doskonałość warsztatu, środków ekspresji, techniki.

Fotografik tej miary co Stanisław Pęgowski patrzy na świat z pozycji filozofa i estety, któremu zapamiętane obrazy układają się w cykle, płynnie przenikających się i równocześnie celowo pozbawionych literackich odniesień, czy wątków, bardzo osobistych, subiektywnych narracji, opowieści na temat portretowanego przedmiotu, krajobrazu, struktury kompozycji, formy. Inspiracją okazuje się spokój panujący w Naturze, powaga i majestat starych drzew o mocno rozrysowanych konarach, tajemnica zaklęta w chłodzie i doskonałości kamienia, w unikalnym pięknie porowatej, chropawej skały, czy granitowego głazu, uroda nadrzecznych mgieł, czy wreszcie abstrakcyjnych, miękko układających się plam, smug, matowych słupów światła, promienni.

Mamy tutaj zatem różne i jakże odmienne sposoby postrzegania powracających motywów, tematów, wynikające ze świadomego wyboru techniki fotograficznej, narzędzi, które nie ograniczają się wyłącznie do urządzenia zapisującego obraz (kamery lub aparatu). Fotografia nie powstaje bowiem w momencie uchwycenia obiektu, a raczej w wyniku żmudnej, wielogodzinnej pracy w atelier, w wyniku pracy dla której zaledwie początkiem staje się naciśnięcie spustu migawki. To bowiem w ciszy i alienacji, w pracowni właśnie dokonuje się wyboru ostatecznej i najlepszej w przekonaniu autora – wersji konkretnej kompozycji, przemyślanego do ostatka „dzieła”.

Tak, więc w kręgu twórczych zainteresowań i poszukiwań autora pokazywanej obecnie w galerii BWA kolekcji – mieści się przede wszystkim cykl prac wykonanych trudną techniką tak zwanej „gumy”, dającą szansę na uzyskanie prawdziwie „malarskich” efektów, na operowanie płynną, roztartą celowo plamą, nieostrym, nierzadko szkicowym konturem, gamą przenikających się, delikatnych świateł i cieni, sugerujących odbiór kompozycji w kategoriach monochromatycznego, ascetycznego, a jednocześnie bardzo poetyckiego obrazu.

Odmienne widzenie świata proponuje Pręgowski stosując technikę, nazywaną w zawodowym języku – „fotografią otworkową”, której istotą jest uzyskanie niemal nieograniczonej głębi ostrości. W efekcie z pozornie znanego, oswojonego pejzażu można wydobywać abstrakcyjne, niemal surrealne, łagodne, „zamglone” kształty, pozwolić by zapisany ostatecznie na papierze obraz tracił swój jednoznacznie czytelny, oczywisty wymiar, by ożywał nagle i (jak mówi sugestywnie artysta) poruszał się, przenikał, „płynął”.

Jeszcze inne, bardzo odrębne, specyficzne miejsce zajmuje w twórczości pilskiego artysty – technika fotografii barwnej, która jednak nie operuje intensywnym, wyrazistym, znanym z popkulturowych plakatów i reklam – kolorem. Podobnie jak w przypadku „gumy”, czy technik imitujących wyrazisty rysunek, grafikę, tak i w przypadku fotografii kolorowej – obrazy Pręgowskiego okazują się rozpoznawalne, noszą bowiem piętno osobowości Autora, dla którego ważna staje się coraz bardziej klasyczna uroda, harmonia i porządek zatrzymanego w bezruchu, istniejącego jakby poza miejscem i czasem, poza wolą, intencją człowieka – onirycznego, wyśnionego świata.

Zarówno bowiem te wcześniejsze jak i obecne prace działają na odbiorcę niepowtarzalnym nastrojem, próbą pokazania trwałości Natury wobec nietrwałości stworzonego ręką człowieka fragmentu architektury, przynależnego sferze kultury, cywilizacji. Zafascynowany ową wzajemną relacją umownie potraktowanego kamienia (płyty nagrobnej, pomnika, portalu, okiennego wykusza, czy symbolicznej, wiodącej zwykle ku cmentarzom lub ruinom – bramy) i jakże kruchego, zazwyczaj pozostawiającego tylko ślad swej obecności człowieka – fotografik odkrywa przed oczyma uważnego, dociekliwego widza kolejne etapy rozpadu, niszczenia tego, co pierwotnie wydawało się tak trwałe, statyczne, niezmienne. Często ową siłą i energią destrukcji okazuje się światło, zatrzymane na murze, rozmigotane w delikatnym, finezyjnym rysunku bluszczy, wydobywające fakturę kamienia, walor, światło które niekiedy kaleczy, unicestwia, obnaża, odkrywa.

Tak, więc epatując spokojem i porządkiem, intrygując prostotą i czystością, wyrazistością form, kreując niemal klasycystyczne wizje architektury, konstruując rozmalowane światłem, ujawniające miękkość kształtów odrealnionych przedmiotów – pejzaże, wreszcie mocne w rysunku, niemal graficzne, zatrzymane w kadrze elementy przynależne światu Natury – artysta prowokuje odbiorcę by spojrzeć na jego prace z dwóch, nie wykluczających się jednak perspektyw: z perspektywy doskonałości warsztatu i potraktowanego na prawach metafory lub symbolu – motywu. Nie interesują go jednak ani rozbudowane opowieści, ani poczynania awangardy, eksperymenty czysto formalne, czy wreszcie wyrosłe na gruncie fascynacji kulturą masową – fotografie i druki cyfrowe.

To właśnie bowiem cyfrowa czyli doskonała technicznie, nasycona agresywnym kolorem i zwykle wolna od dbałości o kompozycję, czy o konkretne, istotne przesłanie – fotografia, utrwalająca to, co przypadkowe lub znaczące wyłącznie dla tego, kto dokonuje zapisu – wydaje się tworzyć anonimowy świat, w którym rzeczywistość zastąpiono jej znakiem. Widać to bardzo wyraźnie na wszelkiego rodzaju portalach „społecznościach”, gdzie potrzeba swoistego ekshibicjonizmu i demonstrowania (nie mylić z dokumentowaniem, a więc szlachetną techniką reportażu) prywatnego życia autorów powielanych w nieskończoność ujęć podniesiona została do rangi groteski, karykatury, absurdu.

Dla artysty fotografika – aparat okazuje się rzeczywiście owym „przedłużeniem umysłu” i oka, tym bardziej naturalnym, że często tworzeniem obrazu na połyskliwym lub matowym, gładkim lub gruboziarnistym papierze – zajmują się przedstawiciele nauk ścisłych, którzy nie kryjąc fascynacji faktem łączenia osiągnięć techniki ze sztuką – mogą, jak czyni to Stanisław Pręgowski kreować własne, osobne i przez to wyjątkowe kompozycje. Bohaterami owych utrzymanych w charakterystycznej, rozpoznawalnej konwencji prac, prac operujących bardzo oszczędną, niemal ascetyczną formą – stają się zatem dwa najważniejsze i dopełniające się wzajem elementy budowania nastroju: światło i przestrzeń. W konsekwencji powstaje czas zatrzymany, zapisany w kadrze poprzez bardzo intymne, osobiste, nie wolne od emocji obcowanie z przedmiotem, dominującym motywem, tematem.

Zatem w początkach XXI wieku, w dobie pauperyzacji sztuk wszelakich, a wizualnych w szczególności – traktowana odpowiedzialnie fotografia staje się trudnym i ryzykownym medium, tym bardziej niebezpiecznym, że (jak mawiają arystokraci ducha, owi grafowie, czy może foto – grafowie, foto – graficy) bezmyślne naciskanie spustu migawki – nie ma wiele wspólnego z istotą głębokiego, estetycznego przeżycia. Przesłanie całego pokazu staje się w istocie zarówno nieco ironiczne i gorzkie, jak i niezwykle czytelne: nie pozwalajmy sobie na produkowanie zdjęć, owych bezdusznych, przypadkowych imitacji rzeczywistości. Twórzmy raczej fotografie, a więc dopracowane formalnie zapisy myśli, nastrojów, tego co ledwie uchwytne i co wymaga precyzyjnej dokumentacji – owej zapominanej, lekceważonej, brutalnie zagłuszanej – istoty humanizmu, istoty naszego człowieczeństwa.

Małgorzata Dorna

Skip to content